Przetarg na telefoniczne usługi dodane

Takie i tym podobne dylematy będą udziałem Wysokiej Komisji ds. Przetargu na Realizację Usług Dodanych w wykonaniu prywatnych usługodawców telekomunikacyjnych - service providers.

Trudno dziś jeszcze mówić o regułach gry tego przetargu pewnie nie zna ich na razie sam inicjator idei. Można więc tylko snuć domysły: które usługi będą preferowane, te "pożyteczne" (dla nas), czy raczej te opłacalne (dla TP S.A. i service provider'a, oczywiście)? W artykule z 11.02.br. nie mówi się przecież, że "szepty erotyczne", "randki

telefoniczne" i tym podobne wciórności mają być wypierane z sieci publicznej, a przecież wiadomo, że właśnie tego rodzaju usługi przynoszą krociowe zyski. Czy nie może się więc zdarzyć, że np. horoskopy wygrają z informacją o lekach, "Totolotek" - z danymi o gospodarce, a "różowe" numery zgarną resztę z puli dostępnych przyłączy?

Powyższe myślenie świadomie zostało sprowadzone ad absurdum, żeby uzmysłowić trudną i szkodliwą w danym wypadku wykonalność pomysłu pt. "przetarg na łącza dla realizatorów usług dodanych". Co by się działo na przykład, gdyby - analogicznie - GUS zapragnął również drogą przetargu nadawać podmiotom gospodarczym numery "REGONU"? - Gdyby kierownictwo GUS w latach 80. organizowało przetargi na identyfikatory działalności gospodarczej, inaczej wyglądała by dzisiaj nasza rzeczywistość - i chyba mniej ciekawie. Na szczęście nikt na to nie wpadł i pula numerów REGONU po prostu się powiększa. Nikt nie musi walczyć o numer swego identyfikatora, dostanie go każdy: gigant, i prywatny mały zakład. Aby analogia była pełna, należy zauważyć, że utrzymywanie numeru REGONU w bazie danych też kosztuje, choć oczywiście nie tyle, co łącza.

Innym przykładem, bardziej zresztą zbliżonym do "zagospodarowania" numerów telefonicznych, jest przydzielanie użytkownikom częstotliwości radiowej przez PAR; analgicznie do numeru REGONU może otrzymać ją każdy (i wykorzystywać w sposób indywidualny).

Warto również zwrócić uwagę, że przetargowe "rozdawnictwo" (gdzie są "równi i równiejsi") zupełnie nie idzie w parze z duchem czasu. Oceny kwalifikacyjne różnorodnych zamysłów telefonii usługowej z natury rzeczy nie mogą być prawidłowe (nawet przy założeniu kompetentności Komisji). Może je zweryfikować dopiero samo życie. Może by więc spróbować spokojnie (i sekwencyjnie) nadawać numery telefoniczne zgłaszającym się service-provider'om? Bez "przetargu", który jest ni priczom i bez żadnej specjalnej imprezy promocyjnej? Można będzie wtedy również racjonalnie eliminować tych usługodawców, którzy z takich czy innych względów społecznych nie powinni stawać w szranki (bo ich możliwości finansowo-organizacyjne i tak poznamy dopiero później). Jak pisze "Życie Warszawy", polskich baz danych, z których informację można by wykorzystać od zaraz do prowadzenia tego typu działalności, prawie jeszcze nie ma. Nic nie szkodzi, z czasem usługodawcy pojawią się sami (jak "szczęki" na targowisku) - będą to przecież bardzo dochodowe przedsięwzięcia. A na razie nic nie stoi na przeszkodzie, żeby TP S.A. zawarło umowy z chętnymi. Za zyski będzie można zawsze "dobudować" nowe numery (zainstalować centrale, kable i in. urządzenia). W końcu Spółka działa tu jako inwestor, nie jako dobroczyńca. Umowy indywidualne na tego typu działalność zawsze faworyzują przedsiębiorstwo telekomunikacyjne w stosunku do service providera, zapewniając mu co najmniej 50% zysku (tylko za udostępnienie łączy).


TOP 200