Prawo do zawartości

(Nie)konsekwencje

Ustawodawca co prawda zastrzegł pewnego rodzaju protekcyjne vacatio legis, wprowadzając ochronę zagranicznych baz danych dopiero od chwili wejścia Polski do Unii Europejskiej. Obecnie wymóg ten dotyczy jedynie polskich producentów. Jednocześnie wprowadził jednak w innym artykule ustawy zasadę, że pojęcie polskiego producenta odnosi się również do firm czy osób prywatnych działających w Polsce, na rzecz których zagraniczny producent przeniósł prawa do bazy. Może to być np. firma, która sprzedaje na polskim rynku bazy zagranicznego producenta. Można więc oczekiwać, że wkrótce znajdą się tacy "następcy prawni" dla wykorzystywanych w Polsce baz.

Teoretycznie ustawa przedłuża czas ochrony bazy danych na 15 lat od chwili jej powstania, lecz w praktyce - w przypadku baz elektronicznych - ochrona może się okazać w praktyce bezterminowa, bowiem "okres ochrony liczy się od ostatniej modyfikacji zawartości bazy".

Ustawa będzie miała znaczenie przede wszystkim dla tych przedsiębiorstw, które działają w sferze szeroko rozumianej wymiany informacji. Pomoże działać firmom udostępniającym różne zbiory informacji (np. analiz gospodarczych), ale z drugiej strony w praktyce okaże się, że za wiele zestawień informacji dostępnych dzisiaj za darmo trzeba będzie płacić lub płacić więcej niż do tej pory. W efekcie może to doprowadzić do ograniczenia rynku nie licencjonowanej, wtórnej informacji handlowej. Dotyczy to rozmaitych rankingów, zestawień czy serwisów internetowych, powstałych poprzez agregację informacji pochodzących z różnorodnych źródeł. Od praktycznej interpretacji ustawy zależy chociażby działalność firm prowadzących portale internetowe, będące przecież z natury w dużej mierze agregatorami informacji.

Interpretacja ta będzie także potrzebna w innych miejscach. "Ustawa nie reguluje kwestii umów, a pojawia się tutaj ciekawy wątek podatkowy. Bazy powinny być udostępniane na zasadzie licencji, zaś w Ustawie o podatku VAT mowa jest jedynie o opodatkowaniu licencji na oprogamowanie" - uważa Xawery Konarski, prawnik z kancelarii Traple Konarski i Podrecki. Dopiero praktyka wykaże, czy taką opinię podzielają również urzędy skarbowe. "Zapewne czeka nas tu pewne zamieszanie, podobnie jak miało to miejsce w przypadku licencji na oprogramowanie" - dodaje Xawery Konarski. Wydzielenie Ustawy o ochronie baz danych zawiesza również w pewnej próżni inne kwestie, np. sprawy dotyczące współautorstwa bazy. Można domniemywać, że będzie się stosować udziały ułamkowe, na wzór współwłasności nieruchomości.

Inaczej niż w Europie

Mimo iż ustawa jest implementacją na gruncie polskiego prawa dyrektywy unijnej, to przeniesienie nie do końca było udane. "Jeśli zestawimy naszą ustawę z uregulowaniami dyrektywy Unii Europejskiej z 11 marca 1996 r. o ochronie baz danych, dostrzeżemy wiele zasadniczych różnic" - napisali profesorowie Janusz Barta i Ryszard Markiewicz z Uniwersytetu Jagiellońskiego w artykule opublikowanym w Rzeczpospolitej, będącym komentarzem do polskiej Ustawy o ochronie baz danych.

Mimo że ustawa jest dość zwięzłym i krótkim aktem prawnym - ma jedynie 17 artykułów - to najwyraźniej nie udała się naszym legislatorom. "Wprowadzenie Ustawy o ochronie baz danych jest fragmentem ogólniejszego zjawiska. Zbyt często przepisuje się na kolanie dyrektywy unijne i to, co z tego wyszło, nazywa ustawą. Tymczasem dyrektywa jest jedynie wskazówką do przygotowania lokalnego prawa" - uważa Marek Rosiński. Prawnicy wytykają, że w ustawie popełniono poważne błędy, które po części wynikają ze złego tłumaczenia zapisów dyrektywy unijnej.

Podstawowym mankamentem - który zdaniem niektórych prawników nakazywałby znowelizować wchodzącą właśnie w życie ustawę - jest wyłączenie spod jej zapisów baz danych podlegających ochronie z mocy prawa autorskiego. Paradoksalnie może to prowadzić do sytuacji, że strona oskarżona o skopiowanie bazy czy jej fragmentów może się bronić, udowadniając, iż baza ta miała charakter twórczy! Tymczasem we wszystkich państwach Unii Europejskiej jedna ochrona nie wyklucza drugiej, a co więcej ochronę baz danych w całości przeniesiono do Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Nie powinien być więc to wydzielony akt prawny, jak to się stało w Polsce.

W rezultacie - choć wprowadzenie ustawy miało rozwiać wszelkie wątpliwości i ostatecznie uporządkować zagadnienie ochrony baz danych - do właściwej interpretacji ustawy potrzebne będzie dopiero orzecznictwo sądowe. "Na pewno ta ustawa przyniesie prawnikom sporo zajęcia. Świadczą o tym chociażby przykłady licznych procesów w krajach Unii Europejskiej, gdzie od pewnego czasu obowiązują już takie regulacje" - uważa Xawery Konarski. Idea ochrony baz danych jest praktycznie tylko europejskim pomysłem. Nie jest to bowiem rozwiązanie przyjęte na całym świecie. Takiej regulacji nie ma chociażby w USA.

Ustawa o ochronie baz danych w przyjętej w Polsce wersji może w praktyce ograniczyć konstytucyjne prawo do informacji. Za korzystanie z tego prawa trzeba będzie słono płacić.

Ustawa z 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych (DzU Nr 128, poz. 1402) wchodzi w życie 10 listopada br.

Plan działania

Choć ustawa o ochronie baz danych nie dotyczy działalności tak szerokiego spektrum instytucji i podmiotów gospodarczych, jak regulacje ochrony danych osobowych, to jednak kierownicy tych jednostek powinni zorientować się, czy w podległych im zasobach informacyjnych nie znajdują się bazy, których dotyczy ta ustawa. Jeśli status prawny tych baz nie jest uregulowany, to takie firmy czy instytucje powinny się zwrócić do właścicieli baz o licencję na użytkowanie. Teoretycznie temu właśnie miało służyć długie, bo roczne vacatio legis. Jednak społeczna świadomość istnienia Ustawy o ochronie baz danych była, przynajmniej do tej pory, bardzo niska.


TOP 200