Na radnego nie ma rady

Radny bezradny

Radny bezradny jest typem bardzo przebiegłym. On świetnie zdaje sobie sprawę z dobrodziejstw, jakie niesie informatyzacja. Głęboko pragnie ją wdrożyć i jest pełen dobrych chęci, ale z próżnego i Salomon nie naleje, a cóż dopiero radny-bezradny. W kasie pusto, podatki nie wpływają, dotacji nie przyznali, budżet niewielki... do tego w szkole dach przecieka, rozpoczęto budowę szpitala... ponadto opór radnych, którzy w przeciwieństwie do niego nie rozumieją potrzeb urzędu...

To główny arsenał radnego bezradnego. Trafiając na taki przypadek należy się od razu poddać, gdyż nie ma na niego sposobu. Mogę go tylko przekonywać, a on już jest przekonany, tyle że nie może. Może będzie mógł w przyszłym roku.

Radny demagog

To bardzo niebezpieczna grupa. Operuje pojęciem "dobra publicznego" niczym Kmicic karabelą. Zastanawiające, że ten typ radnego występuje wyłącznie w ugrupowaniach będących w opozycji do zarządu. Najczęściej stosowana przez radnego demagoga kontra, to żądanie zwolnień pracowników urzędu gminy wprost proporcjonalne do stopnia komputeryzacji. Zależnie od poziomu zdemagogizowania, proporcje dochodzą do poziomu jeden pracownik za jeden komputer.

Taki radny wylicza zwykle dziury w jezdniach (ma je dokładnie policzone), wyrwy w chodnikach i wszystkie inne braki w infrastrukturze gminy. Przyznaje im oczywiście priorytet wyższy od komputerów. Przypadek nieuleczalny do czasu wyboru do zarządu.

Radny partner

Rzeczowy, konkretny, krytyczny, otwarty na nowe idee, nie patrzący przez pryzmat zbliżających się wyborów. Ma tylko jedną wadę - istnieje wyłącznie w mojej wyobraźni.

Każdy laik, nie tylko radny gminy, ma problemy ze zrozumieniem praw rządzących informatyką. Przyznam się, że też z trudnością nadążam za pomysłami dostawców oprogramowania. Sprzęt komputerowy jest czymś namacalnym. Można go dotknąć, polizać, pokazać radnym jak wygląda... Przekonanie rady do decyzji o zakupie komputerów jest rzeczą najłatwiejszą. Znacznie gorzej wygląda problem oprogramowania, i to nawet nie tego do obsługi zadań gminy, ale narzędziowego i systemowego. Systemy ewidencji ludności lub księgowości podatkowej są dla radnych czymś, co prawda nie namacalnym, ale na pewno zrozumiałym. Jak im jednak wytłumaczyć, że Unix, Informix (ze swoimi klasami zależnymi od rodzaju procesora), NetWare... Proszę traktować to pytanie jako retoryczne. Mnie się to nie udało.

Po dokonaniu tej klasyfikacji zacząłem się zastanawiać, dlaczego w takim razie gminy się jednak informatyzują. Jeżeli jest aż tak źle, to w urzędach miast i gmin nie powinno być ani jednego komputera. I tu dochodzimy do konkluzji optymistycznej. Przedstawione powyżej typy radnych (z wyjątkiem ostatniego) charakteryzują się jedną, wspólną cechą. Są strasznie hałaśliwi. Oprócz nich, jednak w radach miast i gmin, zasiada wielu innych, którzy szczęśliwie dla gminy (w tym przypadku dla gminnej informatyki) również mają prawo głosu.

Może nie do końca rozumieją wszelkie niuanse, związane ze złożonym procesem informatyzacji urzędu, ale intuicyjnie wyczuwają potrzebę wprowadzania do gminy nowoczesnych technologii. Dzięki nim udaje się uzyskać akceptację rady i przystąpić do pracy merytorycznej. Ta z kolei znajduje swoich oponentów na niższych szczeblach administracji, ale o tym może opowiem przy innej okazji.