Ludzka sprawa - błąd

Technika coraz skuteczniej chroni nas przed zagrożeniami, ułatwia życie i zwiększa możliwości samorealizacji, ale też obarcza nas coraz większą odpowiedzialnością za los innych ludzi, za losy całych zbiorowości.

Technika coraz skuteczniej chroni nas przed zagrożeniami, ułatwia życie i zwiększa możliwości samorealizacji, ale też obarcza nas coraz większą odpowiedzialnością za los innych ludzi, za losy całych zbiorowości.

Technika wyzwala nas od coraz większej liczby niebezpieczeństw wynikających ze środowiska naturalnego i ułomności ludzkiego organizmu. Dostarcza nam narzędzi do czynienia ziemi poddaną, a nawet wygodną. Elektrownie atomowe, fabryki nawozów sztucznych, zapory wodne, operacje medyczne, przelewy bankowe, windy i kuchenki mikrofalowe zbudowane i zarządzane są w sposób zastępujący ludzką aktywność mechanizmami technicznymi. Człowiek nie podołałby zadaniom stawianym przed maszynami. One natomiast na pewno są do nich zdolne. Ale muszą przy tym być też niezawodne. I one będą niezawodne, oczywiście po latach prób i doskonalenia, albowiem podlegają uniwersalnym, możliwym do odczytania i zastosowania prawom matematyki, fizyki czy chemii.

Jest jednak słabe ogniwo w stechnicyzowanym świecie. Na początku każdego procesu jest człowiek, który podejmuje decyzję, aby uruchomić łańcuch zdarzeń, w którym biorą udział maszyny, często później jedynie nadzorowane przez niego. Człowiek konstruuje też te maszyny. A człowiek może się pomylić, może zaspać, upić się, może go ponieść złość, może się zakochać, może pokonać go ból.

Człowiek może się pomylić i wywołać nie kontrolowane (co może być groźne) działanie maszyn. Ludzki błąd, a szerzej ludzka natura nie miała takiego znaczenia dla losów ludzkości - w ogóle dużych zbiorowości - dopóki technika nie miała tak wielkiego udziału w funkcjonowaniu świata. Ułomność człowieka miała znaczenie dla losów pojedynczych osób czy rodzin, czasem osad. Ale człowiek nie władał narzędziami, których nieprawidłowe użycie mogło spowodować katastrofę na wielką skalę, a nawet zagładę ludzkości.

Ludziom się często zdaje, że im bardziej mogą polegać na technicznych narzędziach, tym bardziej uwalniają się od swojej fizycznej i psychicznej ograniczoności, uniezależniają swój zbiorowy los od podłej lub słabej jednostki. Tymczasem jest odwrotnie. Największe zagrożenie dla świata nasyconego techniką wynika nie z wad techniki, lecz ze słabości charakterów, niekompetencji i złej woli jednostek.

Świat pełen protez

Nasze dzisiejsze środowisko (może to zabrzmieć prowokacyjnie) w małym stopniu jest środowiskiem naturalnym, a w większym środowiskiem sztucznym. A owa sztuczność ma charakter szczególny: jest to piramida wspomagających się protez. To, co za pomocą techniki zrobiliśmy z naszym środowiskiem zewnętrznym, jest odwzorowaniem tego, co za pomocą medycyny zrobiliśmy ze swoim organizmem. Ludziom udało się wyeliminować wiele niedoskonałości i chorób, ale nie stało się to bez konsekwencji. Kobiety chore na cukrzycę mogą już dzisiaj urodzić dziecko, ale najprawdopodobniej swoją chorobę przekażą potomstwu. Ofiary chorób czy wypadków można ocalić od śmierci, ale do końca swoich dni pozostaną niepełnosprawne. Wielu ludzi dożywa późnej starości, ale jesień ich życia przebiega w uciążliwym dla nich dyskomforcie fizycznym i psychicznym. Medycyna rozwija się w ten sposób, że rozwiązując jeden problem tworzy następny, ponownie go rozwiązuje, tworzy kolejny itd. Do jednej protezy dodaje drugą, potem następną i kolejną, aż nie można się bez nich obejść. A prawie każdy leczący się doświadczył zjawiska mnożenia się problemów w miarę postępów leczenia, np. skutków ubocznych, osłabienia, utraty odporności. W pewnym momencie człowiek nie widzi już wyjścia ze spirali lekarstw: ani nie może się bez nich obejść, ani nie czuje, aby mu pomagały.

Dziś wielkim problemem społecznym są ludzie umęczeni przez powierzenie funkcjonowania swojego organizmu lekarzom i lekarstwom. Oczywiście, są przypadki, że interwencja lekarska jest konieczna, ale jest też ogromna liczba przypadków, w których można wspomagać naturalny ludzki mechanizm odpornościowy. Jednak takie leczenie zupełnie nie jest w interesie medycyny, służby zdrowia i przemysłu farmaceutycznego.

Dla indywidualnych losów ta patologia jest bardzo ważna, ale ważniejsze są inne konsekwencje cywilizacji protez. Otóż po pierwsze, nie następuje naturalna eliminacja jednostek ułomnych, na przykład mających choroby genetyczne, są one więc przenoszone na następne pokolenia i obszar tych chorób się zwiększa. Po drugie, przedłuża się czas życia, ale długi jego odcinek jest dużo gorszej jakości (kalectwo, starość). Oczywiście, medycyna pracuje nad polepszeniem tejże jakości i nad wyeliminowaniem chorób genetycznych. I nawet ma pewne osiągnięcia, ale zawsze będzie to kolejna proteza nakładana

na poprzednią. Od tych protez dzisiaj nie sposób się uwolnić i nawet nie w tym rzecz, aby z nimi walczyć. Chodzi o to, aby podołać wywoływanym przez nie konsekwencjom.

Problem nabiera bowiem charakteru społecznego, na przykład wyboru kogo leczyć, jeśli to leczenie jest bardzo drogie i można nim objąć jedynie część chorych. Lekarz nie jest powołany do takich wyborów, zależy to od innych ludzi, generalnie od społeczeństw, od praw i zasad, jakie dla siebie ustaliły. Druga konsekwencja jest jeszcze boleśniejsza. Ludzie żyją dłużej, medycyna ratuje ich od śmierci wskutek chorób czy wypadków, ale znaczny odcinek ich życia przebiega w dyskomforcie starości czy kalectwa. Stawia to ich samych oraz ich otoczenie przed fundamentalnymi pytaniami o sens ich życia, o ich rolę w świecie zawziętej rywalizacji i obowiązku bycia najlepszym, a także pytanie, do kogo należy powinność ich pielęgnowania. I generalne pytanie, zwłaszcza w czasach bezproblemowej aborcji, powszechnej przemocy i dyskutowanej eutanazji (która to dyskusja ujawnia najsilniej, że doszliśmy do niebezpiecznej granicy): dlaczego życie trzeba chronić bez względu na jego jakość? A może domaganie się eutanazji przez ludzi umęczonych chorobą powinno być znakiem dla ludzkości, że przynajmniej niektórych z nas postęp medycyny - który nie daje ani żyć, ani umrzeć - zapędził w ślepy zaułek?

Medycyna zmieniła rozkład odpowiedzialności: natura eliminowała słabsze jednostki, człowiek je utrzymuje przy życiu, a więc odpowiada za jakość ich życia. Tymczasem postępy medycyny przyjmujemy z aplauzem, ale odpowiedzialność za jego konsekwencje rzadko bywa przedmiotem choćby dyskusji. Uciekamy przed fundamentalną ludzką odpowiedzialnością? Aż boję się na to pytanie odpowiedzieć.

Bez względu na okoliczności

Rozwój techniki odbywa się wedle tych samych praw co rozwój medycyny. Każde kolejne narzędzie rozwiązuje ważny problem na drodze do zaspokojenia ludzkich potrzeb (bezpieczeństwa, dobrobytu, wygody, zadowolenia itd.), ale stwarza inny problem. Przykładowo, Internet jest wspaniałym medium komunikacyjnym, ale jednocześnie jest zagrożeniem ludzkiej prywatności. Trzeba zatem tworzyć zarazem technologie zabezpieczające prywatność i odpowiednie prawo, które prywatność uznaje za wartość i ją chroni. Podstawową zasadą rozwoju techniki jest tworzenie technologii do kontroli technologii wymyślonych wcześniej i już wdrożonych oraz technologii do obrony przed negatywnymi ich konsekwencjami, np. niszczeniem środowiska naturalnego czy naruszaniem praw człowieka. Z rozwojem techniki musi harmonizować dojrzewanie ludzkiego serca i umysłu.

Coraz rzadziej możemy powiedzieć, że siły natury czy okoliczności są za coś (złego) odpowiedzialne. Technika zastąpiła siły natury.

Człowiek odpowiada za jakość techniki i prawidłowe jej funkcjonowanie. Człowiek stwarza ją i rozpoczyna ciąg czynności wykonywanych przez maszyny.

Jest zupełnym nieporozumieniem stawianie problemu narzędzi technicznych w kategoriach dobra i zła, argumentowanie, że np. za pomocą energii atomowej można oświetlić albo zniszczyć miasto. To są uniwersalne problemy moralne, a nie wygenerowane przez rozwój techniki. Problemem moralnym - a nie kwestią wyboru czy stylu życia - stworzonym przez rozwój techniki jest osobisty obowiązek doskonalenia się, uczenia się, po to, aby umieć znaleźć się w środowisku technicznym, środowisku, w którym przebiega nasze życie, w którym jeden ludzki błąd zostaje stukrotnie wzmocniony przez narzędzia, maszyny i media. To jest problem nazywany kiedyś problemem "guzika atomowego": klik i maszyny zniszczą świat. Im więcej więc maszyn, tym rozważniej trzeba klikać, tym mądrzejszym trzeba być człowiekiem. Dzisiaj każdy z nas odpowiada za jakiś "guzik atomowy". Ufam, że nie będzie to zaskoczeniem, iż tym guzikiem są nasze dzieci, które musimy podrzucać do góry, aby się uśmiechały, nasi mężowie i nasze żony, aby byli szczęśliwi, nasi ojcowie i nasze matki, bo nie wypada powierzać ich opiece domów opieki. Technika jest fascynująca i fascynujące są jej wytwory. Nie zapominajmy jednak, że najważniejszy w tym wyścigu jest człowiek. Tylko ta prawda może podarować nam szczęście.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200