Paradoksy reformy

Informacje na wszelki wypadek

Wejście w życie reformy służby zdrowia miało wiele zmienić. Niezależne szpitale miały już same decydować o zakupach, planować strategie informatyzacji.

Szybko jednak okazało się, że z tej słusznej koncepcji w rzeczywistości wynika niewiele. Rozporządzenie Ministerstwa Zdrowia i Opieki Społecznej z 15 stycznia 1999 r., określające minimalny zakres przedmiotowy informacji wymaganych od świadczeniodawców, takich jak szpitale i samodzielne zakłady opieki zdrowotnej, przy sporządzaniu raportów, ukazało się zdecydowanie za późno, żeby dostosować systemy do wymogów nowej, znacznie rozszerzonej sprawozdawczości.

Ponadto każda z obdarzonych dużą autonomią kas chorych zaczęła wymagać od świadczeniodawców innego zestawu danych i stosować w raportach inne jednostki rozliczeniowe. Zresztą wymagania te były częstokroć zmieniane już w trakcie roku rozliczeniowego. Zakres biurokratycznych wymogów stawianych przed rozliczającymi się zrodził wiele podejrzeń o złą wolę. "Momentami zastanawiam się, czy cała sprawa z wymaganiami względem rozliczeń i problemami informatycznymi nie jest tylko jeszcze jednym sposobem na opóźnianie płatności dla świadczeniodawców i niczym więcej" - zastanawia się jeden z lekarzy, administrujących szpitalnym systemem informatycznym.

Przygotowując regulacje dotyczące systemu rozliczeń pomiędzy płatnikami a świadczeniodawcami, ministerstwo zaniedbało problem standardu wymiany danych, a także formatu, w którym miałyby być one przesyłane. Ostatecznie dane są dostarczane w formie tabel Excela - przez co obie strony muszą ciągle borykać się z kłopotami wynikającymi z zamiany pól, automatycznej interpretacji zapisów przez program. Odbywa się to kosztem jakości przesyłanych danych. Jest to także dość kosztowne - wiele jednostek, przesyłających dane do centrali, musiało zainwestować kilka tysięcy złotych w każde stanowisko, z którego wysyłane są dane do kasy. Przy okazji zmuszono je do szybkiego zakupu drogiego oprogramowania, a także przeszkolenia w zakresie Excela osób zajmujących się wprowadzaniem danych.

Co się stało z naszą kasą...

Kasy chorych, które wielu przedstawicieli szpitali obarcza odpowiedzialnością za informatyczny bałagan, same borykają się z poważnymi problemami. Ministerstwo zdecydowało, że kasy chorych zostaną zinformatyzowane drogą ogólnopolskiego przetargu. Podczas obrad specjalnej komisji ds. wyboru systemu pojawiły się dwa projekty. Część uczestników opowiedziała się za tym, żeby na drodze ogólnopolskiego przetargu rozstrzygnąć jedynie zakup sprzętu i serwera baz danych - opracowanie poszczególnych modułów miałoby leżeć w gestii kasy chorych. Uzasadniano to tym, że każda z nich dysponuje dużą autonomią, do rozliczeń wymaga trochę innego zestawu dokumentów, stosuje inne jednostki rozliczeniowe, wreszcie na ogół rozpoczęła już budowę pewnych rozwiązań umożliwiających odbiór raportów od świadczeniodawców.

Ostatecznie wybrano jednak drugą koncepcję - ogólnopolski przetarg na system. Wielu informatyków mówi o ustanowieniu kolejnego monopolu, dzięki któremu dwie wybrane firmy - Kamsoft i ComputerLand - zawłaszczą dla swoich produktów cały segment oprogramowania dla jednostek służby zdrowia.

Wskazuje się też na inne zagrożenia. Zgodnie z harmonogramem, instalacja systemu w kasach chorych powinna nastąpić tuż po zakończeniu pięciotygodniowych próbnych wdrożeń - na przełomie br. Potem firmy mają 11 tygodni na instalację oprogramowania i przeszkolenie pracowników oraz pół roku na tzw. nadzór autorski, podczas którego mają być naprawione wszelkie usterki. Oznacza to, że kasy pozostaną bez systemów jeszcze co najmniej pół roku, a w tym czasie mogą otrzymać miliony dokumentów, tak jak to miało miejsce w przypadku ZUS.

Kamsoft i ComputerLand tworzą system dla nowych instytucji. Oprogramowanie musi być elastyczne, każda kasa bowiem działa według trochę innych procedur wewnętrznych. Firmy te mają wprawdzie doświadczenie w tworzeniu programów dla sektora medycznego, ale wielu informatyków wątpi w możliwość stworzenia i wdrożenia zintegrowanego systemu w tak krótkim czasie. "W trakcie wyboru systemu oceniano jego poszczególne moduły, wspomagające działalność kasy chorych na pewnych obszarach, nie jestem jednak do końca przekonany czy jest on dostatecznie dobrze zintegrowany" - mówi przedstawiciel jednej z kas chorych. W tym miejscu pojawiają się głosy, że fiasko przetargu finansowego ze środków Banku Światowego niczego nie nauczyło ministerialnych urzędników.

Skąd my to znamy

Reforma zdrowia przyniosła też pozytywne następstwa. Uświadomiła dyrekcjom placówek opieki medycznej potrzebę instalacji systemów informatycznych. Wymusiła modyfikację struktur zarządzania, niezbędną przy wdrożeniach. Pokazała możliwość zastosowania nowych struktur organizacyjnych, takich jak outsourcing usług IT czy sprzedaż usług swoich działów informatyki innym jednostkom.

Te korzyści nie są jednak zaplanowanym skutkiem reformy systemowej i zostały w istocie wymuszone biurokracją lub wręcz indolencją urzędników odpowiadających za informatyzację służby zdrowia oraz niezrozumieniem tej problematyki przez najważniejszych przedstawicieli ministerstwa. Większość jednostek służby zdrowia nadal nie ma systemów informatycznych z prawdziwego zdarzenia. Kasy chorych są zalewane milionami dokumentów papierowych i elektronicznych, których nie są w stanie przetworzyć. Świadczeniodawcy i płatnicy mają ciągłe problemy z przesyłaniem danych, a co za tym idzie, również z terminowym regulowaniem należności. I wiele wskazuje na to, że te problemy będą narastać...

Nieznajomość informatyki szkodzi

Reformy realizowane w polskiej administracji łączy jedno: są wprowadzane przy całkowitym lekceważeniu informatyki, która ma być podstawowym narzędziem zapewniającym ich funkcjonowanie. Czas wreszcie zauważyć, że nawet najpiękniej napisane ustawy i rozporządzenia w żaden sposób nie przyspieszą budowy systemów informatycznych, nawet jeżeli byłyby one wzorowo realizowane.

Może nas smucić fakt, że nasi politycy i urzędnicy mają mierne pojęcie o informatyce. Nie jest już natomiast smutne to, że w polskim środowisku informatycznym nikt nie jest w stanie im wytłumaczyć, że zbudowanie takich systemów, jak KSI ZUS, Poltax, ALSO czy dla kas chorych, nie sprowadza się do postawienia komputera PC na biurku. To jest przerażające! Może bowiem oznaczać, że nie tylko politycy bujają w obłokach, ale stan ten jest także miły informatykom.

Jest jeszcze taka ewentualność, że informatycy, czytaj firmy informatyczne, wykorzystują ludyczne rozumienie informatyki przez urzędników i obiecują im gruszki na wierzbie z całą świadomością, iż na wierzbie pojawić się mogą tylko łzy. Ile ich jeszcze wyleją wierzby, zanim wszyscy zaczną chodzić po ziemi?

Antoni Bielewicz


TOP 200