Druga odsłona

Interoperacyjność informacyjna

W tym miejscu mówimy przede wszystkim o zdolności wymiany informacji pomiędzy podmiotami publicznymi i niepublicznymi. Interoperacyjność informacyjna dotyczy dwóch zasadniczych kwestii: syntaktycznej zgodności danych przesyłanych pomiędzy systemami (sposób opisu struktury przesyłanych danych), zwanej również interoperacyjnością syntaktyczną, oraz semantycznej zgodności informacji, nazywanej często interoperacyjnością semantyczną. Wymiana informacji pomiędzy podmiotami publicznymi i niepublicznymi jest analizowana przez pryzmat dwóch najważniejszych jej narzędzi; są nimi: dokument elektroniczny i wymiana referencyjnych - bazowych - atrybutów rejestrowych.

W zakresie interoperacyjności syntaktycznej ustawa o informatyzacji ma doprowadzić do pełnej zgodności i możliwości zarządzania formatami opisu logicznej struktury dokumentu elektronicznego w polskiej administracji publicznej, a także do wspólnego opisu formatu kluczowych atrybutów referencyjnych rejestrów publicznych. Często powtarzanym przykładem braku zgodności syntaktycznej jest np. różny sposób zapisu nazw miejscowości czy też nazw ulic. Dla zwykłego śmiertelnika "Gorzów Wielkopolski" i "Gorzów Wlkp." stanowią pojęcia równoważne. Wiadomo jednak, że dla systemów teleinformatycznych są to dwie różne nazwy miejscowości. Można oczywiście wprowadzać dodatkowe mechanizmy kojarzące różne sposoby zapisu nazw, ale jest to zawsze potencjalne miejsce powstawania niejednoznaczności interpretacyjnych, a co za tym idzie - potencjalne zagrożenie dla spójności informacji przekazywanych pomiędzy systemami.

Syntaktyczna zgodność opisu danych stanowi podstawę do uzyskania zgodności semantycznej informacji, co jest niewątpliwie zadaniem o wiele bardziej złożonym. Rzecz w tym, aby uzyskać pełną spójność informacyjną systemów teleinformatycznych, dzięki czemu będzie można np. uniknąć niejednoznaczności interpretacyjnych przesyłanych informacji.

Interoperacyjność techniczna

Najniższy - co nie oznacza, że nieistotny - poziom interoperacyjności, to jej wymiar techniczny. Poziom ten jest dobrze zrozumiały dla programistów, którzy zajmują się oprogramowaniem protokołów wymiany danych pomiędzy systemami teleinformatycznymi, formatami zapisu dokumentów elektronicznych i pozostałymi formatami zapisu plików. Tak więc np. protokół internetowy TCP/IP czy też standard kodowania znaków UNICODE dotyczą właśnie technicznego wymiaru interoperacyjności.

Analizując obecny stan prac prowadzonych pod kierunkiem Ministerstwa Nauki i Informatyki, należy podkreślić, że wzorem dokonań - które po dostosowaniu do polskiej rzeczywistości stały się merytoryczną podstawą prac nad uzyskaniem standardów interoperacyjności informacyjnej i technicznej - są osiągnięcia programu Unii Europejskiej IDA2. Interchange of Data between Administrations (IDA), bo taka jest jego pełna nazwa, określa technologiczne i informacyjne aspekty interoperacyjności w jej wymiarze horyzontalnym, z którego czerpie ponad 40 programów dziedzinowych rozwijanych również w ramach IDA. Nietrudno doszukać się analogii koncepcji rozwojowych IDA do wskazanego przeze mnie horyzontalnego umocowania ustawy o informatyzacji w stosunku do ustaw dziedzinowych, powołujących kolejne systemy teleinformatyczne.

Nasze kolejne sugestie zaczerpnięte z osiągnięć IDA spowodowały m.in. również to, że MNiI uznało standard XML - wraz z jego pochodnymi - za podstawę opisu struktury logicznej dokumentu elektronicznego. Zamierzamy również wspierać rozwój rynku open source, analogicznie do aktywności OOS rozwijanej w ramach IDA2. Należy jednak podkreślić, że IDA2 ma jeden słaby punkt, który powinien zostać mocniej zaakcentowany w kolejnym wcieleniu tego programu - IDAbc. Problem ten dotyczy interoperacyjności na poziomie rejestrów publicznych.

W tym miejscu wkład Polski w rozwój programu IDA może być kluczowy dla sukcesu tego programu. Nasze doświadczenia w tym zakresie są ogromne, co potwierdza bardzo duże zainteresowanie partnerów europejskich chęcią współpracy z nami w tym zakresie.

Warto również podkreślić, że minimalne wymagania dla interoperacyjności rejestrów publicznych będą stanowiły treść jednego z rozporządzeń wykonawczych do ustawy o informatyzacji, a stan obecnych prac został opublikowany na stroniehttp://www.mnii.gov.pl .

Dużo trudniejsze okazało się uzyskanie wzorców dla interoperacyjności organizacyjnej. Wynikało to przede wszystkim ze specyfiki polskiego systemu prawnego i polskiej administracji publicznej. Najważniejsze doświadczenia zaczerpnęliśmy z brytyjskiego e-GIF i jego pochodnych (rozwiązań australijskich i nowozelandzkich). Przyjrzeliśmy się także rozwiązaniom stosowanym w Hongkongu, Malezji i Korei Południowej, a także systemom zaimplementowanym w Danii i Niemczech.

Proponujemy więc zawrzeć w ustawie: powołanie stałego ciała doradczego ministra ds. informatyzacji, zajmującego się wskazywaniem lub opracowywaniem standardów interoperacyjności systemów teleinformatycznych administracji publicznej; zachowanie jawności i neutralności technologicznej proponowanych standardów i rozwiązań informatycznych.

Co dalej z ustawą o informatyzacji?

Warunkiem koniecznym do skutecznej realizacji procesu informatyzacji administracji publicznej jest wyposażenie ministra ds. informatyzacji w odpowiednią ustawę, dzięki której będzie możliwe w pełni skuteczne stymulowanie i koordynowanie konkretnych działań informatycznych.

Mamy obecnie dobrą sytuację, kiedy ustawa ta jest postrzegana przede wszystkim przez należny jej wymiar organizacyjny i technologiczny. Mamy do czynienia ze swoistym "porozumieniem ponad podziałami", co mnie - jako informatyka - szczególnie cieszy.

W takiej sytuacji mogę być tylko pełen optymizmu, ponieważ niewielkie modyfikacje obecnego projektu ustawy o informatyzacji zasadniczo ją poprawią, a chyba takiej właśnie ustawy oczekują strony zainteresowane jej szybkim i skutecznym wprowadzeniem w życie - administracja, firmy IT oraz obywatele i biznes.

Dr Grzegorz Bliźniuk jest dyrektorem Departamentu Systemów Teleinformatycznych Administracji Publicznej w Ministerstwie Nauki i Informatyzacji oraz kierownikiem Zakładu w Wydziale Cybernetyki Wojskowej Akademii Technicznej.

Lepiej późno niż wcale

Dopóki za projekt ustawy o informatyzacji odpowiadał były wiceminister Wojciech Szewko, dopóty zdolność do współdziałania (interoperacyjność) Ministerstwa Nauki i Informatyzacji z samorządem, organizacjami branżowymi, a także z prasą, była równa zeru. W gruncie rzeczy liczyły się wyłącznie argumenty wiceministra.

Sejmowa Komisja Nadzwyczajna ponad pół roku próbowała "rzeźbić" w tym projekcie, ociosując go z najbardziej kuriozalnych przepisów. Tyle że nie była w stanie zmienić jej centralistycznych i korupcjogennych zapisów o ministerialnym nadzorze.

Nic dziwnego, że posłowie po drugim czytaniu zaproponowali trzy rozwiązania. Tadeusz Jarmuziewicz (PO) domagał się odrzucenia projektu ustawy w całości, Waldemar Pawlak (PSL) postulował powtórzenie w Sejmie drugiego czytania, czyli de facto rozpoczęcie na nowo pracy Komisji Nadzwyczajnej, zaś UP i PiS oczekiwały rozpatrzenia poprawek organizacji ISOC Polska. Niestety, gdy poddano pod głosowanie wniosek Tadeusza Jarmuziewicza, zabrakło jednego głosu, akurat Antoniego Mężydły (PiS), aby ustawę odrzucić. Tenże wybrał sojusz z UP i ta egzotyczna koalicja przeforsowała pracę nad poprawkami.

Okazało się jednak, że poprawki zgłoszone podczas drugiego czytania w Sejmie przez posłankę Danutę Polak (UP), przygotowane zaś przez mecenasa Zdzisława Kaletę z ISOC Polska, jeszcze bardziej pogłębiały chaos. Ogólnie słuszne - postulowały bowiem wprowadzenie otwartych standardów, ujawnianie kodów źródłowych oprogramowania stosowanego w administracji publicznej i potraktowania priorytetowo rozwiązań open source - zostały fatalnie napisane i skandalicznie źle przedstawione podczas obrad Komisji Nadzwyczajnej. Posłanka UP nawet ich wcześniej nie przeczytała i musiała stale korzystać z pomocy lobbysty ISOC. Nie trzeba było długo czekać na efekt. Przewodniczący Komisji Antoni Kobielusz (SdPL) przerwał obrady, a sama Komisja opowiedziała się za reasumpcją drugiego czytania.

Należy jednak zwrócić także uwagę, że MNiI powinno pełnić - co należałoby uwzględnić w ustawie o informatyzacji - koordynacyjną rolę w tworzeniu prawa dotykającego informatyki. Przecież braki prawne były i są powodem wykładania się publicznych systemów informatycznych jeden za drugim.

Na tym tle należy rozpatrywać nowe stanowisko Ministra Nauki i Informatyzacji, zaprezentowane na łamach Computerworld przez Grzegorza Bliźniuka. Po pierwsze, prof. Michał Kleiber, minister nauki i informatyzacji oraz jego urzędnicy uwolnieni od toksycznego wpływu Wojciecha Szewki, nareszcie wsłuchali się w opinie różnych środowisk. W ten sposób sami przyznają, że ustawa - jak widać forsowana teraz wyłącznie przez UP i PiS - jest w tym kształcie niewykonalna i niepotrzebna. Po drugie, są świadomi, że powtórne drugie czytanie ustawy, już w kształcie zapowiedzianym przez Grzegorza Bliźniuka, to jedyna szansa na jej uchwalenie w tej kadencji Sejmu. Po trzecie, nawet jeśli Komisja Nadzwyczajna nie zdąży jej przygotować (wszystko wskazuje na jesienne przedterminowe wybory, po drodze zaś są kampania do Parlamentu Europejskiego i wakacje), to zostawi po sobie w miarę spójny projekt, zgodny z postulatami samorządów oraz Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Będzie się do czego odnosić w nowej kadencji Sejmu.

Sławomir Kosieliński


TOP 200