Okno na e-świat

Ucieczka w Internet jako metafora wymknięcia się z domu czy rozmowa przez komórkę jako wyrwanie się nastolatki na randkę po dwudziestej to piękne metafory. Myślę, że one mogą się przydać do prawnej regulacji sieci i ścigania przestępstw. Strona domowa to per analogiam dom, więc haker włamujący się na nią włamuje się tym samym do domu. Prawda, jakie proste?

W omawianym ciekawym wywiadzie był rozważany problem, jak z nowymi technologiami radzą sobie Polacy wychowani w kulturze zdominowanej przez historię, zapatrzonej w tradycję o rodowodzie agrarnym, ziemiańskim. Ale tu chciałoby się zapytać: jacy Polacy? Ilu użytkowników komputera i Internetu jest w takiej kulturze wychowanych? Myślę, że równie ważne jak o tradycje jest pytanie o osobowość. Jakie są niezależne od kultury psychologiczne predestynaty aktywnego korzystania z Internetu. Dotyczy to zwłaszcza polskiego pokolenia "Y" - młodzieży miejskiej urodzonej w latach 80., z której rekrutuje się większa część użytkowników Internetu.

Ucieczka od rzeczywistości

Z pewnością u pewnej części młodych Polaków zauważalna jest orientacja na przeszłość: rodzinę, tradycje, Kościół. Można by postawić hipotezę (choć wymagałaby ona weryfikacji), że w tej grupie nasycenie infotech jest relatywnie najmniejsze (z pewnością na wsi). Jednak podobnie jak w innych krajach i w naszej cywilizacji dominuje raczej orientacja na teraźniejszość i przyszłość. Pierwsza to szukanie przyjemności, cieszenie się chwilą, przeżyciem, co nieraz niestety skłania do konsumowania środków psycho-aktywnych, które potęgują zdradziecki hedonizm. Dla tych Internet jest źródłem doznań.

Dla ludzi wychylonych w przyszłość jest on, jak powiada Ulrich Beck, raczej środkiem, metodą budowania własnego projektu życiowego, nabywania umiejętności, szukania kontaktów partnerskich, refleksyjnego przeżywania własnej tożsamości, jej konstruowania i rekonstruowania, czyli poddawania narracji biograficznych nieustannej kontroli i ciągłej przebudowie.

Te orientacje życiowe Polaków nie pojawiły się rzecz jasna dopiero wraz z Internetem, ale on je wyraźnie zmodyfikował, a także wywołał jakby nową orientację: ucieczkę do sieci. Postronny obserwator w "realu" może to odczytać jako przejaw samowykluczenia społecznego. Dla internauty zaś będzie to głębokie zaangażowanie w nową społeczność. Ucieka on z realnego świata społecznego, który postrzega jako zły i nieekologiczny, w ten wirtualny, który sam sobie kreuje. Im więcej obcuje z tym światem, tym ma mniejsze potrzeby komunikacji z najbliższym otoczeniem społecznym. To zaś niesie zagrożenia spójności społecznej.

Ale jest też druga strona medalu. Istnieje fenomen społeczności wirtualnych, w którym funkcjonują nowe więzi między ludźmi, którzy się nigdy nie spotkali w świecie realnym, choć bywają sobie bliżsi niż w grupach pierwotnych (rodzinach). Przeciętny Amerykanin utrzymuje relacje społeczne z ok. tysiącem osób, ale tylko z kilkudziesięcioma są on głębsze (tylu, ilu jest w osobistym spisie telefonów). Mniej więcej tyluż osobników liczyły hordy w czasach dzikości, co było limitowane ówczesnymi możliwościami zarządzania zasobami ludzkimi i komunikacyjnymi (ograniczenia donośności głosu). Ciekawe, że tyle samo plus minus mamy dziś e-adresów. Zapewne dlatego że jest to optymalna wielkość struktury sieciowej w warunkach styczności bezpośrednich. Jak napisali R. Galar i K. Pawłowski, "Nasza inteligencja społeczna jest wysoka w przypadku małych grup i w tradycyjnie występujących relacjach. W takich warunkach, gdy postępujemy spontanicznie, postępujemy zazwyczaj słusznie i wiemy, kto zasługuje na zaufanie. W szerszych kontekstach odruchy takie nas zawodzą, skutkując np. przenoszeniem uczuć rodzinnych na polityków i gwiazdy mediów. Jeśli taką już mamy naturę, to warto szukać porządku świata, w którym zalety naszej inteligencji będą wykorzystane, a konsekwencje jej ułomności minimalizowane".

Dla tysięcy Polaków brak dostępu do sieci już dziś byłby największą deprywacją - e-bezdomnością. Nie wiemy jeszcze, jaka jest specyfika tych "cyberwięzi", zwłaszcza w odniesieniu do najmłodszych pokoleń, których proces socjalizacji przebiega nieraz częściej w cyberprzestrzeni niż w realnym świecie społecznym.

Jest prawidłowością, że im młodszy użytkownik Internetu, tym lepiej rozumie jego gramatykę, reguły, jakie narzuca. Jest to renta młodości w absorbowaniu nowości. Margaret Mead miała rację, przewidując przed wielu laty, że we współczesnej kulturze to dzieci uczą rodziców rozumienia i oswajania nowinek. W wielu krajach (badano to w USA) wnuki zarażają dziadków fascynacją Internetem. Jest on dla tych drugich źródłem nowych doznań, kreowania własnego świata. Pomaga im odtwarzać zapomniane narracje, odszukać kolegów z klasy sprzed kilkudziesięciu lat czy sympatie z czasów młodości.

Po co komu neomagia

Antropologia przydaje się w wyjaśnianiu odwiecznego zjawiska - oswajania nowego nieznanego świata, opisywania go za pomocą starych metafor, zaklinania magicznego, aby nie robił psikusów. Znane są opisy reakcji tradycyjnych kultur agrarnych czy plemiennych na elektryczność wdzierającą się nagle w życie prymitywnych (w sensie antropologicznym) ludzi, którzy się z nią nigdy wcześniej nie zetknęli. Dzięki żarówce wszędzie nagle stało się w nocy jasno, a tam gdzie panuje jasność, tam też jest sacrum, ciemność jest domeną profanum. Żeby jasność nie przeganiała duchów z ich ostoi, próbowano ich przebłagać darami (nb. ciekawe byłoby zbadać, obiektem jakich praktyk magicznych staje się w różnych kulturach komputer, jakie duchy przegania, a z jakimi wchodzi w komitywę).

Wiedza naukowa zawsze będzie zrozumiała tylko dla części elit, masy muszą ją mitologizować. Na przykładzie Frankensteina widać, jak zmieniała się treść mitu; science fiction stało się surowcem mitotwórczym, lecz nie zmieniła się sama funkcja kulturowa. W ten sposób kultura popularna negocjuje z technologią.

Mity, gnozy i mistycyzm będą się mieć dobrze, mimo że komputer jest wynalazkiem najbardziej ze wszystkich funkcjonalnym dla rozumu. Filozofia materialistyczna wystarczyła do interpretacji ekstensji mięśni i zmysłów, czyli technologii ery mechaniki. Ale pojawiły się technologie przedłużające niektóre funkcje mózgu, co niektórzy nazywają przemysłem świadomości. Kiedy się majstruje koło mózgu, to sprawa robi się poważna. Z czymś takim człowiek spotyka się po raz pierwszy, sięga po nieznane mu wcześniej moce.

Trzeba świat na nowo uporządkować i zredukować sfery niepewności, żeby się w nim lepiej i bezpieczniej czuć. Do tego, jeśli nie można sobie intelektualnie poradzić, potrzebne są wierzenia, mity, mistycyzm i neomagia.

Czekam jeszcze na to, co antropologia powie nam o nowych kulturach, których nie ma poza siecią, a które w niej pięknie rozkwitają, by przypomnieć najbardziej znany przykład odtworzonego w sieci plemienia indiańskiego Oneida (http://oneida-nation.net ). Albo Andy Warhola, który w realu istniał tylko w jednym amerykańskim wcieleniu, a sieć dała mu drugi żywot - przedamerykański, zakorzeniony w kulturze rusińskiej, z której się wywodził. Nieraz rodzą się z tego hybrydy kulturowe, z których jedne bywają monstrami, inne zaś cudownymi produktami nowego metysażu. Sieć jeszcze nieraz nas taką hybrydą zaskoczy.

Prof. Kazimierz Krzysztofek jest wykładowcą w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie.


TOP 200