Na swoim
- Krzysztof Frydrychowicz,
- 23.09.2002
Z Adamem Góralem, dyrektorem generalnym Comp Rzeszów SA, rozmawia Krzysztof Frydrychowicz.
Z Adamem Góralem, dyrektorem generalnym Comp Rzeszów SA, rozmawia Krzysztof Frydrychowicz.
Adam Góral, dyrektor generalny Comp Rzeszów SA.
Rzeczywiście, wbrew trendom mamy doskonały rok, który powinniśmy zamknąć wzrostem na poziomie 35-40%. Pewnie zabrzmi to nieskromnie, ale dla mnie te wyniki nie są niespodzianką. To efekt długoletnich inwestycji w grupę software'ową i zarazem potwierdzenie, że droga obrana przez nas w 1995 r. była słuszna.
Jakie były to założenia?
Że nie będziemy sprzedawać cudzych systemów. Postawiłem na rozwój oprogramowania, wierząc, że efekt nie będzie gorszy niż w przypadku produktów zagranicznych. O tym, czy się udało, niech świadczy lista referencyjna.
Zgodzi się Pan z opinią, że sukcesy Comp Rzeszów to trafianie w nisze, których inni nie dostrzegają?
Powiedziałbym raczej, że naszą siłą jest dywersyfikacja. Obsługujemy co trzeci bank spółdzielczy, ale naszymi klientami są również znane banki komercyjne - Lukas, DB24, Bank Pocztowy. Obsługujemy samochodowy Volkswagen Bank. Jesteśmy pionierami informatyzacji banków hipotecznych. Małym bankom oferujemy na zasadach outsourcingu usługi naszego Centrum Usług Internetowych, jednego z nielicznych rentownych przedsięwzięć e-biznesowych. A przy tym jesteśmy tańsi niż zagraniczni dostawcy, co zwłaszcza w trudnych czasach przekonuje klientów.
Coraz częściej Comp Rzeszów występuje w projektach nie związanych z bankowością. Czy to polisa na wypadek mniejszych inwestycji w sektorze finansowym?
Nie. Po prostu rośniemy i poszukujemy nowych szans. Wspólnie z bydgoskim Telmaxem zaangażowaliśmy się w prace nad nowoczesnym systemem billingowym dla zakładów energetycznych. Liczę, że projekt w GUS (opracowanie hurtowni danych na potrzeby spisu powszechnego - red.) otworzy nam drogę do kontraktów w administracji. Ciągle szukamy nowych rynków, ale na szczęście mamy ten komfort, że możemy cierpliwie czekać na wyniki naszych inwestycji, bo istnieje zaplecze w postaci rentownych projektów w bankowości.
Comp Rzeszów przejął lubelski oddział Apeximu zajmujący się rozwiązaniami dla służby zdrowia. Czy intuicja pod- powiada Panu, że to kolejny rynek, o który warto się bić?
Zyskaliśmy ośmiu pracowników i obsługę informatyczną ponad 40 szpitali, którymi opiekował się dotąd Apexim. Niewielu jest specjalistów, którzy łączą wiedzę informatyczną ze znajomością problematyki służby zdrowia. Na razie to trudny rynek, nie rokujący w krótkiej perspektywie. Proszę jednak pamiętać, że kiedy wchodziliśmy na rynek bankowości spółdzielczej, inni również patrzyli na nas z pobłażaniem.
Nie wchodzicie sobie w drogę z warszawskim Compem? W niektórych dziedzinach oferta firm pokrywa się - elementy integracji, bezpieczeństwo, a teraz jeszcze informatyzacja szpitali?
Z Jackiem Papajem (główny akcjonariusz Comp Warszawa - red.) znamy się od 1986 r. Wspólnie pracowaliśmy na sukces Compu i nauczyliśmy się rozwiązywać różnego rodzaju problemy. Sporadycznie może się zdarzyć, iż nasze zespoły z jakichś powodów nie mogą się porozumieć, ale potrafimy te konflikty katalizować.
Na co przeznaczyłby Pan pieniądze z publicznej emisji?
Część na pewno na przyspieszenie naszego biznesu w tradycyjnych sektorach, ale najwięcej chciałbym jednak przeznaczyć na przedsięwzięcie, którego nie chcę w tej chwili jeszcze zdradzać.