Ile głów tyle metafor (część 2)

  • Kazimierz Krzysztofek,

Brak ładu wyzwala pogańską ideę mocy. Z tego czerpią wiarę ci, których Castells nazywa superwzmocnionymi jednostkami i którzy wierzą, że w sieci każdy może być Bogiem.

Listę metafor można długo ciągnąć: Drugie Życie, megabiblioteka, platoński cień świata, moloch, albo wręcz przeciwnie: intymny, mały świat, o który coraz trudniej w post-private society. Każdy sąd o Internecie, każda metafora mogą być prawdziwe. Dla jednych jest on rajem, dla drugich niebem, dla jeszcze innych piekłem. Internet to po prostu wielość światów, kwintesencja pluralizmu, jeden megaświat, ale też miriada małych planet.

Może w niedalekiej przyszłości przyjmie się rozumienie cyberprzestrzeni jako powłoki, czy skóry Ziemi, kiedy już wszystko będzie ze wszystkim połączone - ludzie i przedmioty, gdy pokolenie dziś przychodzące na świat rozpocznie dorosłe życie w rzeczywistości, w której inteligentne sieci oplotą planetę, a czujniki rozmieszczone wszędzie będą przekazywać wszelkie informacje wprost do sieci, jak nerwy transmitujące informacje do mózgu.

Każda metafora to inna prawda o Internecie

Metaforyzacja języka nauk społecznych zatacza coraz szersze kręgi, co zapewne martwi zwolenników ścisłości i jednoznaczności pojęciowej, dla których ta jednoznaczność jest podstawą pozytywistycznych nauk.

Nie mamy badań, które odpowiedziałyby na pytanie, jakie czynniki determinują percepcję i metaforyzację Internetu, na ile decydują czynniki biologiczne (płeć, wiek), a na ile socjologiczne (wykształcenie, stratyfikacja, miejsce zamieszkania) czy antropologiczne. Chodzi, ściślej mówiąc, o system kulturowy, czyli wyrażone w konkretnym kodzie znaczeń właściwym tylko dla danej kultury ekspresywne sposoby zachowania i komunikacji zawarte w języku, tradycyjnym systemie pokrewieństwa, transmisji międzypokoleniowej, instytucjach, sposobie przeżywania religii i sztukach, stylu ekspresji, więziach, obyczaju, wzorcach poznania i działania, dominujących wartościach i normach społecznych. Wyraża się on we wszystkich kodach komunikacyjnych i kulturowych, w największym stopniu w tym, co Alexis de Tocqueville nazywa "nawykami serca", a Edward Hall ukrytym wymiarem kultury.

Metafory tworzą wartość dodaną, każdy może "przepuścić" cyberprzestrzeń przez filtr własnych, związanych z nią doświadczeń, przeżyć, skojarzeń i kontekstów. Dostarczają one jakiejś spójnej koncepcji cyfrowego życia, legitymizują społeczną rzeczywistość, określają reguły przynależności do grupy. Użytkownicy wpuszczają tworzone przez siebie narracje w sieć znaczeń (a to właśnie jest kulturą, wedle wybitnego antropologa Clifforda Geertza), nadają im jakiś sens, wykorzystując wiele znanych tylko sobie odniesień intertekstualnych. Słowem, metafory tworzą znaczenia, dają poczucie pionu, porękę w burzliwych czasach, gdy wiele sił przyciągać może naraz i gdy łatwo się pogubić w biegunach przyciągania, w chaosie zjawisk.

Funkcje metafor Internetu, jak zresztą metafor w ogóle, są różnorakie: wartościująca, stereotypizująca, dostosowująca do poziomu poznania/wiedzy, deskryptywna, eksplikatywna, predykatywna, ewaluatywna, normatywna (wartościująca), regulatywna, semiotyzująca (wspólnota rozumienia), kognitywna, mitotwórcza, kontekstualizująca itp. Kontekst jest istotny. Znowu przybliżmy postrzeganie świata przez dziecko: kiedy usłyszało informację, że w późnym PRL-u na półkach sklepowych stał tylko ocet, to nie mogło się nadziwić: jak to - cały Carrefour pełen octu?

Wszystkie wynalazki niosące zmianę bywały oswajane metaforami. Wiele pojęć zaczynało swój żywot jako metafora, dopiero z czasem stawały się samoreferencyjne. Tak było np. z kulturą. Dla pokoleń Rzymian cultura była po prostu uprawą roli, z czego Cycero, w traktacie Disputationes Tusculanes, wywiódł "uprawę ducha" (cultura animi). Czy cyberkultura będzie "uprawą cyberprzestrzeni"? Oto jest pytanie.

Poprzednia część tekstu o metaforach Internetu ukazała się w Computerworld nr 4/2008.