Był sobie rząd...
- (sk),
- 27.12.2005
Są resorty rodem z PRL, jak Ministerstwo Transportu i Budownictwa, czy MSWiA oraz rodem z Unii Europejskiej, jak Ministerstwo Rozwoju Regionalnego. Te pierwsze kultywują branżowość i resortowość, ten drugi chce właściwie zarządzać unijnymi funduszami, czyli stymulować perspektywicznie rozwój społeczno-gospodarczy Polski. W każdym z nich na swój sposób Prawo i Sprawiedliwość ulokowało odpowiedzialność za rozwój społeczeństwa informacyjnego, albo lepiej - tak je ukryło, że właściwie nie wiadomo kto zań odpowiada.
Są resorty rodem z PRL, jak Ministerstwo Transportu i Budownictwa, czy MSWiA oraz rodem z Unii Europejskiej, jak Ministerstwo Rozwoju Regionalnego. Te pierwsze kultywują branżowość i resortowość, ten drugi chce właściwie zarządzać unijnymi funduszami, czyli stymulować perspektywicznie rozwój społeczno-gospodarczy Polski. W każdym z nich na swój sposób Prawo i Sprawiedliwość ulokowało odpowiedzialność za rozwój społeczeństwa informacyjnego, albo lepiej - tak je ukryło, że właściwie nie wiadomo kto zań odpowiada.
Co w takim razie z miękkimi problemami rozwoju społeczeństwa informacyjnego? Pasują jak ulał do "unijnego" Ministerstwa Rozwoju Regionalnego i zapewne tym będzie się zajmował wiceminister Władysław Ortyl. Pozostaje sztandarowa kwestia powołania nikomu niepotrzebnego Centralnego Urzędu Rejestrów Państwowych i Administracji Publicznej, zwanego także Głównym Urzędem ds. Informatyzacji. Prof. Józef Oleński, jego szef, zamierza skupić się w nim na tworzeniu standardów wymiany informacji i spójności rejestrów publicznych. Jednak zamiast powoływać oddzielny urząd - jak w PRL - może wystarczyłby sprawny zewnętrzny instytut naukowy na wzór amerykański, taki think-tank?