Robot z palcem na spuście
- Monika Stępień,
- 12.05.2010, godz. 08:27
Ale wszyscy uświadomiliśmy sobie, że na parkietach (jakkolwiek to słowo dziś rozumieć...) mnóstwo jest programów, które podejmują ryzykowne strategie dla portfeli wartych miliardy, w ciągu pojedynczych milisekund. Klasa programów opisanych we wrześniowym artykule, czyli HFT, nie ma charakteru niszowej ciekawostki, a jest zdolna urządzić małe trzęsienie ziemi.
Z punktu widzenia każdego z graczy, zaawansowane systemy reagujące w bardzo krótkim czasie są korzystne, bo pozwalają osiągać zyski w nieomal stuprocentowo pewny sposób. Dysponując bogatą informacją z całego rynku dotyczącą nie tylko kursów, ale i zleceń oraz szybkim, uprzywilejowanym łączem pozwalającym na składanie priorytetowych transakcji, mają warunki inwestowania niedostepne dla zwykłego maklera ani analityka. I to jest jeden problem. Drugi polega na tym, że takich programów musi być naprawdę dużo, skoro lawinowa reakcja robotów wywołała prawdziwe tąpnięcie na giełdzie.
Zobacz również:
Lekcja z 6 maja 2010 r. powinna zostać starannie odrobiona przez wszystkich, którzy zarządzają technologiami IT, narzędziami budowanymi w oparciu o nie oraz tych, którym leży na sercu szeroko pojęte bezpieczeństwo.
Z palcem na spuście
Pobawmy się dalej w snucie posthumanoidalnego science-fiction. Znaczenie giełd i prędkość przepływu kapitałów raczej wzrasta niż maleje, zaś postępująca integracja systemów sprawia, że na podstawie kursów giełdowych podejmuje się nie tylko zlecenia kupna i sprzedaży papierów wartościowych, ale i walut czy obligacji emitowanych przez rządy i banki centralne. Przy szybkości, z jaką tąpnięcie nastąpiło i przeniosło się na inny rynek wypada się zastanowić, czy nastepna lawina błędnych decyzji programów HFT może przerodzić się w globalne załamanie, ze skutkami dalece bardziej realnymi niż spadek wartości portfeli inwestorów. Bezpieczeństwo ekonomiczne i informacyjne, zauważmy, staje się doktryną państw i sojuszy wojskowych. Stąd tylko krok do przeniesienia kryzysu giełdowego na płaszczyznę polityczną i militarną.
Nikogo chyba nie trzeba dziś przekonywać, że skutki kryzysów finansowych mogą nieść całkiem realne konsekwencje. Wystarczy obejrzeć w wieczornych wiadomościach samochody płonące na ulicach Aten, walki bezrobotnej młodzieży z policją, zatrzymane fabryki, strajkujących nauczycieli i kolejarzy. Fakt, że problemy Grecji narastały przez lata i że są nie wynikają tylko ze spekulacji, a z zadłużania się ponad miarę, nie powinien uśpić naszej czujności - podobne skutki może wywołać czysto "psychologiczna" (o ile można tak powiedzieć) reakcja giełd, na których handlują programy, a nie maklerzy.
Powyższe rozważania dziś mogą brzmieć jak scenariusz kiepskiego thrillera z gatunku political-economical-science-fiction, ale na pewno lekcja 6 maja powinna zostać starannie odrobiona przez wszystkich, którzy zarządzają technologiami informatycznymi, narzędziami budowanymi w oparciu o nie oraz tych, którym leży na sercu szeroko pojęte bezpieczeństwo.