Informatyka - Ludzka rzecz

Trzeba nam odważnych

Dobrych wzorców potrzebowały setki krajowych przedsiębiorstw państwowych przekształconych w spółki kapitałowe i tysiące młodych firm dynamicznie rozwijających się w warunkach wolnej gospodarki. Takie wzorce w przemyśle były. Nie wszyscy jednak uważnie się im przyglądali.

W nielicznych rdzennie polskich przedsiębiorstwach, w których istniały tradycje wykorzystania komputerów do prac projektowych czy konstrukcyjnych, już na początku lat 90. wykorzystywano zintegrowane systemy wspomagające zarządzanie. Co może dziwić, do pionierów należały wówczas jeszcze państwowe przedsiębiorstwa, m.in. olsztyński Stomil czy rzeszowski Zelmer. Pierwsze systemy MRP II uruchamiano tam na długo zanim na horyzoncie pojawił się inwestor strategiczny. Od 1995 r. kilka dużych przedsiębiorstw, m.in. Petrochemia Płock, zainwestowało znaczne fundusze w najnowsze, zagraniczne systemy zintegrowane. Od wdrożeń ERP restrukturyzację zaczynali też inwestorzy przejmujący kontrolę nad polskimi firmami. W przedsiębiorstwach, takich jak elbląski Zamech, powstawały pierwsze zlokalizowane wersje aplikacji zachodnich. Ten splot wydarzeń spowodował, że gwałtownie rozwinął się rynek aplikacji wspomagających zarządzanie.

Po dziesięciu latach można wskazać co najmniej kilkanaście miejsc, w których informatyzacja została przeprowadzona na najwyższym poziomie. Nadal jednak olbrzymia rzesza firm nie dostrzega korzyści z

wykorzystania tej technologii. Według badań przeprowadzonych pod koniec ub.r., działający poprawnie zintegrowany system informatyczny miało zaledwie 36% firm. W najmniejszym stopniu informatyka dotarła do przedsiębiorstw małych i średnich. Można się jednak pocieszać, że nie jest to cecha charakterystyczna tylko dla naszego rynku. Na świecie, nawet w najbardziej rozwiniętych Stanach Zjednoczonych, ten obszerny sektor odstaje pod względem informatyzacji.

Zdecydowana większość realizowanych projektów miała charakter standardowy - od budowy sieci lokalnych, przez proste aplikacje finansowe, aż po wdrożenia systemów zintegrowanych. Być może teraz, kiedy firmy zdołały uporządkować procesy wewnętrzne, łatwiej im będzie przystąpić do projektów niekonwencjonalnych, w których ciekawe pomysły zrealizowane przy użyciu informatyki, wpłyną na wzrost konkurencyjności. Stare powiedzenie mówi, że "gdy wszyscy są bogaci, to wszyscy stają się jednakowo biedni". Jeśli narzędzia informatyczne mają być przydatne w zdobyciu przewagi, to trzeba używać takich narzędzi, którymi konkurencja nie dysponuje.

Klęska administracji

Gdyby oceniać dokonania w sektorze publicznym wyłącznie na podstawie wielkich projektów w administracji rządowej, trzeba byłoby kategorycznie uznać ostatnią dekadę za straconą. Cóż z tego, że kolejne nowo uchwalane akty prawne nakazują wprost wykorzystanie komputerów do wspomagania podstawowych funkcji państwa, skoro żadnego z systemów finansowanych z budżetu nie udaje się zrealizować. Głośne niepowodzenia systemów: podatkowego, celnego i emerytalnego stanowią zaledwie wierzchołek góry lodowej. Trudno mówić o sukcesach w przypadku mniejszych, zaledwie połowicznie wykonanych projektów dla wymiaru sprawiedliwości czy w przypadku ciągnącego się w nieskończoność projektu ewidencji samochodów.

Według Banku Światowego, który finansował system ALSO, przeznaczony dla resortu pracy i pomocy społecznej, jest to najlepiej zrealizowany projekt w naszej części Europy. Nawet jeśli uznać, że od strony informatycznej funkcjonuje prawidłowo, to pozostają wątpliwości, czy wszystkie możliwości systemu zostaną wykorzystane przez samorządy, które są docelowymi użytkownikami ALSO.

Niestety, niepowodzenia projektów rządowych rzucają cień na całość informatyzacji w ostatnich latach. Na szczęście, nie słychać już apeli, by dla "wyższego dobra" ukrywać niepowodzenia urzędników. Można mieć nadzieję, że w miarę rosnącej świadomości o tym, jak trudnym i odpowiedzialnym zadaniem jest informatyzacja, w przyszłości uda się uniknąć błędów od 1990 r. systematycznie powielanych w kolejnych projektach.

Na tle niepowodzeń administracji centralnej zupełnie inaczej rysują się dokonania samorządów. Dzięki prowadzonym od lat 90. różnym zagranicznym programom pomocowym, samorządy - zwłaszcza miejskie - dysponują kompetentną kadrą, potrafią inwestować nie tylko w nowe chodniki, ale również w zintegrowane systemy do zarządzania miastem. Samorządowcy nauczyli się dbać o informację. W efekcie projekty informatyczne w gminach są skorelowane ze zmianą sposobu tworzenia budżetu z wydziałowego na zadaniowy, ułatwiają finansowanie inwestycji, wreszcie przyczyniają się do poprawy obsługi mieszkańca. Tak jest m.in. w Gdańsku, Krakowie, Szczecinie.

Z nadzieją na poprawę

Niezależnie od osiągnięć poszczególnych branż czy gałęzi przemysłu, nie wolno zapominać, że za projektami - tymi udanymi i nieudanymi - stoją ludzie. W ciągu ostatnich 10 lat dyrektorzy kierujący działami informatyki wiele się nauczyli. Nabrali pewności siebie, bez obaw sięgają po nowe technologie, od niedawna wprowadzone na rynki zachodnie. Zapewne wielu z nich mogłoby z powodzeniem zarządzać projektami informatycznymi w Monachium czy Los Angeles. Doceniają to też menedżerowie zagranicznych koncernów awansujący polskich informatyków.

Czy polskim przedsiębiorstwom i instytucjom udało się w dziedzinie informatyki dobrze zagospodarować ostatnie 10 lat i wykorzystać szanse stwarzane przez nowoczesne technologie? Myślę, że w szkolnej skali właściwa byłaby ocena cztery z minusem. "Z nadzieją na poprawę w następnym semestrze" - jak mawiają pedagodzy.


TOP 200