Odrywanie Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji od służb
- 18.12.2011, godz. 21:37
Podzielone resorty - MAiC i MSW - toczą walkę o władzę nad rejestrami państwowymi. Zamysł oderwania administracji - w ramach Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji - od policyjnych interesów Ministerstwa Spraw Wewnętrznych okazuje się więc bardziej skomplikowany, niż się wydawało...
Samorządy kluczowe dla Ministra Administracji i Cyfryzacji
Cyfrowe państwo ministra Boniego
Premier określił kompetencje Ministra Cyfryzacji
Michał Boni będzie kontrolował informatyzację administracji
Z doświadczonymi w biurokratycznych bojach wiarusami administracji tak się przeważnie nie da. Kiedy brakuje zupełnie nowej siedziby - i trzeba działać pod kilkoma starymi adresami - trzeba się liczyć, że z dobrodziejstwem inwentarza dostaje się wszystkie duchy mieszkające w szafach z zakurzonymi segregatorami. Przejmowanie dla nowej instytucji starych departamentów to skomplikowana operacja wojenna. W dosłownym tego słowa znaczeniu. Do Centrum Projektów Informatycznych wkracza prokurator i funkcjonariusze CBA. NIK nie pozostawia suchej nitki na tzw. e-administracji. Wszyscy aktywni urzędnicy starają się zaś dopasować do nowej sytuacji. Naiwnością byłoby sadzić, że podział MSWiA na dwa resorty mógłby być prosty. Przypisanie rządowych sieci i projektów teleinformatycznych do kompetencji Ministra Spraw Wewnętrznych dokonało się bowiem w prehistorycznych - z dzisiejszej perspektywy - czasach PRL.
Milicjant skomputeryzowany
Na początku lat 70. opracowano system Magister, a później PESEL. Jest w tej historii związek z rocznicą tragicznych wydarzeń grudnia 1970. Edward Gierek, wymieniając ekipę Władysława Gomułki, usunął ze stanowiska ministra spraw wewnętrznych Kazimierza Świtałę. Świtała zastąpił wprawdzie mającego upodobanie do krwawych rozwiązań Mieczysława Moczara, ale sam uczestniczył w słynnej naradzie u Gomułki w grudniu 1970, kiedy podjęto decyzję o strzelaniu do stoczniowców.
Naiwnością byłoby sadzić, że podział MSWiA mógłby być prosty. Przypisanie rządowych sieci i projektów teleinformatycznych do kompetencji ministra spraw wewnętrznych dokonało się bowiem w prehistorycznych z dzisiejszej perspektywy czasach PRL.
Informatycy rządowi, marsz do cywila!
W takiej sytuacji, pomimo zmiany pokoleniowej, ustrojowej, weryfikacji i wprowadzenia do MSWiA wielu projektów o bezdyskusyjnie cywilnym znaczeniu, wielu osobom strasznie trudno wyobrazić sobie wyprowadzenie "fizycznej" platformy informatyzacji administracji państwowej poza powstały resort spraw wewnętrznych. Sprawę komplikuje fakt, że służby łączności policji przejęły przed wielu laty odpowiedzialność za cały system łączności rządowej, więc w prawie każdym projekcie teleinformatycznym, którym zajmowało się dotąd MSWiA są - aktywni lub oddelegowani - funkcjonariusze łączności i informatyki policji.
Wielu całkowicie cywilnych pracowników także czuje się trochę funkcjonariuszami, np. z powodu - nie całkiem zarzuconej - charakterystycznej tradycji zatrudniania osób z rodzinnymi afiliacjami. Ten stan rzeczy miał pewne zalety, dlatego że sporo rzeczy robiono na rozkaz. Miał jednak też wady, ponieważ wygodny specjalny tryb procedur przetargowych skutkuje okresowym zainteresowaniem bynajmniej nie siostrzanych służb. Obecne kłopoty Andrzeja M., poprzedniego dyrektora Centrum Projektów Informatycznych MSWiA, to przecież nie pierwszy z podobnych przypadków.
Rządowa infrastruktura telekomunikacyjna
Koncepcja zamykania w strukturach administracji zasobów informatycznych, usług e-administracji, systemów teleinformatycznych i infrastruktury to model, który ma, jak widać, tak długą tradycję, że wydaje się wszystkim naturalny. Szczególnie, że ma silne, mentalne wsparcie osób przywykłych do trzymania wszystkiego z dala od niewtajemniczonych obywateli. Integracja zasobów teleinformatycznych, które mnożą się i pączkują w ostatnich latach wokół różnych projektów jest bezwzględnie potrzebna, o ile posłuży optymalizacji zasobów. Tym samym bowiem oznacza dążenie do zmniejszenia kosztów administracji.
Kolejnym takim pomysłem jest powstanie dla potrzeb administracji państwowej specjalizowanego operatora MOST. Jednak stworzenie go to trochę krok wstecz wobec wdrażanej od lat, nie bez problemów, konkurencji na rynku telekomunikacyjnym. To rozwiązanie oczywiście dopuszczalne, ale nie powinno być izolowane od komercyjnego rynku. Trzeba je do rynku dopasować, aby wykorzystać innowacyjność, która obecnie napędza rynek, i to na przekór objawom światowego kryzysu ekonomicznego. Przekonanie o zaletach lub wadach państwowej infrastruktury to kwestia światopoglądowa. Choć troska o interes państwowych zasobów infrastrukturalnych jest uzasadniona. Dlatego warto o niej dyskutować. Czy można mieć przekonanie, że państwowy operator będzie w stanie dyscypliną, samokontrolą, przepisami, wewnętrznymi regulaminami zastąpić zwykłe, rynkowe mechanizmy optymalizacji działań i reagowania, które wymusza konkurencja?