PL Plus - Minus

Najgorsze, że się słabo uczymy. Powtarzamy jak zaklęcie, że najważniejsze dziś fundamenty rozwoju to twórczość - innowacyjność - badania - edukacja. Nawet na poziomie potocznej empirii wiadomo, że bez aktywności w tych dziedzinach będziemy nie tylko niekonkurencyjni, ale także utracimy zdolność kooperacji ze światem. Mamy słabą świadomość tego, że uwiąd nauki i twórczości redukuje szanse na intelektualną "kompatybilność" oraz na to, co uczeni nazywają zdolnością do wchłaniania dyfuzji innowacji, które słabo się przyjmują przy zbyt dużej różnicy poziomów rozwoju. Musimy się pozbyć mrzonek o lokowaniu w Polsce parków wysokiej techniki i nauki, bo one lokują się tam, gdzie są prężne środowiska w sferze B+R. U nas pozostały już tylko enklawy, a najlepsi ludzie są z tych środowisk "wyjmowani" (globalny head hunting nie zasypia gruszek w popiele i wyławia najlepszych). W rezultacie ci nasi najlepsi promują w Polsce zagraniczne produkty, które konkurują z polskimi.

Czym jest owo "łowienie głów" nazywane kiedyś drenażem mózgów, widzimy na przykładzie USA. W wieku, w którym niemal o wszystkim decyduje wiedza, Ameryka znalazła się w komfortowej sytuacji - procentuje ten drenaż, który Stany Zjednoczone uprawiały przez wiele dziesięcioleci, budując u siebie światową republikę uczonych.

Pro domo sua

Najgorsze - dramatyczna zmiana ustroju - za nami, najtrudniejsze - bóle uczestnictwa w procesach cywilizacyjnych - jeszcze przed nami. Wielkie zadania cywilizacyjne mamy jeszcze przed sobą. Społeczeństwa Zachodu były w o tyle lepszej sytuacji, że w czasie, gdy budowały swój podstawowy dobrobyt, obowiązywała kultura pracy i wyrzeczeń, nie zaś konsumpcji. Dzisiejsza kultura popularna wręcz przeciwnie: oferuje eskapizm i rozbudza konsumpcję, bo tylko dzięki niej cały ten interes się kręci. Pocieszamy się, że najpierw trzeba zaspokoić głód konsumpcyjny (stąd rekordowe przed kilku laty wskaźniki sprzedaży samochodów w Polsce), potem będziemy oszczędzać, inwestować w siebie, infrastrukturę, gromadzić kapitał na wielkie cele rozwojowe. Tymczasem dzisiaj wszystko nastawione jest na konsumpcję; co chwilę wchodzą na rynek coraz to nowe gadżety, które wypada mieć, bo są one ozdobnikami statusowej konsumpcji.

Prywatny rynek edukacji kwitnie, ale on uczy głównie umiejętności (skills), które można sprzedać. Ratunek w infrastrukturze społecznej i inwestycjach w kapitał ludzki, czyli w edukację (zauważmy jak rynek zawłaszcza terminologię: to, co kiedyś nazywano rozwojem osobowości, dziś jest kapitałem ludzkim, zasobem, inwestowaniem w siebie). Na świecie jednak (choć także w pewnym stopniu i u nas) zwycięża pogląd, że edukacja, zwłaszcza na poziomie wyższym, jest prywatną sprawą obywatela, podczas gdy jest to być albo nie być narodu i społeczeństwa. Świadom tego jest Lester Thurow, który powiada, że świat nie może uciec od planowego inwestowania w infrastrukturę i edukację w skali globalnej. Jeśli się na to nie zdobędzie, to czeka go powrót do Średniowiecza, w którym garstka bogatych odgrodzi się murami od wściekłej rzeszy biednych. To samobójcze kusić biednych wspaniałym światem reklamowej symulakry i nie dać im szans na niewielkie choćby spełnienie. Tony Blair wywiesił trzy priorytety swego rządu: edukacja, edukacja, edukacja. W opublikowanym manifeście "trzeciej drogi" jego współautorstwa (i Gerharda Schröedera) stwierdzano, że pierwszym zadaniem państwa jest inwestowanie w kapitał ludzki i społeczny - słowem: kapitał kulturowy. Kapitał ten to wiedza, umiejętności i wartości, co składa się na zdolność społeczeństwa do samoregulacji, samoorganizacji społecznej i samorozwoju, czyli jak najmniej narzucanych norm, wzorów itp. i jak najwięcej czerpania z własnych zasobów. Nie można tego kapitału zbyt gwałtownie zmieniać i rabunkowo nim gospodarować. Zadaniem elit jest odpowiedzieć na pytanie, co w nim funkcjonalne i co należy chronić, a co trzeba modyfikować. Tylko tyle i aż tyle.

Nowoczesność i tożsamość

Polska nie uczestniczyła w procesach modernizacji według zachodnioeuropejskiego wzoru; jej główną formą był socjalizm, ale eksperyment się nie powiódł. Nie wymaga szerszego uzasadnienia stwierdzenie, że Polska zintegrowana z Unią nie przejdzie już przez cykl nowoczesności, przez jaki przeszła Europa Zachodnia: państwo narodowe i nacjonalizm jako ideologia modernizacyjna, rynek narodowy, gospodarka narodowa itp.; nie będzie mieć też szans na nowoczesne w swej naturze państwo dobrobytu. Nie ma na to warunków w erze globalizacji i integracji transnarodowej.

W epoce wczesnej czy środkowej nowoczesności - klasycznej, by ją tak nazwać - żeby być nowoczesnym, można było tylko naśladować, zdolny imitator mógł osiągnąć sukces. Strategia była prosta: kupić licencję na standardowy produkt i konkurować nie tyle myślą, ile ceną. Nie wszystkim się to udawało, naśladować trzeba też umieć. Ale z pewnością nie trzeba było nadzwyczajnej twórczości i innowacyjności. Wystarczyło wdrożyć wielkie masy ludzi do taśmy. Dziś masowa produkcja standardowych, tanich dóbr nie zapewni długofalowo sukcesu, bardziej niż cena liczą się oryginalność, walory przyrodnicze i kultura zmaterializowana w produktach lub kultura sprzedawana jako symbole. Polsce naśladownictwo już nie pomoże. Jeśli się chce tylko dobrze naśladować, to można już być jedynie podwykonawcą, nawet nie wykonawcą.

Przyjdzie kiedyś taki czas, że większość krajów w Europie, po obu stronach starej linii podziału, osiągnie taki standard cywilizacyjny, poziom produkcji, infrastruktury itp., że nie będzie już można dyskontować tego jako atutów promocyjnych. Wtedy będzie się liczyć coś dodatkowego: pomysł, kreatywność czy lokalna specyfika.


TOP 200