Pro co?
- 04.09.2007
Lokalny Informatyk miał ostatnio możliwość uczestniczenia w tak zwanym zebraniu katedry informatyki na uczelni. Lokalny, który dawno zapomniał już, jak to na uczelni bywa, doznał dzięki temu zebraniu wielu niezapomnianych wrażeń.
Lokalny Informatyk miał ostatnio możliwość uczestniczenia w tak zwanym zebraniu katedry informatyki na uczelni. Lokalny, który dawno zapomniał już, jak to na uczelni bywa, doznał dzięki temu zebraniu wielu niezapomnianych wrażeń.
Po pierwsze, należy zauważyć, że jeśli sprawa dotyczy niepaństwowych szkół wyższych, to mamy tu do czynienia ze ścieraniem się różnych stref wpływów. Wynika to z tego, że kadra dydaktyczna, pochodząca zazwyczaj z państwowych molochów edukacyjnych, na polu edukacji niepublicznej realizuje swoje żywotne cele, czyli czesze kasę. A ponieważ do tego żłobu jest wielu chętnych, stąd tworzą się swoiste frakcje „wyznaniowe”, na czele których stoją czcigodni profesorowie. Zdarza się, że w większych ośrodkach w jednej katedrze potrafi się ukształtować kilka obozów wywodzących się z okolicznych uczelni państwowych.
Piotr Kowalski
W tym momencie wszyscy niemal jednogłośnie stwierdzili, że klapa będzie kompletna, bo skoro trzeba posługiwać się metodami matematycznymi, to nie bardzo znajdzie się chętnych na takie studia. W związku z tym nie wypracowano żadnego nowego programu nauczania. Studenci będą nadal uczyli się informatycznego grochu z kapustą, ze szczególnym uwzględnieniem unikania zagadnień trudnych i najeżonych matematyką. Wszak informatyka opisowa jest bardzo przyjemna i ma jakże humanistyczny wydźwięk.