Nasze pieniądze, ICH informatyka

Jest bardzo prawdopodobne, że scenariusz ten powtórzy się w najbliższych latach z systemami zarządzania kontaktami z klientem (CRM). Podobnie jak było kiedyś z hurtowniami danych, CRM jest intensywnie lansowaną, bardzo pojemną koncepcją, której zakres definiuje się z dużą dowolnością i pod którą próbuje się podciągać każdy przejaw wpływu na stosunki z klientami. Przyczyny przyszłych niepowodzeń w tym zakresie są aż nadto widoczne: brak, poza ogólnikami, strategicznych celów takich działań, nie uporządkowane zasoby danych, a nade wszystko mała głębokość zasobów danych, spowodowana odcięciem się od danych historycznych, jakie w większości przypadków towarzyszyło wdrożeniu nowych systemów scentralizowanych. W rzeczywistości CRM jest przede wszystkim wspomaganą informatycznie filozofią prowadzenia biznesu, a nie jeszcze jednym systemem informatycznym. Dopiero takie jego rozumienie, co nastąpi dopiero po jakimś czasie i pierwszych niepowodzeniach, będzie podstawą udanych zastosowań i wdrożeń.

Strategia informatyczna banków w Polsce przez lata koncentrowała się na systemach obsługujących działalność operacyjną oraz związaną z nią sprawozdawczość i wymianę danych z otoczeniem. Niewiele uwagi poświęcano na obsługę banków jako przedsiębiorstw, czyli zakres określany mianem gospodarki własnej czy obsługi wewnętrznej. O ile stan taki można było tolerować i jakoś opanować za pomocą półśrodków w mniejszych bankach, o tyle nie jest to dłużej możliwe w organizacjach powstałych w wyniku połączeń i przejęć, pozostających, dodatkowo, pod silną presją na obniżanie kosztów własnych. Nie da się osiągnąć w tym obszarze znaczących wyników bez uporządkowania relacji z tysiącami dostawców materiałów i usług oraz odnoszenia związanych z nimi kosztów możliwie najbliżej miejsc ich powstawania. Do tego konieczne są narzędzia informatyczne, umożliwiające skuteczne planowanie i kontroling.

Liczba dostępnych rozwiązań jest tu ograniczona. Pośród gotowych takich systemów oferowanych na rynku nieliczne nadają się do specyficznych przedsiębiorstw, jakimi są banki. Ponieważ te zaś nie mają ani specjalistów, ani doświadczenia w tym zakresie, w warunkach Polski będą to nie więcej niż 2, 3 znane systemy, wdrażane przez firmy zewnętrzne.

Innym permanentnym źródłem problemów są w bankach tzw. interfejsy międzysystemowe. Skalę tego zjawiska banki poznały dopiero Ű Ű przy okazji przygotowań związanych z problemem roku 2000, kiedy to interfejsy te zidentyfikowano jako odrębne, "wyższe" piętro systemów informatycznych. Wdrożone w tym czasie systemy scentralizowane powiększyły skalę problemu interfejsów, gdyż musiały się wpisać w liczne związki z otoczką różnych systemów pomocniczych, sprawozdawczych, obsługujących wymianę danych z instytucjami zewnętrznymi, systemami korporacyjnymi itp. Brak norm i dojrzałych narzędzi, pozwalających na automatyzację, powoduje, że w tym zakresie ciągle stosuje się indywidualne rozwiązania własne, wymagające interwencji przy każdej zmianie. Z uwagi na to, że chociażby częściowe rozwiązanie tego problemu może informatyce w bankach przynieść korzyści wymierne w postaci niższych kosztów i niewymierne, wyrażające się lepszą sprawnością i niezawodnością, będzie to jedno z pierwszych zadań służb informatycznych po uporaniu się z wdrożeniem systemów scentralizowanych i zapanowaniu nad nimi.

To, czy i jak banki rozwiążą sprawę interfejsów międzysystemowych, podobnie jak systemy obsługi wewnętrznej, nie będzie miało wpływu na obsługę klientów, z jednym jednak wyjątkiem. Stanowi go interfejs dostępu do usług bankowych na odległość. Klientów nie zadowala korzystanie z różnych interfejsów, z których każdy umożliwia dostęp tylko do określonej usługi w konkretnym banku. Zamiast interfejsu, klienci chcą dostępu do znormalizowanych usług instytucji finansowych, z których mogliby korzystać w identyczny sposób, z różnych miejsc, o wybranej przez siebie porze, stosując w tym celu dowolne z dostępnych urządzeń, mając gwarancję wiarygodności otrzymywanych informacji i ich bezpieczeństwa.

Realizacja tej idei mogłaby, przy okazji, ułatwić oferowanie tzw. usług agregacyjnych. Ta nowa, bo powstała w USA w roku 1999, forma usług pozwala klientowi kilku banków dotrzeć drogą elektroniczną jednocześnie do informacji o wszystkich swych rachunkach bankowych. Sprawie towarzyszą liczne kontrowersje z zakresu bezpieczeństwa, prawa, ochrony danych osobowych i przestrzegania tajemnicy bankowej. Organizacje świadczące tego rodzaju usługi stoją przed niebywałą szansą zrobienia użytku z przepływających przez nie informacji oraz uzupełnienia ich własnymi usługami. W Polsce przeważa pogląd, że po stosownych zmianach w regulacjach prawnych usługi tego rodzaju mogłaby świadczyć niezależna od banków, ale pozostająca pod ścisłą kontrolą organizacja, przypominająca np. Biuro Informacji Kredytowej. Największą przeszkodą w uzyskaniu takiego efektu wydają się banki, bez których zorganizowanej współpracy nie uda się wprowadzenie usług agregacyjnych.


TOP 200