Bankowość internetowa - jaka będzie jej przyszłość?

Ale badania SMG/KRC dowodzą, że zaledwie 4,5% polskich internautów zainteresowanych jest usługami bankowości internetowej, czyli zaledwie ok. 140 tys. osób...

No dobrze, zacznijmy jednak od tezy, że bankowość jest jednym z najbardziej oczywistych zastosowań Internetu, ponieważ bankowość to nic innego jak wymiana informacji. Fakt, że niewysoki odsetek internautów deklaruje chęć korzystania z bankowości internetowej wynika z dwóch powodów. Po pierwsze, nie było takiego modelu biznesowego, który stanowiłby wartość dodaną dla klientów tradycyjnych banków w stosunku do dotychczasowych rozwiązań. Po drugie, zwyczaj korzystania z Internetu w ogóle ma relatywnie krótką historię. Nie trzeba być futurystą, by stwierdzić, że w przyszłości bankowość internetowa stanie się dominująca, jeśli chodzi o proste transakcje bankowe. Zmieni się jednocześnie charakter bankowości tradycyjnej, która stanie się narzędziem doradztwa przy rozwiązywaniu bardziej skomplikowanych problemów finansowych. Ludzie chcą czuć się bezpiecznie podejmując skomplikowane decyzje finansowe, ale proste transakcje chcą wykonywać wtedy, gdy mają na to czas i gdy jest to konieczne, a to oferuje bankowość internetowa.

Dlaczego w tej chwili internautów korzystających w Polsce, a nawet na świecie, z usług bankowości internetowej jest jeszcze tak mało? W pewnym sensie winne są temu same banki. W Stanach Zjednoczonych, które są pionierem w bardzo wielu dziedzinach Internetu, najszybciej zdobyły sobie popularność internetowe usługi maklerskie. E*Trade przebojem wdarł się na rynek maklerski, zdobywając w nim ogromny udział. Jego śladem poszły tradycyjne domy maklerskie. Budżet przeznaczony na promocję i edukację klientów tych wielkich domów maklerskich wynosił setki milionów USD. Tymczasem największy budżet bankowy przeznaczony na Internet wynosił 50 mln USD rocznie do momentu pojawienia się banku Wingspan, który dysponował budżetem w wysokości 100 mln USD, w dalszym ciągu kilkakrotnie mniejszym niż budżety wielkich domów maklerskich. Internet sam w sobie jest wartością, ale po to, by stał się wartością dla klienta, ten ostatni musi zmienić swój dotychczasowy model postępowania, co wymaga wsparcia ze strony instytucji zainteresowanych tą zmianą. Musi nastąpić pewien przełom.

Jak ocenia Pan potencjał polskiego rynku w tej chwili?

Dziś aktywnych internautów mamy w Polsce od 3,5 do 5 mln, zależnie od szacunków. Wydaje się, że 20% z nich skorzysta z internetowych usług bankowych. Już dziś potencjalny rynek sięga miliona osób.

Czy to jest na tyle dużo, że opłaca się inwestować w nowe usługi, wykraczające poza standardowy dostęp do konta czy możliwość dokonywania przelewów?

Ci, którzy nie inwestują w Internet, bezpowrotnie tracą kontakt ze swoimi klientami, jeszcze o tym nie wiedząc. Nie ma znaczenia, czy mówimy o banku tradycyjnym czy wirtualnym. Najciekawsze w przedsięwzięciach internetowych jest to, że nie wiadomo, co zdarzy się jutro, nie wiadomo, jaki model biznesowy zdobędzie jutro przewagę.

Wspomniała Pani o agregacji. Agregacja ma relatywnie krótką historię, zaledwie roczną. W ciągu roku - poczynając od agregacji skrzynek pocztowych, skończywszy na kontach bankowych - zdobyła miliony klientów w Stanach Zjednoczonych. Jeszcze kilkanaście miesięcy temu nikt o niej nie słyszał. Dlatego jeśli pytanie brzmi: co nowego przyniesie bankowość internetowa w najbliższych kilkunastu miesiącach, odpowiedź brzmi: trudno powiedzieć. Mogę tylko domniemywać, które z obecnie znanych usług i modeli biznesowych z dużym prawdopodobieństwem spotkają się z zainteresowaniem klientów.

Banki wirtualne pozostaną przez długi jeszcze czas bankami niszowymi, których klientela będzie ograniczać się do 20% wszystkich ludzi korzystających z usług bankowych. Ale te 20% to już wkrótce będą w Polsce miliony. Ta nisza jest na tyle duża, by mBank i kilka jemu podobnych podmiotów znalazło swoje miejsce. Z drugiej strony, bankowość tradycyjna musi ewoluować w kierunku większego wykorzystania i integracji zdalnych kanałów dystrybucji.


TOP 200