Jabłka i pomarańcze

Włączamy komputer. W przypadku Mac OS naciskamy klawisz Power na klawiaturze i po mniej więcej minucie mamy na ekranie biurko. Po drodze system pokazuje znaczki ładowanych rozszerzeń - doświadczony użytkownik od razu wie, co działa, co zaś nie (przekreślenie). Windows NT z kolei zarabia punkty za bezpieczeństwo: można użytkownikowi dać inne przywileje niż administratorowi. Nie ma więc mowy o grzebaniu w systemie. Tyle tylko, że teczka systemowa Mac OS jest znacznie prostsza do zrozumienia. Doświadczony makowiec potrafi powiedzieć, do czego służy każdy plik, a jest ich znacznie mniej niż plików w katalogu Windows. Jak dotąd, wciąż jeszcze czekam na spotkanie z pecetowcem, który może powiedzieć, że wie, do czego służy każdy plik w katalogu \WINNT...

Napisałem, że pod Mac OS mamy biurko. I rzeczywiście: możemy na nie przeciągnąć plik, znajdziemy tam znaczek drukarki, ba - nawet dyskietki wkładane do napędu też pojawią się tam same. Biurko NT to wielka iluzja: może pomieścić tylko odnośniki do plików. Internet Explorer 4.0 usiłuje zrobić jakiś porządek przez przyłączenie okna przeglądarki do każdego obiektu. To prawie tak samo, ale nie to samo. Podobnie jak pasek menu, czyli pasek zadań w Windows. Nie wiadomo dlaczego pokazuje on aktywne okna pomieszane ze znaczkami podręcznych programów i menu Start, które - jak sama nazwa wskazuje - m.in. wyłącza system. Widać jasno, że MS zamierzał uniknąć zupełnego podobieństwa, ale dać podobnie funkcjonalne rozwiązanie. Pod Mac OS pasek menu u góry ekranu (zawsze tam pozostaje) wyświetla zestaw menu aktywnego programu. Okno zaś pokazuje zawartość aktualnego pliku. W tym przypadku Mac OS za logikę, elegancję i unifikację rozwiązania GUI otrzymuje dodatkowy punkt.

Traci go jednak za anachroniczność wieloprogramowości. Tu NT zdecydowanie dominuje: każdy proces jest niezależny - można je uruchamiać i zatrzymywać bez konieczności wznawiania pracy całego systemu. Ci, którzy pod Mac OS utracili efekty wielogodzinnej pracy, gdyż zawiesił im się inny program, wiedzą, co to oznacza. Z drugiej strony, sami zawinili, że nie zachowywali danych na dysku...

Jak wspomniałem wyżej, standardowe programy są do siebie tak podobne, że w tej chwili producenci dostarczają te same podręczniki, czasami tylko wspominając o różnicach (jak drukowanie: Macintosh aktywnie kontaktuje się z drukarkami, komputer PC ładuje wszystkie pliki). W przypadku Mac OS Microsoft zrobił wyłom: Office 98 nie jest na razie dostępny pod Windows. Ale pewnie niedługo będzie, więc parytet znowu zostanie zachowany.

Chcemy zakończyć pracę. Mac OS zmusza do kontrolowanego wyrzucenia dyskietek i kaset ZIP z napędów, gdyż wcześniej zapisuje dane z biurka o położeniu plików, układzie okienek itp. Pod Windows po prostu wciskamy guzik i nośnik wyskakuje. Ale oczywiście następnym razem będziemy musieli od nowa ustawić sposób przeglądu okienek. Nie ma nic za darmo! Wreszcie Mac OS wyłącza fizycznie komputer, Windows NT zaś wyświetlają komunikat, że teraz już można go wyłączyć. Niby niewielka różnica, ale dobrze ilustrująca odmienność podejścia do wygody pracy.

Jak sądzę, tym krótkim tekstem nie uda mi się przekonać nikogo do zmiany systemu operacyjnego. Zresztą od początku nie to było celem. Chciałbym raczej, aby zwaśnione strony zauważyły wreszcie, że lata egzystencji obok siebie doprowadziły do tzw. konwergencji dwu systemów, czyli łączenia ich użyteczności. Myślę, że pod koniec br. Windows NT 5.0 będzie solidnym przeciwnikiem dla kolejnego systemu makowego, na razie nazywanego Rhapsody, a będącego Unixem z ludzką (czytaj: makową) twarzą. Ba, wprawdzie Windows NT 5.0 nie będzie już dostępne dla procesorów PowerPC, ale Rhapsody będzie pracowało na Intelu (już jest w drugim obiegu wersja próbna). Bliski jest więc dzień, gdy najbardziej zaprzysięgli pecetowcy będą mogli osobiście sprawdzić opisane wyżej różnice. I być może polubić Mac OS. Zaś makowcy kupić komputer z procesorem Intela.


TOP 200