Globalna wioska czy wioski na globie

Rozrywka dla mas

Często można się spotkać z poglądem, że ludzie konsumujący ofertę masową to analogowe społeczeństwo rozrywki (w domyśle gorszej jakościowo), zaś poszukujący internauci tworzą cyfrowe społeczeństwo wiedzy, dla którego uczenie się jest sposobem na życie. Na podstawie dostępnej empirii z wielu krajów można wysnuć wniosek, że istotnie szukający wiedzy częściej sięgają do sieci niż telewizji. Potrzeba jednak bardziej precyzyjnych danych, bowiem analiza tego problemu zastawia pewne pułapki - dla jasności wywodu stosuję przeciwstawione sobie typy idealne: kultura analogowa - kultura cyfrowa. Rzeczywistość jest jednak bardziej skomplikowana: ani komunikacja masowa nie jest modelowo monoaktywna, ani sieciowa modelowo interaktywna.

Istnieje natomiast wiele racji w stwierdzeniu, że darmowe, przesycone reklamami programy są w wielu krajach, także w Polsce, przeznaczone zasadniczo dla ubogich, takiego "analogowego proletariatu" (jest to również coś w rodzaju komercyjnej agit-prop w wykonaniu agencji reklamowych). Bogatsi zaś, "digitalna arystokracja", mają programy kodowane, pakiety kablowe, platformy cyfrowe - za co trzeba płacić. Ekonomia dyktuje społeczeństwom różne szybkości. Segmentacja publiczności i adresowanie komunikatów do wielu grup odbiorców prowadzą do dezintegracji publiczności i narodu. Społeczeństwo bardziej się różnicuje niż ujednolica. Ten proces ujawnia się już także w Polsce.

Nie wiadomo jak długo utrzyma się ten dualizm w odbiorze kultury. Wydaje się, iż w skali masowej do zaspokojenia potrzeby zabawy i rozrywki raczej nie zwycięży model człowiek-komputer-Internet, w którym odbiorca będzie preferować komputer jako omnimedium i tam będzie poszukiwać oferty, używając komputera w funkcji telewizora (kompuwizora). Wiadomo że nadal mniejszość potrafi efektywnie korzystać z komputera. Zwycięży raczej model bimedium, czyli interaktywnej telewizji cyfrowej, w którym użytkownik będzie wolał korzystać z ekranu telewizora. Będzie to nie tyle "TV plus Internet", ile TV z okazjonalnym korzystaniem z Internetu. Taki model wydaje się kształtować w Europie, a więc można oczekiwać, że rozwinie się także w Polsce. Będziemy mieć do czynienia raczej ze starym użyciem nowego medium niż nowym wykorzystaniem starego.

Pro domo sua

Trzeba wyciągnąć wnioski z badań, z których wynika, że kończy się era ideologów, niosących kulturę słowa, a zaczyna się era "imagologów", którzy przekładają wszystko na obraz. Zdaniem jednych dominacja języka audiowizualnego, który może rozumieć każdy analfabeta, jeszcze bardziej obniża poziom kultury masowej.

W Polsce toczy się spór o to, czy tożsamość narodową i spoistość społeczną da się obronić tylko przez wzmożenie wysiłków na rzecz przeszczepiania starego kanonu narodowego, co było zadaniem inteligencji, czy też należy szukać szerszego uniwersum europejskiego i światowego. W jednym i drugim przypadku chce się zachować kulturę słowa, w jakiej wyrastały pokolenia ludzi wykształconych. Problem polega na tym, żeby podsunąć młodemu pokoleniu wartościową kulturę w nowym języku multimedialnym kultury popularnej. Inni wyrażają pogląd, iż ikonizacja języka pozwoli nowym pokoleniom wykorzystać naturalną multimedialność człowieka i stworzyć nowy język, dzięki któremu będzie można nie gorzej, a może nawet lepiej niż w linearnym języku alfabetycznym rozwijać myśl, twórczość i emocjonalność.

To drugie podejście przebija się w myśleniu polskich intelektualistów młodszego pokolenia o przyszłości polskiej kultury, polityce i edukacji kulturalnej. Ich zdaniem każde medium, w tym Internet, jest zdolne przekazywać wartości istotne dla kultury narodowej. "Jeśli uważa się, że gry komputerowe są z gruntu złe, bo upowszechniają przemoc, to jedynym rozwiązaniem będzie stworzenie pozytywnej alternatywy. (...) Dlaczego nie zaproponować gier komputerowych opartych na historii Polski, odkryciach geograficznych" - napisał Wiesław Godzic w artykule Klub siedzącego kartofla kontra internauci z Tucholi opublikowanym niecałe trzy lata temu w Tygodniku Powszechnym. Znaczyłoby to, że nowe pokolenie nie pozbawi się możliwości ekspresji i odbioru kultury wartościowej nawet w warunkach kryzysu słowa drukowanego. Dla zwolenników tezy o kluczowym znaczeniu książki i czytelnictwa dla rozwoju kultury brzmi to jak herezja. Ale problem wart jest dyskusji.

Pytania o przyszłość

Dzisiejsze technologie pozwalają na powrót do czasów spontanicznej komunikacji, jej swoistej rearchaizacji. Miliardy SMS-ów, coraz częściej MMS-ów, e-mali, dziesiątki tysięcy grup dyskusyjnych, blogów itp. każą jednak wierzyć w to, że rodzi się jakaś postać inteligencji kolektywnej (ciekawe, kim jest dzisiaj autor?). Powstają nowe kultury, których badanie wymaga nowej antropologii. Stara, zdaniem prof. Wojciecha Burszty, może być niewystarczająca. Kultura, która przepływa w sieciach, z pewnością jest bardziej ulotna niż ta w galaktyce Gutenberga, choć oczywiście pozostawia ślady elektroniczne. Jest to na powrót kultura rozmowy, skrótowa, rozproszona, niedbała, bez kanonu. Jest to raczej kultura działania społecznego niż instytucji. Energia społeczna przepływa z instytucji do sieci. Juergen Habermas, który rozwija teorie społeczeństwa komunikacyjnego, powiada, iż rodzi się nowa wspólnota komunikacyjna. Intersubiektywność, kolektywna inteligencja prowadzą do wzajemnego porozumienia jednostek bez przymusu. Taka kultura rodzi nowe tożsamości.

Czy zmieni ona świat? Trudno powiedzieć, gdy w świecie nadal triumfuje paradygmat siły. Ale kropla drąży kamień. E-kultura wiele oferuje, daje szanse, że świat nie będzie budowany jedynie na hierarchii, instytucjach i rynku, jak to miało miejsce dotychczas, ale także na sieciach. Wtedy może to będzie lepszy świat. Może...

Profesor Kazimierz Krzysztofek jest wykładowcą w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie. Artykuł powstał na podstawie referatu autora wygłoszonego na konferencji "e-Culture: The European Perspective. Cultural policy-Knowledge industries-Information Lag", która odbyła się w Zagrzebiu w Chorwacji w kwietniu br.


TOP 200