Ocenzurować sieć

Miecz obosieczny

Jeżeli dopuścimy do świadomości myśl o możliwości ocenzurowania zasobów sieciowych, to abstrahując od technicznych możliwości realizacji, wyrażamy zgodę na cenzurę jako taką. Zgadzamy się na usunięcie z Internetu stron nieprawomyślnych, lecz... przecież nasze strony też mogą się takie okazać. Narzędzia wypracowane do zabezpieczenia sieci przed materiałami niepożądanymi mogą posłużyć do usunięcia z niej materiałów niewygodnych. Podobnie jak pistolet, który może służyć zarówno do obrony, jak i agresji.

Zakładając, że takie instrumenty należą do kategorii realizowalnych, musimy zadać sobie pytanie, jak zostaną użyte. I po kolei: szlaban dla pornografii, faszyzmu, idei terrorystycznych, opozycji, dysydentów, myśli niewygodnych, rządzących i to niekoniecznie dyktatorów... I tak dalej.

Z drugiej strony, czy dorosły człowiek nie ma prawa zapoznać się z ideami faszystowskimi i wyciągnąć z tego samodzielne wnioski? Albo, jeżeli ma taką ochotę, zapisać się do internetowego klubu erotycznego, aby pooglądać nagie panienki (lub facetów - zależnie od upodobań)? Czy należy administracyjnie zakazywać takich nieprawomyślnych publikacji, odmawiając internautom prawa do swobodnego zapoznawania się z wszelkimi ideami i samodzielnego wyciągania wniosków?

Wciąż powracają mi na myśl słowa Tuwima o ziarnie, plewach i samodzielnym wyborze.

Walka z wiatrakami

Pojawia się więc pytanie o potrzebę cenzurowania publikacji internetowych. To, co zrobili komercyjni providerzy ze stronami pornograficznymi, nazwałbym autocenzurą. Nie pozwolili na rozwój stron według nich nieprawomyślnych. Mieli do tego pełne prawo. To ich serwery i oni decydują o ich zawartości. Jeżeli jednak było to działanie nastawione na zwalczanie pornografii, to osiągnięto mizerne efekty. Prawdziwe zasoby tego gatunku mają własne, łatwo namierzalne domeny i są nieusuwalne.

Można, oczywiście, próbować zakazać publikowania w sieci materiałów nieprawomyślnych, lecz... I tu dochodzimy do meritum. Publikacje internetowe nie podlegają żadnym przepisom. Oczywiście, jeżeli są mądrze prowadzone. Wszak wystarczy znaleźć dowolne miejsce na kuli ziemskiej, gdzie dozwolone jest to, co zakazane jest gdzie indziej, i fizycznie zainstalować tam serwer. Materiały będą dostępne na całym świecie, ale ich usytuowanie uniemożliwia wyciągnięcie jakichkolwiek konsekwencji. Właściciele serwisu są nietykalni.

Internet nie uznaje granic. Równie dobrze służy do przesyłania nie oclonego oprogramowania, jak i zawierania międzynarodowych znajomości. Poznałem ostatnio fantastycznego polonusa z Kanady, z którym przegadałem (po kosztach rozmowy lokalnej) kilka godzin.

Mimo iż często pojawiają się w sieci materiały bulwersujące, to pośród mnóstwa śmieci bez trudu można znaleźć jeszcze więcej cennych informacji i pięknych publikacji. Cenzura sama w sobie jest obrzydliwa, a cenzura nieskuteczna staje się przy tym śmieszna.

Śmieszna i obrzydliwa? Czy śmieszne i obrzydliwe są próby zamknięcia sieci dla dziecięcej pornografii? Albo dla szaleńców nawołujących do mordowania innych za odmienne poglądy lub kolor skóry. Może po prostu nieskuteczna? Ale czy nie należy podejmować działań słusznych, lecz nieskutecznych?


TOP 200