Telekomunikacja we Wspólnocie Europejskiej

  • Janusz Zawiła-Niedźwiecki,

Dwaj kolejni europejscy potentaci, Deutsche Telekom i France Telecom, spóźnieni już w stosunku do BT, myślą o wspólnej przyszłości. Wyrazem tego jest dziś spółka Atlas, powiązana z amerykańskim Sprintem, którego zresztą DT i FT są udziałowcami (razem 20%, czyli 4,2 mld USD). Również ta spółka ukierunkowana jest na usługi dla przedsięwzięć ponadnarodowych. Wobec zbliżania się nowej rzeczywistości, narodowy operator telekomunikacyjny Niemiec zostanie częściowo sprywatyzowany i w 1996 r. znajdzie się na giełdzie, choć do roku 2000 państwo zamierza zachować pakiet kontrolny akcji. Również FT został przekształcony w spółkę akcyjną, w której zdecydowaną większość akcji dzierży skarb państwa. Zmiany statusu obu instytucji warunkowały możliwość rozpoczęcia szerokich działań zagranicznych. DT dopiero się do nich przymierza, FT już ma znaczący udział w rynku usług telekomunikacyjnych w Meksyku i Argentynie, a także pewne przyczółki w Rosji (sieć telefonii tradycyjnej w enklawie kaliningradzkiej) oraz w Polsce, Grecji, Libanie i Belgii (sieć telefonii komórkowej).

Równocześnie we wszystkich krajach WE mają miejsce inicjatywy łamiące narodowy monopol. We Francji np. spółka SFR, ze stajni znanego z giełdy potentata Generale des Eaux, utworzyła sieć telefonii przenośnej liczącą już 350 tys. abonentów. Finalizowane jest podobne przedsięwzięcie innego giełdowego kolosa, spółki Bouygues. W mniejszych krajach - Grecji, Irlandii, Belgii i Portugalii trwa aktualnie proces prywatyzacji narodowych operatorów telekomunikacyjnych.

Zmiany na rynku sprzętu

Intensywne przekształcenia w instytucjach świadczących usługi telekomunikacyjne oraz wzmożony ruch na rynku tych usług znajdują odbicie w przemyśle urządzeń telekomunikacyjnych. Dotychczasowe, nacechowane przeważnie wyłącznością zamówień, jednoznaczne związki między producentami a operatorami, ulegają szybkiej "normalizacji".

Likwiduje to poczucie pewności zbytu, rodzi twórczy niepokój i poszukiwanie nowych partnerów, owocuje presją na obniżanie cen i podwyższanie jakości.

Symboliczne dla tych zjawisk są kłopoty Alcatela i Siemensa w Niemczech, gdzie DT wymusił na nich 25% obniżkę cen central telefonicznych, sprowokowany do tego koniecznością likwidacji swego zadłużenia w trakcie procesu przygotowywania prywatyzacji. Podobne posunięcia operatorów odnotowano w Hiszpanii (Telefonica), Włoszech (Telecom Italia) i Francji. Producenci poszukują rekompensat na zagranicznych rynkach zbytu, które w tej branży szczęśliwie pojawiają się jak grzyby po deszczu - Europa postkomunistyczna, Chiny, Azja Południowo-Wschodnia. Z drugiej jednak strony rynki tradycyjne, a za nimi niebawem i nowe, oczekują wciąż nowych technologii i rozwiązań, a to oznacza konieczność znacznych wydatków na badania. Owocuje to nieoczekiwanie zjawiskiem odwrotnym niż w dziedzinie usług. Gdy te są polem mnożenia podmiotów i ofert, producenci sprzętu muszą myśleć o zbliżeniu (kosztowne badania, standaryzacja).

W opinii specjalistów beneficjentami otwarcia WE w zakresie usług telekomunikacyjnych będą - paradoksalnie - dotychczasowi operatorzy narodowi. Dysponują bowiem rozbudowaną infrastrukturą techniczną, strukturami działania, długoletnimi klientami oraz - w szerokim znaczeniu - tradycją. Nowi operatorzy niewiele zdołają uszczknąć z tych imperiów, za to wniosą dozę konkurencji, która zmusi potentatów do lepszego gospodarowania. Finalnymi beneficjentami będą więc użytkownicy.

Nowe strategie

Nowi operatorzy szukają przede wszystkim swoistych nisz tej dziedziny. Można ich podzielić na trzy grupy:

  • operatorzy, którzy na krajowym rynku nie są w stanie rozszerzyć swych wpływów, więc czynią to poza granicami (np. amerykański R-BOC w Europie, a France Telecom w Polsce);
  • operatorzy innych sieci niż telekomunikacyjne, którzy rozszerzają swą działalność na telekomunikację (np. Generale des Eaux we Francji, a niebawem PKP w Polsce);
  • firmy przemysłowe, które sięgają po telekomunikację (np. w WE firmy Bouygues, Mannesmann, Olivetti, a w Polsce Optimus).

    Organizowanie usług telekomunikacyjnych z racji cech tej dziedziny, skłania wręcz do tworzenia konsorcjów firm o różnym charakterze, aby uzupełniająco podejmowały one funkcje cząstkowe (miejscowa spółka przemysłowa, spółka wnosząca zagraniczne know-how, przedstawiciel kapitału - np. banku oraz administrator usług). Rodzą się już jednak podejrzenia, że ci sami, formalnie mniejszościowi, udziałowcy podobnych przedsięwzięć w wielu krajach, przygotowują w ten sposób struktury ponadnarodowe. Tak postrzega się udział amerykańskiej firmy Air-Touch w przedsięwzięciach telefonii komórkowej w Niemczech, Szwecji, Portugalii, Belgii, Hiszpanii i Danii. A to znaczyłoby stopniowy powrót do monopoli, już w globalnym wydaniu. Trudno powiedzieć czy prawo WE jest dostatecznie do tego przygotowane. Problem wbrew pozorom nie dotyczy spraw technicznych, które są znormalizowane, lecz zarządzania usługami.

    Na rynku konkurencyjnym naturalne jest porównywanie jakości i efektywności spółek. Jak na razie firmy specjalizujące się w usługach telekomunikacyjnych są trudno porównywalne, bo obszary ich działania są w większości rozłączne, a nieustabilizowany (poza BT) status formalny powoduje istnienie czynników deformujących statystyki (dopłaty budżetowe, niezawinione długi, zbędne elementy struktury). Natomiast w sektorze produkcji sprzętu naturalnymi kryteriami porównań są: wielkość sprzedaży poszczególnych kategorii produktów, wskaźnik wzrostu sprzedaży oraz udział w rynku. Przykładowo w dziedzinie telefonów przenośnych liderują Motorola, Nokia i Ericsson (stopa wzrostu 30-60% rocznie), w dziedzinie sieci - Novell i Cisco (wzrost obrotów 59%), w dziedzinie sprzętu transmisyjnego - Alcatel i Siemens (choć ich stopa wzrostu, to zaledwie 3-5% rocznie).

    Manewry przed wprowadzeniem nowych reguł trwają, tyle że ich pole nie jest poligonem ale rzeczywistym rynkiem, którego formalny kształt ulegnie szybkiej przemianie. 1 stycznia 1988 r. mieszkańcy WE obudzą się z innym niż dotąd telefonem w domu, choć może nie będą tego świadomi.