Sieci a socjologia wiedzy

Podwójna hermeneutyka

Wiedza nie musi być nauką, może to być wiedza potoczna, czyli taka która przez wieki pozwalała przetrwać społecznościom: dzięki niej znano rośliny o leczniczych właściwościach, zdobywano pożywienie, budowano schronienie, produkowano odzienie. Ale nauka nie może się obejść bez wiedzy. Socjolog brytyjski, Anthony Giddens powiada, że relacja między potoczną wiedzą a sformalizowaną nauką wspiera się na zasadzie podwójnej hermeneutyki. Zgodnie z tym ujęciem poznanie naukowe, w tym socjologiczne, czerpie z wiedzy ludzi o ich własnych działaniach i obserwacji tych działań. Z kolei ludzie i organizacje czerpią z nauki impulsy do bardziej efektywnych działań.

Coraz bardziej widoczna indywidualizacja wymuszana przez zastosowanie komputerów, globalizację, mobilność, konsumpcję itp. wcale nie musi być funkcjonalna dla poszerzania wiedzy. Indywidualizacja nigdy jednak nie zniszczy interakcji międzyludzkich. Friedrich Hayek już w połowie lat 50. (The Counter-Revolution of Science, 1952) krytykował pychę indywidualnego rozumu, twierdząc że źródłem bogactwa zawsze była "cicha wiedza" (tacit knowledge). Rozwój ludzki i społeczny wytwarza bezosobowy rozum międzyindywidualny, który wyraźnie ujawnia się w spontanicznie ukształtowanych nawykach pracy i wymiany. To, co Adam Smith nazwał "niewidzialną ręką rynku", to właśnie przejaw owego interpersonalnego rozumu. Jeśli taki rozum mógł się kształtować przy relatywnie ubogich środkach komunikacji, to cóż dopiero mówić o wieku Internetu, który zdaniem filozofów sieci Pierre'a Levy'ego i Derrika de Kerckhove'a buduje na naszych oczach inteligencję kolektywną, spotkanie umysłów w sieci. Dzięki temu grupa ludzi może działać i wykonywać jakieś zadanie, jak gdyby była inteligentnym, samomonitorującym się organizmem pracującym z jednym umysłem, a nie zbiorem niezależnych "agentów intelektualnych".

Nauki społeczne ciągle jeszcze nie potrafią wyjaśnić, czym jest wiedza w społeczeństwie opatrywanym tym szyldem. Częsty jest pogląd, że staje się ona źródłem władzy, różnicowania statusu i stratyfikacji społecznej, tak jak w społeczeństwie agrarnym kontrola nad ziemią, a w przemysłowym władanie maszynami i fabryką. Ludzie szukają w systemach eksperckich lekarstwa na lęki egzystencjalne, ryzyko i niepewność, ale jednocześnie strukturalizują rzeczywistość społeczną. W tym duchu wiedzy jako władzy ujmowano rolę instytucji takich jak szkoła, która - jak to określał Pierre Bourdieu - wdrukowuje w ludzi określony habitus, czyli system psychicznych i biologicznych nastawień, obejmujących także nieuświadomione schematy poznawcze. Zasadza się to na założeniu, że system społeczny jest jednostce narzucony, a jego dyspozycje są przez nią zinterioryzowane, przyjęte za własne w procesie edukacji i socjalizacji. Tak było zawsze, bo edukatorzy są o pokolenie starsi od edukowanych, z innym ekwipunkiem mentalnym, intelektualnym i kulturowym, ukształtowani przez system, który następnie legitymizują.

Jeśli prawdą jest, a nikt temu nie przeczy, że podstawą relacji międzyludzkich jest komunikowanie, to znaczy, że najważniejszy jest kod, czyli system generowania i komunikowania znaczeń w społeczeństwie. Z niewielką przesadą można powiedzieć, że kto upowszechnia kody i standardy, ten ma władzę narzucania przedstawień zbiorowych, władzę reprezentacyjną. Ale czy tak musi być w społeczeństwie wiedzy, w wieku Internetu, gdy ludzie szukają wiedzy poza instytucjami, gdy zmiana goni zmianę, co wymaga stałej adaptacji? Na to pytanie trudno jeszcze odpowiedzieć. Trudno dlatego, że mamy do czynienia z pewnym paradoksem antropologicznym, który polega na prawdziwości dwóch sprzecznych twierdzeń. Z jednej strony człowieka jako istotę społeczną kreują, formują i determinują system, kultura, biologia, język, historia, gospodarka; z drugiej strony może on jednak uciec od tych determinizmów, dodając własną twórczość, własne oprogramowanie intelektualne czy emocjonalne. To co nas determinuje podlega określonym prawom, ale nasz intelekt pozwala poznawać te prawa i próbować na nie wpłynąć. To jednak oznacza, że nie można człowieka do końca poznać, bo rozum nie jest mu dany po to, aby się sam poznawał.

Internet jako źródło wiedzy

Internet jest niewątpliwie źródłem wiedzy, choć także wysypiskiem przeterminowanych danych. Socjologia i psychologia wiedzy niewiele jednak mogą powiedzieć, jaką rolę odgrywa Internet w procesach poznawczych. Nie wiadomo, jaki będzie Internet przyszłości, ale jeśli ma być w jakimś stopniu inteligentny (zob. idea Internetu semantycznego, nad którym pracuje twórca hipertekstu Tim Berners-Lee, czy pomysł WEB 2.0), to połączenia w sieci muszą być tworzone na zasadzie asocjacyjnych konstrukcji powstających w mózgu. Tylko to może ułatwić przyswajanie wiedzy. Proponowane rozwiązania muszą korespondować z rzeczywistymi procesami myślowymi, które nie przebiegają linearnie. Dziś intuicyjne wybieranie odnośników przyspiesza pracę z tekstem. Często niemożliwością jest wykorzystanie wszystkich linków (czasami ich liczba przekracza milion), wówczas umiejętność właściwego wyboru staje się nieoceniona. Taki nowy styl pracy wymaga jednak przygotowania i zmiany nastawienia użytkownika.

W chwili obecnej optymalnym rozwiązaniem problemu opisania i dostarczenia użytkownikowi potrzebnych dokumentów funkcjonujących w globalnej sieci, wydaje się być tworzenie bibliotek wirtualnych, zarządzanych przez specjalistów w dziedzinie wyszukiwania i opracowania informacji. Problem jednak w tym, że internetowe dane to nie tylko tekst, ale i pliki multimedialne, a także linki do różnorodnych stron internetowych. Podstawową wadą tych danych jest brak ich strukturalizacji, inną - zmienność informacji. Z drugiej strony stabilność zawartości Internetu (lub jej brak) jest także zaletą. Aktualność informacji z sieci stanowi jej wartość.

Moja magistrantka (A. Korniluk, Szansa czy konieczność, Uniwersytety i studenci wobec e-learningu, 2005) przestudiowała ważniejsze opracowania dotyczące tego, czego oczekuje się od Internetu w społeczeństwie wiedzy. Wydobywanie jej z Internetu wymaga coraz większych kompetencji. Efektywna analiza informacji zawartych w sieci wymaga zastosowania nowoczesnych metod statystycznych. Wobec szybkiego rozwoju sztucznej inteligencji do analizy danych opracowano stosowne narzędzia typu data mining (drążenie czy zgłębianie danych). System ten jest jedną z form odkrywania wiedzy (knowledge discovery). Elementem występującym we wszystkich definicjach data mining jest odkrywanie wiedzy ukrytej w danych. Mimo że jest to wiedza o zależnościach, związkach i wzorcach w zbiorach danych, informacje te są niewidoczne na pierwszy rzut oka i nieuchwytne bez zastosowania odpowiedniego narzędzia. Data mining poszerza możliwości przewidywania lub planowania zjawisk na podstawie istniejącej informacji. Możliwa jest bowiem budowa modeli predykcyjnych, które z uwzględnieniem specyfiki danego sektora rynku potrafią dostarczyć wiedzy niezbędnej w optymalizacji i dopasowaniu do potrzeb odbiorcy planowanych działań i akcji (handlowych, marketingowych itp.).

Innym narzędziem pomocnym w przeszukiwaniu i zbieraniu interesującej informacji, a także polepszaniu jakości istniejących źródeł jest web farming (idea Richarda Hackathorna, który porównywał proces szukania informacji w Internecie do rolnictwa, które tak jak Internet wymaga ciągłego polepszania jakości nasion, technik uprawy i zasobów). Web farming to nie przypadkowe przeglądanie sieci, polegające na przechodzeniu od jednej interesującej informacji do kolejnej; nie jest to także jednorazowe, pojedyncze przeszukanie sieci. Web farming jest systematycznym, ciągłym procesem dostarczania stosownych informacji właściwym ludziom w odpowiednim czasie. Idea web farmingu została stworzona w celu ciągłego znajdowania nowych źródeł informacji w sieci, pokazanych następnie w szerszym historycznym aspekcie oraz w celu strukturalizowania tych informacji, tak aby mogły one zasilić hurtownie danych i pomóc w podejmowaniu decyzji właściwym osobom.

Prof. Kazimierz Krzysztofek jest wykładowcą w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie.


TOP 200