Globalna inteligencja sieciowa

Słowem, nasza inteligencja, rozum czy intuicja rozproszone są daleko poza ciałem, używają do swojego funkcjonowania najróżnorodniejszych środków jak słowa, znaki, obrazy, symbole, narzędzia i maszyny (w tym wszechmocne komputery), bez których nie mogłyby w ogóle powstać. Ponadto ludzki rozum jest tworem naszego współdziałania z innymi ludźmi, co odciska swoje piętno zarówno na jego formie, jak i treści. Dzięki temu inteligencja jest (czasami, bo nie zawsze) mądrością wraz z jej intuicją, sceptycyzmem, wątpieniem i niepewnością.

Mając powyższe na uwadze, popatrzmy jeszcze raz na intrygującą ideę sieciowego intelektu. Trudno jest przypisać mu większość z wyliczonych cech, na pewno nie może odznaczać się wszystkimi łącznie, a to dopiero dałoby podstawę do ewentualnego porównania z ludzkim jednostkowym intelektem. Zauważmy, że zbiorowa inteligencja sieciowa musiałaby rozwijać się wyłącznie w technologicznym środowisku, musiałaby być ponadto implementowana w cyfrowych układach (wprawdzie niekoniecznie krzemowych, bo są możliwe częściowo biologiczne procesory informacji) i nie mogłaby ewoluować w innych, powiedzmy skrótowo, niszach ekologicznych. Czy miałaby szansę na samoreplikację i doskonalenie równe gatunkowej ewolucji przyrodniczej? Na ten temat już od lat 60. minionego stulecia toczą się spory i można obecnie stwierdzić, iż tzw. genetyczne programy wykazują znaczącą zdolność do uczenia się, heurystycznego rozwiązywania problemów, a więc także do rozwoju. Daleko im jednak do samoistnego (a nie tylko zaprogramowanego) nabycia zdolności do samorefleksji, korekty błędów i wyciągania intuicyjnie (nie algorytmicznie) z nich wniosków. Zgódźmy się nawet, że gdyby udało się uzyskać taką umiejętność w jakimś jednym urządzeniu, w jednym komputerze, to trudno oczekiwać, iż zostałaby ona przekazana innym urządzeniom na drodze specyficznego "doboru technologicznego". O ile istnieje w świecie technologii informatycznej, rozpatrywanej w rynkowych mechanizmach, w umownym sensie walka o przetrwanie, selekcja i "dobór najlepiej dostosowanych", jak mówił Karol Darwin, to ma ona charakter konkurencji ze strony twórców i użytkowników produktów informatycznych, a nie samych maszyn, systemów czy gadżetów komputerowych. Słowem, przypisać inteligencję można ludziom, a nie maszynom, nawet jeśli są one połączone w sieć globalnej komunikacji.

Nikt lepiej i dosadniej powyższych prawd nie wyraził jak Stanisław Lem. Był on bardzo sceptyczny wobec oczekiwań żywionych wobec Internetu oraz możliwości powstania w tym środowisku zbiorowej, sztucznej inteligencji. W "Bombie megabitowej" z 1999 r. nazwał Internet "wylęgłym dziwadłem" i uznał go za najzwyklejsze, choć i najdoskonalsze zarazem, narzędzie, jakie ludzkość stworzyła w swojej cywilizacji. Oczekiwań wobec niego nie miał jednak szczególnych (pisał wielokrotnie, iż obawiał się wirusów) i twierdził, że ludzkość, aby osiągnąć swoje cele gatunkowe (lepsze poznanie i wykorzystanie wszechświata), nie musi od razu przesiadać się z jednokonnego wozu na superszybki pojazd, oczekując, że sama zmiana szybkości jazdy już zapewni cel podróży, nie narażając przy tym na kłopoty po drodze. "Coś podobnego stało się nam zatem z komputerami: wszak łatwiej łączyć ze sobą «bezrozumne»" komputery, chociażby ich były miliony, aniżeli zażegnąć w superultrakomputerzysku Rozum. (...) Po prostu nie istnieje ani dorównująca nam "atrapa rozumności" komputerowej, ani a fortiori taka, co by zdołała wielkość rozmaitych quasi-inteligentnych istot utworzyć i otoczenie fikcyjne sfantomatyzowanego nimi zaludnić. A ponieważ jest tak zawsze, że używa się, że wykorzystuje się to, co jest już dyspozycyjne, Internet jako doskonała sieć łączności komputerów bardzo niedoskonale zdolnych do aktywności samoistnie sensownej, zostaje samoistnie zaprzęgnięty i do "prac bankowo-przemysłowych", i do gier, które ludzie lubią prowadzić z ludźmi". A zatem wizjoner cywilizacji nie widział w sieci żadnej szczególnej funkcji poza komunikacją i rozrywką! Do fantazji o samoistnej inteligenci wyłaniającej się z Internetu odnosił się sceptycznie i z przekorą.

Myślę, że w tej wypowiedzi Stanisława Lema znajduje wyraz bardzo racjonalna postawa filo-ofa, który widzi właściwą, a nie wyolbrzymioną rolę techniki w życiu człowieka. To nie narzędzia czy maszyny, jakkolwiek nie byłyby doskonałe, są podmiotem inteligentnych działań, lecz jest nim człowiek - ich twórca i użytkownik.

Prof. Marek Hetmański kieruje Zakładem Ontologii i Teorii Poznania na Wydziale Filozofii i Socjologii Uniwersytetu Marii Skłodowskiej-Curie w Lublinie. Poprzednie teksty z cyklu poświęconego zagadnieniom informacji publikowaliśmy w CW nr: 47/2006, 3/2007 8/2007, 12/2007, 16/2007, 21/2007 i 26/2007.


TOP 200