Klient, nasz Pan!
- Sławomir Kosieliński,
- 28.10.2008
Obecny rząd otrzeźwił rynek zahipnotyzowany wizją miliardów euro na publiczne systemy teleinformatyczne. Nareszcie stawia się też pytanie, dlaczego ludzie nie chcą korzystać z Internetu w sprawach urzędowych.
Obecny rząd otrzeźwił rynek zahipnotyzowany wizją miliardów euro na publiczne systemy teleinformatyczne. Nareszcie stawia się też pytanie, dlaczego ludzie nie chcą korzystać z Internetu w sprawach urzędowych.
Europejczycy nie zainteresowani
w Polsce złożyły coroczną deklarację PIT przez Internet!
Wbrew pozorom, nie jest to polska specyfika. "Europejczycy - mimo ogromnych wysiłków Komisji Europejskiej i rządów poszczególnych krajów członkowskich - ignorują taką formę załatwiania spraw publicznych" - twierdzi Krzysztof Głomb, prezes Stowarzyszenia Miasta w Internecie. W statystykach Eurostatu odnajdziemy informację, że z usług elektronicznej administracji korzysta średnio 30% mieszkańców UE-27, przoduje Norwegia (60%), na końcu stawki jest Rumunia (5%), zaś Polska (15%) jest między Bułgarią (6%) a Czechami (16%). Nie ma się też co katować tabelą mówiącą, że tylko 3,6% Polaków - internautów - wysyła wypełnione wnioski do urzędów. Po pierwsze, nie ma za bardzo co wysyłać. Po drugie internauta i tak woli pójść do urzędu, "lepiej urzędnikowi patrzyć na ręce" - wynika z Diagnozy Społecznej 2007. Po trzecie w Europie wcale nie jest pod tym względem lepiej.
Od 2002 r. w kolejnych deklaracjach Unia Europejska propagowała wdrażanie 20 podstawowych usług administracji publicznej (12 usług dla obywateli i 8 dla firm), ale gdy mimo wdrożenia, w niektórych krajach - jak Austria - wszystkich 20, nie odnotowano zwiększonego nimi zainteresowania. Toteż Komisja Europejska odchodzi od literalnego ich rozwijania i w eGovernment Action Plan uznaje, że elektroniczna administracja ma być kołem zamachowym innowacyjnej gospodarki. Tym samym stawia na tzw. key enablers, zwłaszcza interoperacyjność, eIDM (elektroniczną tożsamość) dla paneuropejskich usług elektronicznych i open source.
List pozbieranych życzeń
Tymczasem przyjęty przez poprzedni rząd Plan Informatyzacji Państwa (PIP) przypomina listę pobożnych życzeń, którą dzieci wysyłają do Świętego Mikołaja. Pobieżna lektura pokazuje, że skonstruowano go na podstawie zsumowania "zeznań" poszczególnych urzędów - bez refleksji nad ich spójnością i wydzieleniem projektów wspólnych. Obowiązuje zatem Plan abstrakcyjny, cytowany w raportach analityków i komentarzach władz spółek IT, ile będzie można zarobić w sektorze publicznym, jeśli rząd ogłosi wszystkie zapowiedziane przetargi. "Plan w istocie promuje błędną strategię budowania pionowych silosów informacyjnych" - uważa Piotr Kołodziejczyk, sekretarz miasta Poznania. "To nie technika, lecz prawo stanowi barierę w powszechnym udostępnianiu usług administracyjnych. Dlatego rozwiązaniem problemu jest zmiana sposobu tworzenia prawa, nie zaś zasypanie istniejącej struktury organizacyjnej administracji górą pieniędzy na systemy informatyczne" - wyjaśnia.
Trzeba też zmienić perspektywę patrzenia na rozwój społeczeństwa informacyjnego. Rynek teleinformatyczny wyposzczony brakiem kontraktów w sektorze publicznym kładzie wciąż nadmierny nacisk na tzw. informatyzację administracji publicznej. To droga donikąd, zwłaszcza jak się weźmie pod uwagę nikłe zainteresowanie usługami elektronicznymi wśród Polaków. Po "Strategii rozwoju społeczeństwa informacyjnego w Polsce do roku 2013" widać jak rząd - pod wpływem różnych środowisk - zaczyna dostrzegać konieczność reorientacji na potrzeby człowieka, gospodarki i dopiero na tym tle chce rozpatrywać wzrost dostępności i efektywności usług administracji publicznej przez wykorzystanie technik informacyjnych i komunikacyjnych (obszar "Państwo"). Słowem, trzeba się najpierw dowiedzieć, czego Polacy chcą od państwa - zarówno na szczeblu rządowym, jak i samorządowym, a dopiero później planować wydatki z budżetu państwa i funduszy unijnych. W ślad za tym należy postawić na długofalową akcję edukacyjną promującą wykorzystanie Internetu w celach urzędowych na wzór bankowości internetowej, z której korzysta 6 mln osób. Nie zapomnijmy jeszcze o jednym: "Prawdziwym problemem w Polsce jest umiejętność czytania ze zrozumieniem" - stawia tezę prof. Wojciech Cellary z Akademii Ekonomicznej w Poznaniu.