Nasze dane, wspólna sprawa
- Andrzej Umiński,
- 20.01.2009
Prawdziwe źródła zagrożeń
Łatwo jest mi wykazać absurdy wynikające z praw Chabika. Ułatwia mi to sam autor artykułu nie limitując zakresu swoich rozważań. Takie ograniczenia należało sprecyzować na wstępie artykułu.
Zróbmy, zatem, za autora takie założenie i umówmy się, że 5 praw Chabika dotyczy wyłącznie układu konsument/komercja. I w tym wypadku Pan Chabik myli się w ocenie źródła zagrożeń. Ja osobiście nie obawiam się, że nieuczciwy sklepikarz będzie chciał wykorzystać moją słabość
do win toskańskich, o czym dowiedzieć by się mógł przetwarzając dane dotyczące moich zakupów w jego sklepie. Zupełnie nie boję się, że sprzeda te dane innym sklepom, gdzie subiekci na sam mój widok rzucą
się do półek w celu chwilowej podwyżki cen. Przyjemnie byłoby mi, natomiast, gdyby sklepikarz po przeanalizowaniu danych o sprzedaży
zrewidował asortyment sklepu, udzielając więcej miejsca na półkach winom z Toskanii a nie z Arizony.
Dziwnie jestem przekonany, że handlowcom wszelkiego autoramentu także zależy na analizie zbiorczej a nie indywidualnej. Nawet ludziom z firmy RealNetworks, których „badware” cichaczem podkrada informacje o milionach użytkowników. Informacja na temat moich indywidualnych gustów muzycznych jest sama w sobie bezwartościowa. Wartości dla
biznesu nabiera dopiero w zestawieniu z milionem innych.
Zupełnie za to realnym, aczkolwiek zapomnianym przez Pana Chabika, jest zagrożenie, że niedbały kupiec nie zabezpieczy odpowiednio danych o moich zakupach i, tak jak miliony innych Kanadyjczyków, dowiem się
z wyciągu z konta, że dokonałem w ostatnim miesiącu zakupów w wielu egzotycznych krajach. W styczniu 2007 taka niespodzianka spotkała
miliony klientów sieci sklepów Winners i Homesense. Hakerom udało się
włamać do baz danych sieci wielokrotnie, poczynając od maja poprzedniego roku. Zatem – wymagać należałoby od komercji, aby indywidualne dane klientów zabezpieczone były należycie; a także, aby dopuszczalna była tylko zbiorcza forma analizy danych.
Z mojej perspektywy na „moją” prywatność nie czyha Wielki Brat. Czyha raczej mały obywatel egzotycznego kraju. Nie czuję się zagrożony przez mój rząd lokalny (Alberta, prowincja w zachodniej części Kanady), który, nawiasem mówiąc, nazwał ustawę regulującą tu przepisy o ochronie danych – Freedom of Information and Protection of Privacy Act, podkreślając już w nazwie, że wolność informacji jest równie ważna jak ochrona danych. Ja boję się (choć snu mi to z powiek nie spędza), że moja prywatność nadwyrężona może być przez niestarannego urzędnika urzędu podatkowego, który pozostawi swój laptop w taksówce.
Przekonany jestem także, że ochrona danych nie może polegać
na „prawie” do ich jednostronnego usuwania.
Nasze dane, nasza prywatność, nasza wspólna sprawa.