Przestrzeń innowacji i kontaktów

Wreszcie, okazją do kontaktów są wydarzenia kulturalne. W Gdańsku stworzono niedawno centrum muzyczno-kongresowe na Wyspie Spichrzów w dawnej ciepłowni. Powstała tam jedna z największych sal filharmonijnych w Europie. Cały czas jest pełna. Ludzie przychodzą na koncerty, bo potrzebują bezpośrednio uczestniczyć w ważnych wydarzeniach. Chociaż w domach mają sprzęt audio-wideo, doskonałe możliwości multimedialnego odtwarzania, to jednak przychodzą.

Czy funkcje tradycyjnego rynku p zestaną istnieć?

W miastach pod wpływami cesarstwa rzymskiego rynek powstawał w miejscu, gdzie dawniej był środek obozu wojskowego, siedziba dowództwa. Rynek był miejscem, gdzie coś się działo, gdzie robiono zakupy (stąd Sukiennice), wymieniano informacje (tu ogłaszano decyzje króla), oglądano atrakcje (tu wykonywano przecież wyroki, które ściągały tłumy gapiów). Spójrzmy teraz na centra handlowe - one są dzisiejszym rynkiem. Na początek w prymitywnej formie - jest tylko handel, kupujemy jak najwięcej. Ale w wyższej formie, to także miejsce innych kontaktów, na przykład imprez kulturalnych.

Rynek zmienił tylko miejsce, ale jego funkcja pozostała niezmieniona. Wyprowadził się w miejsce bardziej atrakcyjne dla inwestorów, ale jego rola pozostała ta sama. Ludzie wyprowadzają się na obrzeża miast, centra handlowe podążają za nimi.

Co pod wpływem tych przeobrażeń zmienia się w urbanistyce?

Był czas, gdy urbaniści byli demiurgami, oni tworzyli całą kompozycję miasta. Niejednokrotnie dostawali nieprawdopodobne instrumenty i środki do realizacji swoich wizji. Z różnymi skutkami. Na przykład baron Hausmann rozbił cały dotychczasowy, ukształtowany przez wieki układ Paryża, by potem tworzyć go od nowa według własnych pomysłów. Z kolei miasta angielskie są bardzo ładnie zakomponowane, funkcjonalne, widoczna jest tu dbałość o formę miasta.

Teraz urbanista już nie jest demiurgiem. Wpływa na to wiele czynników - od roli władzy, przez presję rynku, po partycypację społeczeństwa. I znowu - z dobrymi i złymi tego skutkami. Nastąpiła demokratyzacja tworzenia planów zagospodarowania przestrzennego (każdy może się wypowiedzieć), zauważalny jest olbrzymi wpływ czynników komercyjnych. Rynek może dyktować nawet kierunki rozwoju miasta. Korporacje wybierając dla siebie lokalizacje mogą zmieniać dotychczasowe funkcje miejsca.

Ludzie wyprowadzają się na przedmieścia, bo nie chcą mieszkać w ścisku, w tłoku, w skupieniu. To jest umotywowane behawioralnie. Tak jak na plaży - jedni lubią tłok, rozkładają się w samym środku, inni idą dalej, aby było luźno. W Polsce zauważalna jest silna tendencja do rozlewania się miast, tworzenia zabudowy niskiej, zamkniętych osiedli.

To dobrze czy źle?

Tutaj ważna staje się kwestia, jak silne jest prawo, które reguluje rozwój przestrzenny miast. A prawo tworzą przecież demokratycznie wybrani przedstawiciele społeczeństwa. Prawo ma służyć generalnie zachowaniu ładu przestrzennego. Co to jest ład przestrzenny, można dyskutować, ale wystarczy porównać Niemcy, Holandię i Polskę, by od razu zobaczyć, gdzie mamy do czynienia z ładem przestrzennym. Bałagan w naszym kraju nie zawsze jest uwarunkowany kulturowo, jak nieraz to tłumaczymy. Tak jak nieporządek w domu - często wynika z lenistwa.

Jak daleko prawo ma ingerować w kształtowanie przestrzeni? Czy ma określać kształt i kolor domu, spadek dachu, wygląd okien?

Ma tworzyć rygory kompozycyjne. Nie może być tak, że jeden dom na osiedlu ma dach taki, a drugi inny. Tak to się kształtują fawele. Ład kompozycyjny to właśnie odpowiednie kąty nachylenia dachów, odpowiednie gabaryty domów, odpowiednia liczba pięter itd. Nawet osiedla arabskie, które z pozoru wyglądają chaotycznie, są budowane bardzo rygorystycznie. Inna sprawa, że rygor ten związany jest z klimatem, trzeba chronić się przed upałem, by móc żyć w mieście.

Jak pogodzić rygory urbanistyczne z kreacją architektoniczną, z twórczym podejściem do projektowania budowli? Najnowsze, powstające na świecie obiekty przybierają najróżniejsze, fantastyczne wręcz kształty.

Techniki informacyjne dały architektom niesamowite, niedostępne wcześniej możliwości opanowania formy. Dzisiaj w zasadzie nie ma technicznego problemu z realizacją wizji architekta. Jedynie koszty mogą być ograniczeniem. Nawet rozwiązania wydawałoby się przeczące prawom fizyki można technicznie zrealizować. Każda wizja, każdy pomysł mogą być spełnione. To wynika m.in. z możliwości szybkiego, automatycznego wyliczania w programach komputerowych parametrów konstrukcyjnych projektowanej budowli.

Kiedyś nie umiano wszystkiego wyliczyć, teraz jest to niemalże dziecinna igraszka. Jaki jest tego efekt? Oczywiście, zawsze czas weryfikuje sądy i oceny o tym, co jest dobre, a co złe. Wieża Eifla była uznawana za brzydotę, została, bo nie było pieniędzy na jej rozebranie, dzisiaj stanowi symbol Paryża. Projektowanie z wykorzystaniem komputerów daje olbrzymią łatwość, ale też zabija inwencję, twórczość. Kiedyś architekt musiał narysować sam okno, teraz po prostu wybiera gotowe okno z katalogu. Nie zawsze wie, czy w tym otoczeniu to okno będzie właściwe, czy będzie na miejscu. Jest sprawny technicznie, ale często brakuje mu smaku, ogłady estetycznej.

W programie komputerowym jest jak na jarmarku - chcesz to, to masz, chcesz tamto - proszę bardzo. Jeśli nie ma się podstaw edukacji klasycznej, poczucia estetyki, to trudno zapanować nad olbrzymią, dostępną przez nowe technologie ofertą. Spójność architektury i urbanistyki, która staje się coraz bardziej motywowana rynkowo i technologicznie, jest już trudna do osiągnięcia.

Rynek, jak wiadomo, kieruje się zasadą maksymalizacji zysku, to normalne, trudno oczekiwać, żeby inwestor nie szukał jak najlepszych terenów w mieście. Z drugiej strony jest jednak coś takiego jak interes społeczny. Łączenie tych dwóch płaszczyzn, godzenie tych dwóch różnych perspektyw i oczekiwań jest właśnie zadaniem władzy publicznej, świadcząc o jej mądrości i skuteczności. Jeżeli chce się mieć tylko wolny rynek, gdzie każdy może wszystko, to chaos jest nieunikniony. Czy rzeczywiście jednak o to nam chodzi?

Musi być spójność między planowaniem urbanistycznym a projektowaniem architektonicznym. Jest to rzecz ze wszech miar pożądana. Warszawa na przykład rozwija się obiektowo, a nie systemowo, nie ma żadnej myśli przewodniej, żadnej spójnej wizji rozwoju oprócz maksymalnego zapełniania wszystkich pustych miejsc nowymi budynkami. Przed wojną była bardzo klarowna koncepcja - otwieranie nowych osi, bo miasto się rozwija, ale też chronienie pewnych miejsc przed inwestorami w imię interesu publicznego. Dzisiaj o potrzebie godzenia różnych potrzeb na gruncie jasnej wizji rozwoju miasta niejednokrotnie się zapomina.


TOP 200