Koniec zawodu informatyka

Niewidzialni kołodzieje

Konfiguracje komputerowe będą coraz bardziej zróżnicowane. Już dziś widać różnice między pokładowym komputerem nawigacyjnym w samochodzie, który syntetycznym głosem informuje kierowcę, gdzie ma skręcić, a elektroniczną książką wypełnioną zbiorem norm i przepisów budowlanych. Między komputerem sterującym kuchenką mikrofalową z dostępem do Internetu (są i takie) a skomputeryzowanym telefonem. Rosnące różnicowanie się komputerów spowoduje w końcu, że "rozpłyną się" one w świecie, w którym mikro-, pardon, nanoprocesory znajdą się w każdej klamce i każdym guziku od koszuli. Komputer stanie się niewidzialny - będziemy zauważać efekty jego zastosowań, nie zaś systemy sterowania.

Być może klasyczny komputer, z ekranem i klawiaturą, przejdzie podobną ewolucję jak inny wielki wynalazek - koło. Dziś koła są w znacznej mierze niewidzialne. Owszem, jest koło w bloczku zawieszonym na ramieniu dźwigu czy napędzie zegarka, ale idea koła, zespolona z konkretnym zastosowaniem, jest już bardziej "rozmyta". A przecież taką na pewno nie była w jej początkach - gdy powstaje nowy wynalazek, dzieje się to z reguły w związku ze ściśle określoną sytuacją. Komputer też powołano do życia jako maszynkę wyliczającą trajektorię pocisków balistycznych, a nie po to, by animować filmy czy choćby pisać elektroniczne listy.

Koło powstało jako wynalazek transportowy i w takim zastosowaniu możemy je dostrzec i dzisiaj. Czy jednak mechanik od kół samocho- dowej Formuły 1 zna się równie dobrze na kołach wyścigowych rowerów? Przed wiekami istniał zawód kołodzieja. Człowiek ten mógł zajmować się niemal wszystkim, co dotyczyło wielkiego wynalazku, jakim było koło - stosowanego wówczas głównie w wozach i mechanizmach budowlano-fortyfikacyjnych. Dzisiejszy następca kołodzieja musiałby być jednocześnie zegarmistrzem i mechanikiem pojazdowym.

Zróżnicowanie! Zróżnicowanie! To właśnie ono powoduje, że uniwersalny niegdyś zawód informatyka rozpły- wa się w wielości specjalności i innych zawodach. Cóż wspólnego mają pro- fesje infobrokera z asemblerowym programistą? Że ten pierwszy potrafi coś napisać w Javie, a ten ostatni lubi sobie czasem pożeglować po sieci? Przecież i neurochirurg, i dentysta są lekarzami i obaj nawet gmerają swoimi narzędziami w okolicach głowy. Lepiej jednak nie traktować zamiennie i zbyt uniwersalnie obu doktorów.

Pochwała wielodziedzinowości

Określenie "informatyk" staje się równie puste (albo pojemne), jak "lekarz" czy "inżynier". Bez stosownych komentarzy i specjalizacji terminy te niewiele mówią. Jaki lekarz, jaki inżynier i jaki informatyk? "Czysta" postać tego zawodu zanika. Rozwój technologiczny powoduje, że nie może istnieć grupa zawodowa "informatyków", tak jak nie ma racji bytu mówienie o "obsługi- waczach narzędzi rolniczych" (to przecież zarówno łopata, jak i samolot czy wreszcie komputer).

Świat postrzegany jest coraz częś-ciej interdyscyplinarnie - nie według rzeczy, ale związków przez nie two-rzonych. Giną tradycyjne podziały w nauce i technice, powstają nowe dyscypliny i specjalności, wypierające dotychczasowe. Żeby funkcjonował robot przemysłowy, potrzebny jest konstruktor, który zaprojektuje jego mechanikę, elektronik - do układów sterowania i programista - do ich kodowania. Te trzy profile może łączyć fizycznie jedna osoba: robotyk.

Mnogość zawodów informatycznych prowadzi nieuchronnie do pytania o ich wartość rynkową. Nie ma tu uniwersalnych reguł pasujących do każdego indywidualnego przypadku, ale istnieją statystyczne trendy. Takim jest większa wartość ekspertów posługujących się złożonymi systemami, zorientowanymi gospodarczo (np. systemy ERP), od wąskich specjalistów, "mówiących bez akcentu" określonym językiem programowania. Nie trzeba dodawać, że bardzo ceniona jest wielodziedzinowość i łączenie doświadczeń informatycznych ze specyficzną wiedzą z określonej branży przemysłowej czy usługowej.


TOP 200