Patologia codzienności informatycznej

Podział

Pozwoliłem sobie przeprowadzić brutalny podział informatyków na świadomych i nieświadomych, starając się wyznaczyć granicę pomiędzy prawdą a tym, co pod prawdę się podszywa. Niestety, w środowiskach nie związanych z naszą branżą nader często do jednego worka informatycznego wkłada się wszystko i wszystkich, traktując specjalistów projektantów na równi ze specjalistami od instalowania kart sieciowych. Nie chciałem przez to powiedzieć, że profesjonalista w dziedzinie kart sieciowych jest kimś gorszym. On jest jedynie profesjonalistą w innym zakresie i zapewne pracę swą wykonuje rzetelnie i zgodnie ze sztuką rzemiosła.

Niemniej podział na profesjonalistów i nieprofesjonalistów wydaje się mylący o tyle, że profesjonalista jest osobą trudniącą się zawodowo wykonywaniem pewnej pracy, co w żaden sposób nie wyraża jakości jej wykonywania, chociaż przyjęło się, że profesjonalista robi to dobrze. Profesjonalista, inaczej zawodowiec, żyje ze swego fachu, jakikolwiek by on był, natomiast nieprofesjonalista może robić to samo, traktując swe działanie jako hobby, a nie źródło utrzymania, i wcale nie jest powiedziane, że musi to wykonywać gorzej niż ten pierwszy. W dawnych czasach nieprofesjonalnym dentystą był kowal, który rozprawiał się z bolącym zębem zgodnie z panującą wówczas wiedzą i technologią. Dzisiaj nikt nie korzysta z jego usług w tym zakresie, gdyż profesjonalnych dentystów jest multum. Dlaczego więc zazwyczaj nie chodzimy do pierwszego lepszego gabinetu, lecz poszukujemy profesjonalistów świadczących usługi na lepszym poziomie niż inni profesjonalni dentyści?

Utarło się, że jeżeli zawodowo paramy się wykonywaniem pewnych czynności, to są one na tyle intensywne, że pozwalają na nabycie należytej wprawy. Zgoda - informatyk nieświadomy, trudniący się profesjonalnie instalowaniem systemów operacyjnych stacji roboczych, z kolejnym egzemplarzem komputera rozprawi się raz dwa, w przeciwieństwie np. do informatyka świadomego, zawodowo zajmującego się tworzeniem oprogramowania, a procedurę instalacji systemu przeprowadzającego raz na kilka miesięcy lub nigdy tego nie robiącego.

Brak wprawy programisty w czynnościach instalacyjnych jest dosyć łatwy do zniwelowania, natomiast nadrabianie braków przez informatyka nieświadomego w sferze programowania wymaga wieloletnich działań nie gwarantując powodzenia.

Ze szczególną ostrością daje tu znać o sobie jeszcze jeden aspekt sprawy, związany z rozróżnianiem działań twórczych i odtwórczych.

Przekazując w ręce mas oprogramowanie, które powinno być zrozumiałe dla przeciętnego klienta i łatwe w obsłudze, uczyniono niedźwiedzią przysługę rzeczywistym znawcom technologii. Jeżeli coś jest skomplikowane, ma działać i jednocześnie być idiotoodporne, należy wiele spraw zautomatyzować i ukryć przed niepowołaną ingerencją laików. Nie trzeba jednak mechanizmów regulacyjnych czynić niedostępnymi dla kadry specjalistycznej. Niestety, nazbyt często się zdarza, że wiele parametrów konfiguracyjnych jest ukrytych lub na tyle zagmatwanych, iż wystawiają one specjalistów na śmieszność wobec zaawansowanych użytkowników, z powodzeniem wykorzystujących na co dzień te same techniki "wiedzy tajemnej", a oczekujących od zaawansowanej kadry lepszych metod rozwiązania problemu.

Oczywiście, można używać oprogramowania stabilniejszego, lepiej udokumentowanego - jednym słowem ambitniejszego i reprezentującego wyższą jakość. W końcu na świecie, z wyjątkiem jedynie słusznych rozwiązań, istnieje jeszcze parę innych systemów. Niestety, użytkownicy nie bardzo je lubią, gdyż są dla nich zbyt trudne. Popularność zdobywają jedynie produkty robione "pod publiczkę" - zarówno w informatyce, jak i w każdej innej dziedzinie. Za popularność trzeba płacić zrezygnowaniem z ambicji, zaawansowania i doskonałości na rzecz blichtru dostarczanego przeciętnemu odbiorcy. Coś na ten temat mają do powiedzenia artyści, a jak widać, informatycy również.

Kodyfikacja

Próba zrobienia porządku na podwórku informatycznym wydaje się walką z wiatrakami. Proponowane podziały są nieraz śmieszne lub niesprawiedliwe. Sam wprowadziłem na potrzeby artykułu systematykę, korzystając z podziału na świadomych i nieświadomych, co było działaniem zdeterminowanym koniecznością wyraźnego rozgraniczenia osobników "właściwych" i "niewłaściwych". Niemniej wszelkie regulacje w tym względzie nie załatwią sprawy, dopóki nie zdefiniujemy, kim w zasadzie jest informatyk. Poprawna definicja raz na zawsze wykluczyłaby próby dokonywania podziałów obocznych i wszelkie wynikające z ich zastosowań niedoskonałości i niejednoznaczności. Zastanawiając się nad definicją, trzeba by odpowiedzieć na pytanie, gdzie "zaczyna się" informatyk i co powinien sobą reprezentować.

W sensie merytorycznym "zaczyna się" on tam, gdzie kończy się użytkownik, a dokładniej - jego umiejętności. Jednak definicja nie jest zbyt precyzyjna, albowiem kres możliwości użytkownika także jest wartością względną. Jeden potrafi zainstalować system stacji roboczej, inny z trudem skleca pismo przy użyciu edytora, a inny znowu radzi sobie z pisaniem nieskomplikowanych programów. Jak widać, nic nie jest łatwe. Może w takim razie wybrać inną linię podziału, wyznaczając jako punkt kontrolny odebrane wykształcenie, z czym w zasadzie można się zgodzić, przynajmniej w naszym kręgu informatyków świadomych. Niemniej osiągnięcie konsensusu w wyizolowanej grupie zawodowej nie zmienia sytuacji na rynku pracy, gdzie rozeznanie dotyczące fachowości bliskie jest jedynie firmom tworzącym produkty informatyczne lub niektórym je stosującym. W większości przypadków ignorancja użytkowników, w tym menedżerów przedsiębiorstw, stawia znak równości pomiędzy administratorem baz danych a serwisantem.


TOP 200