Internetowy ból głowy

Nie tylko reklamy technologii sieciowych są powodem dezorientacji dyrektorów i zarządów firm - podobnie działały niedawno wieści o dobrodziejstwach architektury klient/serwer, taki sam skutek mają również zasłyszane doniesienia o wyczynach hakerów i autorów wirusów komputerowych. Wszystko to przyczynia się do wzrostu napięcia na linii z działem informatycznym i powoduje często kłopoty z wykonywaniem ważnych dla przedsiębiorstwa projektów. Jak pisze Joseph Maglitta z CW, "menedżerowie informatyczni często bywają postawieni między Scyllą zwariowanych na punkcie WWW użytkowników a Charybdą gorliwych, ale skąpych dyrektorów".

Niekompetencja kosztuje

Dużym problemem dla informatyków zakładowych jest reklamowana przyjazność nowych aplikacji webowych, która powoduje, iż wielu użytkowników próbuje instalować je we własnym zakresie. "Rewolucja zaczęła się właściwie od razu, gdy pojawiły się komputery PC. Od tamtej pory zaczęliśmy mieć kłopoty z kierownikami różnych działów, próbującymi implementować technologię informatyczną na własną odpowiedzialność i bez kontaktu z nami" - zwierza się jeden z informatyków. "Mimo przyjazności oprogramowania, niekompetentne jego użycie może być niebezpieczne dla samych użytkowników i dla całej firmy. Gdy ludzie robią to po amatorsku, wtedy zawsze rosną koszty całej imprezy".

Przedstawicielka znanej firmy konsultingowej Ernst & Young potwierdza istnienie konfliktów między informatykami a użytkownikami systemów komputerowych w przedsiębiorstwach. "Ostatnio słychać dużo więcej narzekań na działy informatyczne: a to rzekomo nie są one wystarczająco aktywne w śledzeniu nowoczesnych rozwiązań albo nie zapewniają wszystkim należnego im dostępu do Internetu, albo też jakoby ludzie nie mogą znaleźć tego, czego potrzebują. Internetowa gorączka i moda na firmowe strony WWW - niejednokrotnie tworzone przez niewykwalifikowanych pracowników - często są powodem zaniedbań w realizacji dużo ważniejszych dla firmy informatycznych projektów".

Nie jest całkiem źle

Oczywiście, wymienione przypadki narzekania nie oznaczają całkowitego potępienia -netów. Informatycy świadomi są rewolucyjności przemian i są chętni je wdrażać, byle tylko nie za wszelką cenę. "Internet oraz intranety zaczynają być na porządku dziennym. Są to media niezwykle wygodne i użyteczne dla firmy, bardziej zrozumiałe niż problemy architektury klient/serwer, które miały swój okres popularności kilka lat temu. Fenomenem nowych technologii jest efekt możności implementowania ich w naprawdę krótkim czasie - jest to kwestia dni lub tygodni. Starsi - przyzwyczajeni do długotrwałych projektów - dyrektorowie są zwykle zaszokowani tempem, w jakim możemy dziś uzyskać coś prawdziwie imponującego. To naprawdę może być motorem rozwoju i wspierać działalność firmy" - powiada szef informatyków wiodącej firmy lotniczej.

"Całkowicie rozumiem zainteresowanie dyrektorów Internetem. Słusznie przypuszczają oni, że nowe technologie popchną ich sprawy do przodu: ożywią produkcję, pomogą w obsłudze dostawców i klientów, i będą wspierać ogólne procesy inżynierii biznesowej. Środki masowego przekazu roznieciły to zainteresowanie. W przeszłości, gdy na tapecie był klient/serwer, nie bywaliśmy tak zasypywani pytaniami, jak dzisiaj. Z Internetem jest zupełnie inaczej" - mówi wiceprezes jednej z firm konsultingowych.

Zainteresowanie sieciami, jakie przejawia dziś prasa, radio i TV, zapewne niebawem opadnie - zjawiska te staną się zbyt powszednie, aby same z siebie wzbudzały sensację. Pozostaną jednak rozbudzone oczekiwania użytkowników komputerów - niezależnie od tego, czy będą one realistyczne, czy też nie. Pozostaną także zwiększone obciążenia dla działów informatycznych i kłopoty. Jak powiedział jeden z respondentów: "Prezesi mogą zapomnieć naturę używanej niegdyś technologii; na pewno jednak nie zapomną nie dotrzymanych obietnic". Inny zaś przepowiada: "Nasze obecne 15 minut sławy zamieni się później w trzy lata ciemności".


TOP 200