Po co nam olimpijczycy?

Komu potrzebny geniusz?

Właśnie dlatego w polskich spółkach informatycznych nie ma ofert dla specjalistów, których ambicje nie ograniczają się do awansu od programisty do analityka, chcących skupić się na tworzeniu nowatorskich rozwiązań.

Wśród menedżerów przeważa pogląd, iż nic, nawet solidna podbudowa teoretyczna i zdolność do błyskawicznej analizy problemu, nie zastąpi doświadczenia praktycznego związanego z codzienną pracą z użytkownikiem. Zamiast wszechstronnie wykształconego absolwenta, wolą mniej kreatywnego, ale doświadczonego programistę czy wdrożeniowca. Znamienny wydaje się tu przykład dyrektora personalnego jednej z firm programistycznych, który na wieść o sukcesie Polaków zaczął dopytywać się nie o stopień komplikacji problemów, lecz o narzędzia, z których korzystali przy rozwiązywaniu problemu, gdyż właśnie biegłość w posługiwaniu się narzędziami programistycznymi stanowi sedno wymagań stawianych przez jego firmę programiście.

Dla wielu pracodawców sukces w konkursach informatycznych kandydata jest czymś "podejrzanym". Zdaniem jednego z finalistów olimpiad informatycznych, a także konkursów ACM, zdobyte przez niego laury niejednokrotnie okazywały się wadą. "Kiedyś na rozmowie kwalifikacyjnej przedstawiłem swoje sukcesy i zareklamowałem się jako osoba dobrze sprawdzająca się przy pracy pod presją czasu i terminów, która mogłaby zająć się takim «gaszeniem pożarów». Już po spotkaniu od jednego ze znajomych usłyszałem, że ktoś w firmie przestraszył się moich kwalifikacji i ambicji" - opowiada. To wyjaśniałoby poniekąd, dlaczego tak niewiele słychać o sukcesach zawodowych laureatów olimpiad matematycznych i informatycznych.

Praca dla gigantów...

W tej sytuacji najlepszym miejscem zatrudnienia dla młodych zdolnych i ambitnych są przede wszystkim ośrodki badawczo-rozwojowe zagranicznych koncernów. To właśnie tam nowoczesne technologie są wykorzystywane do tworzenia zupełnie nowych rozwiązań, których praktyczne zastosowania nie są jeszcze do końca znane. "Przychodzący do nas kandydaci mają niekiedy odmienne od naszego zdanie o innowacyjności. Spodziewają się odciętych od świata laboratoriów, w których realizowane są nowatorskie projekty. Szybko jednak zaczynają dostrzegać, że innowacyjność nie polega na całkowitym oderwaniu od rzeczywistości. Jeszcze nigdy nie mieliśmy przypadku, aby ktoś zrezygnował z pracy u nas, uzasadniając to chociażby âniedostatecznym poziomem abstrakcji" - opowiada Jacek Drabik, dyrektor ds. operacyjnych Centrum Oprogramowania Motoroli w Krakowie.

Już wkrótce centrum o podobnym charakterze powstanie także przy warszawskim oddziale SAS Institute. Być może znajdą w nim zatrudnienie obecni mistrzowie świata. "Gdy usłyszałam o sukcesie Polaków, zaczęłam się zastanawiać, czy nie mogliby się oni przydać w naszej firmie. Dość szybko przekonałam naszych szefów, że zaangażowanie takich ludzi, a nawet zapewnienie im «wolnej ręki» w pracy może przynieść ogromne korzyści" - mówi Alicja Wiecka, prezes SAS Institute.

Jest to jednak szansa jedynie dla wąskiej grupki wybranych. Największe tego typu instytuty, w tym gdański firmy Intel Technology, krakowski Motoroli czy bydgoski Lucent Technologies, zatrudniają łącznie niespełna 500 osób. Większość z nich zajmuje się rozwojem rozwiązań telekomunikacyjnych, dlatego mocno odczuły one ostatnie wahania koniunktury na tym rynku. Wpłynęło to na liczbę nowych projektów i plany dotyczące rekrutacji nowych pracowników.

... albo w małych spółkach

Na takim podejściu ze strony rodzimych gigantów rynku IT korzystają małe spółki, które może nie tworzą nowatorskich rozwiązań, potrafią jednak zbudować przyjazne środowisko pracy, w którym można wykorzystać zapał i potencjał młodych, zdolnych programistów. Jedną z takich firm jest QBS. Mieści się w niewielkim mieszkaniu na warszawskim Mokotowie. Firma od lat współpracuje z kilkoma laureatami olimpiad informatycznych i matematycznych. To właśnie do niej trafił wówczas Andrzej Gąsienica-Samek.

"Stanęliśmy wówczas przed koniecznością podjęcia trudnej decyzji, który z gotowych pakietów programistycznych wybrać do dalszego rozwoju naszych produktów. Tylko ja i Andrzej optowaliśmy wówczas za stworzeniem własnych narzędzi. Po dwóch miesiącach Andrzej przedstawił nam gotowy serwer baz danych zaprojektowany przez siebie, którego używamy do dziś w naszej linii produktów Q-line 3000" - opowiada Wojciech Kubań, prezes QBS. Firma zajmuje się wdrażaniem systemów wspomagających zarządzanie małymi i średnimi przedsiębiorstwami. Wśród jej klientów są m.in. wydawnictwa prasowe, sieci handlowe, biblioteki, a ostatnio nawet szpital.

Jak tak niewielkiej spółce udaje się przyciągnąć grupę ambitnych programistów? "Stawiamy współpracownikom bardzo wysoko poprzeczkę, ale jednocześnie dajemy dużą samodzielność. U nas każdy programista sam negocjuje warunki kontraktu, projektuje i wdraża system. Jest odpowiedzialny za klienta od początku do końca, ale dzięki temu wie, że tylko od niego zależy, jakie korzyści materialne uzyska w wyniku tego kontraktu" - wyjaśnia Wojciech Kubań. Młodym pracownikom QBS odpowiada takie podejście i nie zamierzają w najbliższym czasie zmieniać pracy. Cały czas przychodzą także nowi kandydaci, pytając o pracę.

Wyjazd lub własna firma

Ci, którym nie będzie dane spotkanie szefów, którzy docenią drzemiący w nich potencjał, pozostaje otwarcie własnego biznesu lub wyjazd za granicę. Otwarcie własnej firmy oznacza uwikłanie się w bieżące prowadzenie biznesu, rozliczenia z urzędem skarbowym, poszukiwanie klientów czy dziesiątki innych zadań, które należą do szefów firmy. A to może oznaczać rezygnację z ambitnych planów tworzenia nowych narzędzi i systemów. Właśnie dlatego tak wielu młodych informatyków myśli o wyjeździe za granicę.

#Zwycięstwo w Kalifornii#
Drużyna studentów Wydziału Matematyki, Informatyki i Mechaniki Uniwersytetu Warszawskiego, w której skład weszli Andrzej Gąsienica-Samek, Krzysztof Onak i Tomasz Czajka, zdobyła pierwsze miejsce w finale XXVII Akademickiego Konkursu Programowania organizowanego przez Association for Computing Machinery. Warszawscy studenci, pod opieką prof. Jana Madeya i dr. hab. Krzysztofa Diksa, pokonali ponad 3850 zespołów wyłonionych z ponad 1300 uczelni wyższych z 68 krajów. Kolejne miejsca za Uniwersytetem Warszawskim zajęły w większości zespoły z Rosji i Chin. W pierwszej dziesiątce znaleźli się: Uniwersytet Moskiewski, St. Petersburg Institute of Fine Mechanics and Optics, Comenius University, Tsinghua University, Shanghai JiaoTong University, Saratov State University, Zhongshan University, Taras Schevchenko Kiev National University, Albert Einstein University Ulm.
Po co nam olimpijczycy?

Tomasz Czajka

Po co nam olimpijczycy?

Andrzej Gąsienica-Samek

Po co nam olimpijczycy?

Krzysztof Onak

Wygrana w Akademickim Konkursie Programowania to najbardziej spektakularny, choć nie pierwszy sukces Uniwersytetu Warszawskiego. Przed dwoma laty zespół w zbliżonym składzie zajął na mistrzostwach szóste miejsce. W ostatnich latach studenci UW w konkursach programowania zajmowali miejsca w pierwszej piętnastce.</td></tr></table>


TOP 200