Bubel na zamówienie

Odpowiedzialność audytora jest u nas pojęciem pustym, wręcz nieznanym. Można to wywnioskować chociażby stąd, że Andersen w USA zapłacił za nierzetelność upadkiem, zaś firma, która w Polsce dokonała audytu systemu obsługi wyborów samorządowych, ma się doskonale, pomimo faktu, że niezdolność tego systemu do działania objawiła się nader spektakularnie. Referencje niewiele tu pomogą. Abstrahując od sytuacji, gdy referencje są w zasadzie przedmiotem kupna-sprzedaży (np. obniżenie ceny lub inne korzyści), referencje udzielone nawet w najlepszej wierze będą silnie uzależnione od wiedzy pracownika ich udzielającego. Nie należy oczekiwać, by w firmach udzielających referencji znalazł się ktoś o kwalifikacjach wystarczających do merytorycznej oceny audytorów i ich pracy. Poza tym w tej branży o referencje nie wypada prosić. Szanująca się firma audytowa będzie raczej zapewniać klientów, że nikt nie dowie się o tym, że dla nich pracowała.

Interesujące, że interwencje agend rządowych (ABW lub WSI) w realizację przetargów, w istocie stanowiące naruszenie reguł wolnej gry rynkowej, a zatem istotnie sprzeczne z ideą przetargu otwartego, mają szansę odegrania zbawiennej roli: przynajmniej częściowej eliminacji oferentów, którzy stają do przetargu bez zamiaru rzetelnego wykonania zadań i stosownego przygotowania.

Wiarygodność na szali

Mam nadzieję, że prezentowany tu pogląd na realizację audytów może być interesujący, ale raczej nie liczę na radykalną zmianę świadomości zamawiających. Decydenci w firmach i instytucjach zamawiających audyty nie chcą ryzykować poniesienia odpowiedzialności za decyzję odstąpienia od przeprowadzenia przetargu. Ma to zresztą racjonalne uzasadnienie: bardziej niż skutecznych zabezpieczeń swojej instytucji potrzebują oni zabezpieczenia siebie samych przed zarzutem (choćby nawet niedorzecznym), że niedostatecznie dbają o bezpieczeństwo swojej instytucji.

Z tej perspektywy odejście od przetargu to wejście z deszczu pod rynnę. Odsuwa się wprawdzie zarzut niedostatecznej dbałości o bezpieczeństwo, ale jednocześnie naraża się na zarzut naruszenia ustawy, podejrzenia o korupcję itd. Na odejście od przetargu można liczyć tylko w przypadku, gdy decydentowi istotnie zależy na bezpieczeństwie. Same dobre chęci jednak nie wystarczą - osoba podejmująca taką decyzję musi mieć w firmie mocną pozycję i silną osobowość. Z moich doświadczeń i rozmów z wyższą kadrą menedżerską wynika, że postulaty zawarte w niniejszym artykule znajdują zrozumienie. Jednak zrozumienie to jedno, zaś wcielenie w życie - drugie.

Poza głównym tokiem rozumowania można jeszcze zauważyć, że paradoksalnie przetargi ułatwiają zjawiska, którym miały przeciwdziałać. Menedżer wybierający rozważnie i bezstronnie najbardziej godnego zaufania oferenta może się stać obiektem ataku medialnego i mieć z tego powodu poważne kłopoty, gdy tymczasem ewidentnie ustawiony przetarg, zawierający absurdalne merytorycznie wymagania, zapewniające wybranej firmie zwycięstwo, daje wszystkim spokojny sen. Grunt, by wszystko odbyło się lege artis, a że istotne warunki zamówienia nie zostały najlepiej przygotowane? No cóż, nikt nie jest doskonały.

Dr inż. Adam E. Patkowski jest wykładowcą w Wojskowej Akademii Technicznej w Warszawie.


TOP 200