Jak kształtował się algorytm

Bywa, że przy odrobinie dobrych chęci oraz samozaparcia możemy uzyskać pewne efekty zamierzone w przypadku kotów, którego to gatunku przedstawiciele uznawani są za indywidualistów chodzących własnymi drogami. Daleko im co prawda do psiej pokory i gotowości do poddawania się tresurze, której w zasadzie jako takiej nie uznają. Niemniej twierdzenie, że nie są w stanie niczego się nauczyć, jest nieprawdą. Potrafią one reagować na wiele quasi-poleceń, być może trochę odwlekając w czasie ich wykonanie, aby mimo wszystko zademonstrować swoją niezależność. Koty reagują na przywołanie oraz zakazy, a te szczególnie mocno zżyte z domownikami, wyzbywają się wielu kocich zwyczajów, przejmując w ich miejsce ludzkie przyzwyczajenia. Oczywiście, byłoby błędem oczekiwać całkowitego ujarzmienia drapieżnika, gdyż jego wrodzone predyspozycje stoją w sprzeczności z ludzkimi wymaganiami. Jednak w niektórych aspektach swojego rodzaju porozumienie jest możliwe i tym chętniej respektowane, im bardziej leży w subiektywnie odczuwanym interesie zwierzaka.

Ludzka natura

Szczególnie cenną cechą człowieka jest łatwość uczenia, w tym także uczenia zachowań, jakże bardzo odróżniającą go od świata zwierzęcego. Już od wieku dziecięcego przyswajamy sobie pewne reguły nie mające nic wspólnego z rozwojem gatunkowym, ale wynikające z doświadczeń pokoleń. Można wyodrębnić dwa sposoby pozyskiwania tej wiedzy, a mianowicie: przez naśladowanie oraz samodzielne doświadczanie. Metoda naśladownictwa, nie ograniczająca się zresztą li tylko do wieku dziecięcego, traktowana jako szczególnie istotna dla rozwoju ludzi przez takie autorytety, jak Wittgenstein<sup>1</sup> w dziedzinie filozofii oraz Cialdini<sup>2</sup> w dziedzinie psychologii społecznej, wydaje się niezwykle wydajnym akceleratorem pozyskiwania wiedzy na temat świata i zjawisk. Cialdini wręcz nazwał tę metodologię drogą na skróty, co niezwykle udanie obrazuje proces edukacyjny. Jeśli jednak przyjrzeć się ponownie światowi zwierzęcemu, widzimy, że bardziej rozwinięte gatunki także stosują te metody na swoje potrzeby. "Zwierzęce dzieci" obserwują zachowania swoich rodzicieli, adaptując w ten sposób niezbędne do przeżycia wzorce postępowania na przyszłość. Nie cała wiedza nowych pokoleń wynika z osobistych doświadczeń poszczególnych osobników - podstawy muszą być wpojone przez starsze pokolenia. Pobieranie nauki od wychowawców nie tylko zależy od zachowania czystości gatunkowej, albowiem występuje tutaj swojego rodzaju heterogeniczność. Niemało przecież zdarzało się w historii przypadków dzieci wychowywanych zbiegiem okoliczności przez zwierzęta, jak małpy czy wilki. Odnalezione po latach, już jako dojrzałe osobniki, tylko z postury przypominały człowieka, chociaż niektóre nawet nie były w stanie przyjąć pionowej postawy, inne nie mogły zaadoptować się do nowych, ludzkich warunków życia i umierały. Przyswojenie umiejętności mówienia graniczyło z cudem, a jeśli się nawet udało, to zazwyczaj osoby takie posługiwały się niewielkim zasobem słów. O tym, jak bardzo dziecko wychowane wśród zwierząt odbiegało od "normy ludzkiej", decydował wiek, w jakim znalazło się w niespecyficznym dla siebie środowisku i przez jak długi czas tam przebywało. Aby jednak nie doszukiwać się prawdy w bądź co bądź dosyć egzotycznych i wyrafinowanych sensacjach, zajmijmy się raczej przykładami pochodzącymi z pospolitych obserwacji. Jeśli na przykład młody pies będzie wychowywał się u boku dojrzałego kota, będzie można zauważyć, że nabiera on dziwnych, przypominających kocie, manier, prowokując nieraz komiczne sytuacje, w których pies, anatomicznie nie przystosowany do tego rodzaju ekwilibrystyki, stara się skakać jak kot. Nie próbujmy jednak wyobrażać sobie zbyt wiele - pies miauczeć, a kot szczekać nigdy nie będą - pewnych granic konstrukcyjnych nie da się po prostu ominąć, natomiast tam, gdzie jest możliwa adaptacja, tam ona z dużym prawdopodobieństwem wystąpi.

Jako alternatywa, a może raczej współistniejące uzupełnienie nauki przez naśladownictwo, istnieje nauka przez osobiste doświadczanie, co możemy okrzyknąć mianem wypracowywania nowych wzorów zachowań lub po prostu nowych algorytmów postępowania. Zauważmy, że dzieci wielokrotnie próbują samodzielnie dochodzić do swoich celów własnymi metodami. Nie dotyczy to (znowu) tylko wieku dziecięcego ani też nie jest specyficzne wyłącznie dla świata ludzi. Dzieci, jako bardzo wnikliwi obserwatorzy, wyciągają wnioski z otaczającego je świata oraz poczynań dorosłych, próbując następnie na własny użytek je wykorzystać lub zmodyfikować według własnego uznania. Przypomina to nieco, opisując w bardziej fizycznym ujęciu, znajdowanie luki w strukturze wzorców. Dziecko, próbując co może, a czego nie, utwierdza się w przekonaniu, czy wypełni tę lukę swoim zachowaniem, czy też nie jest ona dla niego przeznaczona. Jakże często mamy na przykład do czynienia z próbami wymuszania poprzez płacz. Jeśli metoda ta okaże się skuteczna w okresie rozwojowym, tak też będzie ona powielana przy różnych okazjach w życiu dorosłym. Jeśli jednak okaże się nieskuteczna, dziecko będzie się starało znaleźć sobie inne metody rozwiązujące doraźny problem lub też zrekompensuje sobie to w inny sposób. Przykładów wypróbowywania zachowań przez dzieci można by podać wiele. O ile jednak model osobniczego rozwoju jest sprawą indywidualną i nie wpływa na rozwój zachowań całego gatunku (z wyjątkiem abstrakcyjnych sytuacji, gdy płacz na przykład stałby się jedyną metodą wymuszania, akceptowaną przez wszystkich), o tyle gremialne naśladownictwo tych samych, lekko na przestrzeni tysiącleci modyfikowanych wzorców wpływa na całą populację ewolucyjnie. Na pytanie, czy po upływie milionów lat ludzie będą rodzili się od razu z umiejętnością klikania myszką, należy jednak odpowiedzieć, że raczej na to nie można liczyć, gdyż już w całkiem niedługim czasie zmieni się sposób komunikowania się z maszynami programowanymi. Gdyby jednak zwyczaj klikania przetrwał tak długi okres, należałoby się spodziewać z tego powodu trwałych zmian zarówno w zachowaniach, jak i konstrukcji fizycznej ręki.

Algorytmy rodziły się w bólach

Skoro prześledziliśmy pobieżnie niektóre ciekawe właściwości świata zwierzęcego oraz ludzkiego, pora stwierdzić, że pewne, uznawane za automatycznie wykonywane czynności są swojego rodzaju algorytmem. Korzystamy z tego dobrodziejstwa, dającego nam typową drogę na skróty. Gdyby nie rutyna i przyswajanie "na wiarę" wielu spraw, rozwój gatunku nie miałby miejsca, gdyż świat ożywiony pozostawałby w dalszym ciągu na etapie prymitywnych form. Wygląda na to, że pierwsze algorytmy wykształciły się przypadkowo, albowiem zostały zweryfikowane jako poprawne przez warunki zewnętrzne. Wyobraźmy sobie, że u zarania dziejów część prymitywnych jednokomórkowców w określonych warunkach "wybierała" pewien model zachowania (wybór był oczywiście przypadkowy, a nie świadomy) - na przykład reakcję na światło, temperaturę itd. - podczas gdy reszta tej populacji reagowała odmiennie. Ta część populacji, która przypadkowo "zachowała się" stosownie do warunków otoczenia, trwała i rozmnażała się dalej, ta zaś część, która "zeszła na manowce", ginęła. Spośród grupy, której udało się przetrwać, znowu na tej samej zasadzie występował podział "zachowań" odnośnie do tych samych warunków zewnętrznych - jedne organizmy reagowały odpowiednio (oczywiście przez przypadek), inne nie. Proces ten powtarzał się iteracyjnie tak długo, aż określony wzorzec postępowania został utrwalony i zweryfikowany jako właściwy dla istniejącego otoczenia. Utrwalenie wzorca było równoznaczne z zaakceptowaniem go jako algorytmu dla konkretnej sytuacji i genetycznym przekazywaniem go następnym pokoleniom oraz całej populacji wywodzącej się z niej filogenetycznie. Zauważmy jak model ten pasuje dobrze do idei współczesnych badań nad sieciami neuronowymi, gdzie nie opracowuje się a priori algorytmu, a jedynie na drodze treningu naucza się zachowań warstwy układu. W dziedzinie artificial intelligence mamy jednak tę przewagę, że z góry możemy określić spodziewany rezultat, natomiast w rozwoju naturalnym takiego ograniczenia a priori zadanego nie ma, formy ewoluujące więc niejako błądzą, a efekt końcowy jest przypadkowym zlepkiem wynikającym z okoliczności. W świecie ożywionym proces ten trwał niezmiernie długo, wypracowując i replikując formy najlepiej przystosowane. Wobec takiej beztroski natury o przetrwanie jak największej liczby organizmów nie może dziwić fakt tak intensywnego procesu rozmnażania wszak potrzebne są zawsze nowe "egzemplarze", na bazie których ewolucja może przebiegać dalej. Wygląda to na dosyć bezpardonową selekcję, ale nie nam dyskutować z prawami natury. Retorycznym pytaniem w tym kontekście będzie, jak ma się do tego sytuacja człowieka i co zdecyduje o przetrwaniu tylko tej części ludzkości, która na pewnym etapie okaże się lepiej przystosowana. Nasza obecna wiedza różni się w tym względzie od wiedzy pierwotniaków tylko tym, że możemy mieć świadomość zachodzących i czekających nas procesów, ale nie mamy zielonego pojęcia, który szczegół w "funkcjonalności" człowieka zadecyduje o jego dalszej egzystencji. Może to być na przykład odporność na ekstremalne temperatury, specyficzne wirusy lub promieniowanie, suszę albo zupełnie nieznane nam czynniki, których nawet się nie spodziewamy. Wydaje się, że apokaliptyczny koniec świata jest jakąś próbą przedstawienia takiej potencjalnej selekcji, która w tym przypadku, jako jedyną godną człowieka cechę, faworyzuje przymioty sfery duchowej.


TOP 200