Doświadczenie nie wyobraźnia

W firmie produkcyjnej kluczowe jest utrzymanie ciągłości produkcji, a w większości przypadków także zaopatrzenia i dystrybucji. Przy takim profilu działalności najkorzystniej jest podzielić wszystkie procesy pomiędzy jednostki terenowe, tak by utrata jednej z nich (dowolnej) nie powodowała załamania kluczowych procesów. W każdej lokalizacji należy ponadto przygotować szkielet działów: logistyki, marketingu, finansów oraz kontroli. Wystarczy dodatkowe przeszkolenie kilku pracowników, po to by mogli oni podołać niecodziennym obowiązkom. Nawet jeśli jednostka zarządzająca przestanie funkcjonować, jednostki terenowe dadzą sobie radę do czasu wznowienia działalności centrali.

Osobnym problemem jest stosowane w niektórych firmach dublowanie działu informatyki. Wbrew pozorom nie jest to konieczne. W prawidłowo zarządzanych firmach menedżerowie potrafią wyłowić spośród bardziej błyskotliwych pracowników tych, którzy posiadają wiedzę związaną z komputerami. Nie są to zwykle specjaliści w dziedzinie systemów operacyjnych czy baz danych - raczej pasjonaci, ale z powodzeniem mogą pełnić rolę wsparcia technicznego, gdy tymczasem informatycy będą zajęci poważniejszymi problemami.

Posiadanie takiej rezerwy ludzkiej wiedzy jest szalenie ważne, bowiem w sytuacji kryzysowej pracownicy tacy, wsparci ludźmi z zewnątrz, umożliwią uruchomienie minimalnej funkcjonalności systemów. Oczywiście sprawy związane z instalacją i konfiguracją systemów operacyjnych, baz danych oraz oprogramowania załatwi za nich wcześniej ktoś inny (np. firma zewnętrzna). Osoby z biznesu znające firmę, ludzi, procesy, wsparci przez zewnętrznych specjalistów, mogą dać sobie radę nawet w bardzo trudnych sytuacjach.

Kandydatów na rezerwę działu informatyki można szukać na przykład w księgowości i planowaniu - zwłaszcza analitycy finansowi mogą wykazywać zdolności w tym kierunku. Można ich też znaleźć w działach zajmujących się techniczną czy inżynieryjną obsługą firmy - chodzi zwłaszcza o ludzi potrafiących myśleć analitycznie i planować. Warto rozejrzeć się także w działach zapewnienia jakości.

Zebranie "zapasowego działu" w grupę roboczą wspartą dobrym liderem daje bardzo szybkie efekty - grupa ta określi dokładnie, jakiej pomocy z zewnątrz potrzebuje, co i w jakiej kolejności wykona i jak dostosuje działania firmy do nowej sytuacji. Z racji doświadczenia i wiedzy grupa taka zwykle poradzi sobie lepiej niż wynajęta firma zatrudniająca ekspertów, co oczywiście nie oznacza, że nie powinna odżegnywać się od pomocy specjalistów.

Gdy nic nie działa

Nie każdy zastanawia się co będzie, gdy firma całkowicie utraci łączność. Zerwanie łączności jest częstym zjawiskiem w naszym kraju i wcale nie musi być spowodowane żywiołem pustoszącym infrastrukturę. Pewna duża firma zlokalizowana na Opolszczyźnie bywała często odcięta od świata, ponieważ magistrala operatora przebiegała światłowodem, który pokonywał Odrę zamocowany pod mostem. Przyczyną utraty łączności nie był tu akurat żywioł, lecz... złodzieje. Nic nie dawały informacje, że to jest światłowód i miedzi nie zawiera...

Oczywiście, standardową odpowiedzią administratora jest przedstawienie listy rozwiązań alternatywnych: od prostych łącz ISDN, poprzez łącza radiowe, a na satelitarnych skończywszy. Lista ta ma jednak poważne defekty. Po pierwsze zakłada, że serwery będą w ogóle działać. Po drugie, że sieć szkieletowa operatora na tym terenie będzie działać prawidłowo. Po trzecie, że łącza satelitarne nie będą przeciążone.

Doświadczenie kilku klęsk żywiołowych na południu Polski pokazuje, że w przypadku poważnego zdarzenia nie działa prawie nic. Powódź z lipca 1997 r. udowodniła, że taka katastrofa powoduje paraliż komunikacyjny. Nie działała ani telefonia komórkowa z transmisją danych, ani żadne łącza komutowane, a tym bardziej naziemne łącza stałe - choćby nosiły przydomek "zapasowe". Podczas katastrof na skalę regionalną działają tylko radiolinie punkt-punkt i łącza satelitarne - o ile urządzenia nie zostały zniszczone i mają zasilanie.

Jeśli chodzi o komunikację głosową, jedynym ratunkiem może być radio CB. Wycofane obecnie z usług analogowe telefony NMT, (Centertel) potrafiące komunikować się ze stacjami bazowymi odległymi nawet o 100 km, były podczas powodzi szczególnie cenne. Maksymalna odległość telefonu GSM od stacji bazowej jest dużo mniejsza niż w starym systemie analogowym. Bliżej granic można liczyć na roaming przez sieci zagraniczne, ale to jedynie opcja dla nielicznych. Pomocni mogą okazać się znajomi krótkofalowcy-hobbyści - jeśli zajdzie potrzeba, wykonają antenę kierunkową o znacznym zysku i skierują ją na odległy nadajnik.

Stało się, co robić?

Gdy dojdzie już do katastrofy, w pierwszym rzędzie należy podjąć decyzję co do miejsca ponownego rozruchu firmy. Często łatwiej jest od razu rozpocząć odbudowywanie systemów w innej lokalizacji niż tracić czas na próby uruchomienia systemów w miejscu katastrofy. W pierwszej kolejności należy uruchomić komunikację - najważniejsza jest telefonia. W następnym kroku trzeba uruchomić system poczty elektronicznej - nawet poprzez łącze komutowane. Posiadanie telefonu komórkowego nie gwarantuje pewności połączenia, bowiem w nadzwyczajnych warunkach przepustowość sieci komórkowych na pewno będzie niewystarczająca.

W tej sytuacji przydałoby się uprzednio przygotowane rezerwowe łącze satelitarne. Sam tuner z anteną kosztuje poniżej 2500 USD. Abonament miesięczny za dość szybkie łącze ok. 512/128 kb/s wynosi obecnie ok. 600 USD, zaś łącze klasy małego DSL (256/64 kb/s) kosztuje ok. 400 USD miesięcznie. Łącze takie jest niezależne od stanu infrastruktury w danym miejscu, co jest jego najważniejszą zaletą. W warunkach kryzysowych może to być jedyna łączność, bardzo obciążona, ale działająca.


TOP 200