Gorące lato w medycynie

  • Antoni Bielewicz,
  • Przemysław Gamdzyk,

Lato, z racji wysokich temperatur, to okres wzmożonej pracy dla lekarzy. Wszystko wskazuje na to, że w tym roku pełne ręce roboty będą mieli także urzędnicy i informatycy odpowiedzialni za rozwój systemów informacyjnych w ochronie zdrowia.

Lato, z racji wysokich temperatur, to okres wzmożonej pracy dla lekarzy. Wszystko wskazuje na to, że w tym roku pełne ręce roboty będą mieli także urzędnicy i informatycy odpowiedzialni za rozwój systemów informacyjnych w ochronie zdrowia.

Wygląda na to, że w tym roku nie ma mowy o "sezonie ogórkowym", przynajmniej w służbie zdrowia. W najbliższych dniach powinniśmy poznać założenia przetargu na Rejestr Usług Medycznych. Realizację nowego projektu - portalu informacyjno-integracyjnego, współfinansowanego z funduszy międzynarodowych - zapowiada także Centrum Systemów Informacyjnych Ochrony Zdrowia, działające przy Ministerstwie Zdrowia.

Przyzwoite dane, niepełny system

O tym, jakie oczekiwania względem systemów informatycznych ma Jerzy Miller, prezes Narodowego Funduszu Zdrowia (NFZ), mogliśmy usłyszeć podczas konferencji Informatyka w opiece zdrowotnej, zorganizowanej przez tygodnik Computerworld. On sam tak naprawdę nie lubi nazwy Rejestr Usług Medycznych (RUM). Zdaniem Jerzego Millera, sam rejestr już istnieje i z powodzeniem funkcjonuje w NFZ. Gromadzone są w nim na bieżąco, począwszy od stycznia 2004 r., informacje o realizowanych usługach medycznych. Zdaniem Jerzego Millera, chodzi zatem nie o budowę samego RUM-u, ale warstwy dostępowej do zasobów informacyjnych NFZ. Kluczowym elementem jest tutaj zdalny dostęp i uwierzytelnianie korzystających zeń osób i instytucji, przede wszystkim lekarzy i innych pracowników służby zdrowia, aptek, pacjentów i innych podmiotów mających powód, aby uczestniczyć w systemie przepływu informacji w służbie zdrowia.

Jerzy Miller podkreśla, że w społecznej świadomości funkcjonuje zupełnie wypaczony obraz funkcjonowania systemu RUM, postrzeganego głównie poprzez system kart procesorowych. To, czy będzie to Karta Ubezpieczenia Zdrowotnego, czy też inne rozwiązanie - jak inteligentna płatnicza karta bankowa, telefon komórkowy, czy urządzenie biometryczne - jest, zdaniem prezesa NFZ, rzeczą wtórną. Istotna jest autoryzacja dostępu do zbieranych centralnie danych, a nie gromadzenie informacji o usługach medycznych na karcie czy innym nośniku posiadanym przez pacjenta. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji chce, aby nowy dokument tożsamości był wyposażony w mikroprocesor, na którym mogłyby być zapisywane np. dane medyczne.

Ważne jest także to, aby pacjent miał dostęp do danych. Wówczas bowiem będzie wiedzieć, czy w jego przypadku faktycznie zrealizowano dane usługi. Dziś w rejestrach gromadzone są dane wyłącznie w oparciu o deklaracje jednostek służby zdrowia, co może prowadzić do nadużyć. Jerzemu Millerowi zależy na tym, aby w przyszłości wszystkie usługi były uwierzytelniane przez pacjenta. Jest to wizja, w której pacjent znajduje się w centrum systemu. Realizacja wizji prezesa Jerzego Millera zależy od wielu czynników, przede wszystkim zaś od tego, jak długo uda mu się pozostać na swoim stanowisku.

Jerzy Miller

Niektórzy oponenci obecnych władz NFZ argumentują jednak, że w pierwszej kolejności system informacyjny w służbie zdrowia należy wykorzystać do zbierania informacji o płatnościach, a dopiero potem obudować tę funkcjonalność pozostałymi elementami, dotyczącymi przede wszystkim informacji o usługach medycznych. Z wizją prezesa NFZ nie zgodziła się część autorytetów z dziedziny medycznych systemów informacyjnych, uczestniczących w dyskusji panelowej podsumowującej naszą konferencję. "Narodowy Fundusz Zdrowia zbiera nawet w miarę przyzwoite dane dotyczące kontraktowanych usług, jednak nie oddają one w pełni obrazu sytuacji" - mówi Andrzej Strug, prezes spółki Serum Software i były dyrektor Departamentu Informatyki w Ministerstwie Zdrowia i Opieki Społecznej. "W obecnych systemach brakuje autoryzacji usługi przez pacjenta. Tym, co ma w tej chwili NFZ, jest tak naprawdę oświadczenie świadczeniodawcy o tym, że wykonał usługę" - potwierdza Mirosław Jarosz, współtwórca, wraz z Andrzejem Jaroszem, powstałej jeszcze w połowie lat 90. koncepcji RUM, obecnie pracownik Instytutu Medycyny Wsi i Akademii Medycznej w Lublinie.

Co zatem powinien zrobić Narodowy Fundusz Zdrowia i Ministerstwo Zdrowia? Zdaniem ekspertów, przede wszystkim skupić się na dopracowaniu aktów prawnych, regulujących wymianę danych pomiędzy świadczeniodawcami a płatnikiem oraz stworzeniu uniwersalnego "koszyka świadczeń", który pozwoliłby na choć częściowe uniezależnienie sfery wymiany danych od zmian zachodzących w służbie zdrowia. "Przynajmniej częściowo realizujemy te cele. Nie zapominamy jednak przy tym także o innych systemach, portalach i rejestrach uzupełniających systemy informacyjne ochrony zdrowia" - zapewnia Leszek Sikorski, dyrektor Centrum Systemów Informacyjnych Ochrony Zdrowia. CSIOZ planuje m.in. budowę portalu, który z jednej strony usprawniłby wymianę danych pomiędzy ministerstwem a placówkami ochrony zdrowia, z drugiej zaś realizował cele edukacyjne i prozdrowotne wobec społeczeństwa.

Sześć programów, mnóstwo możliwości

Projekt, którego zakres przedmiotowy jest właśnie opracowywany, będzie realizowany przy wykorzystaniu funduszy europejskich. Tego typu środki, dostępne w ramach programów eHealth, eTEN, ale także grantów funduszu norweskiego, funduszy strukturalnych, czy grantów naukowych wspierane przez Ministerstwo Edukacji i funduszy wspierających współpracę regionalną, są coraz istotniejszym źródłem finansowania modernizacji w służbie zdrowia.

Zdobycie dofinansowania inwestycji z Unii Europejskiej jest dość trudne, ale nie niemożliwe. Duża liczba funduszy stwarza możliwość równoległego aplikowania z tymi samymi, nieco tylko przemodelowanymi pod cele strategiczne projektami do kilku jednostek równocześnie.

Adam Koprowski

Trudności wynikają przede wszystkim z formalizmu postępowania. "Odkąd staliśmy się członkiem Unii Europejskiej, trudno mówić o jakiejś taryfie ulgowej dla wnioskodawców z Polski. Tym bardziej nie ma co liczyć na argumenty, że wniosek pochodzi z kraju, w którym służba zdrowia jest słabo zinformatyzowana. Oni tego po prostu nie rozumieją" - mówi Adam Koprowski, pełnomocnik dyrektora ds. telemedycyny w Instytucie Kardiologii w Aninie oraz konsultant Komisji Europejskiej ds. projektów eHealth. Jego zdaniem jednak polskie placówki medyczne mają szansę na uzyskanie finansowania. "Projekty muszą mieć nowatorski i najlepiej ponadnarodowy charakter. W ramach programu eHealth promowane są projekty związane z jednym z trzech celów strategicznych, realizujących integrację i współdziałanie medycznych systemów elektronicznych państw UE, założenia europejskiej karty medycznej, a także zapewniających większy dostęp, lepszą jakość i efektywność opieki medycznej poprzez wykorzystanie zaawansowanych systemów elektronicznych" - tłumaczy. "Dlatego też warto szukać silniejszych partnerów za granicą i startować wspólnie z nimi. Najlepiej gdyby wśród nich byli także stabilni finansowo partnerzy biznesowi. Niestety w Polsce firmy komercyjne nie angażują się w tego typu projekty. Jest to o tyle dziwne, że np. centrale firm międzynarodowych, które działają w Polsce, są aktywnymi uczestnikami wielu projektów w służbie zdrowia" - dodaje. Doskonałym przykładem jest Philips, którego europejskie oddziały biorą udział w co najmniej kilku realizowanych równolegle projektach.

Dobrze, jeśli wniosek o dofinansowanie wpisuje się w długofalową strategię rozwoju instytucji. W Krakowskim Szpitalu Specjalistycznym im. Jana Pawła II, który w ciągu ostatnich kilku lat z różnych źródeł (przede wszystkim funduszy strukturalnych oraz Zintegrowanego Programu Operacyjnego Rozwoju Regionalnego ZPORR) uzyskał kilkanaście milionów złotych wsparcia, takim strategicznym programem jest budowa eSzpitala, czyli cyfrowej platformy danych medycznych i telekonsultacji. W ramach tego makroprogramu szpitalowi udało się zdobyć 2 mln zł na stworzenie podstaw systemu, a także dodatkowe środki, z których zakupiono i wdrożono system do elektronicznego zlecania badań laboratoryjnych, zmodernizowano system RIS (NetRAAD) do składowania i prezentacji danych medycznych w postaci elektronicznej, a także jego integrację z głównym systemem szpitalnym InfoMedica.

"Uczestnictwo w tak wielu projektach jest oczywiście dość czasochłonne, jednak w ostatecznym rozrachunku bardzo się opłaca. Daje także możliwość dodatkowego wynagrodzenia dla pracowników, uczestniczących w postępowaniu" - mówi Zbigniew Leś, kierownik Działu Systemów Informatycznych i Ochrony Danych Elektronicznych w Krakowskim Szpitalu Specjalistycznym im. Jana Pawła II. Środki te są na tyle duże, że krakowskiej placówce opłacało się nie tylko stworzyć odrębną komórkę odpowiedzialną za pozyskiwanie funduszy, ale także korzystać z usług wyspecjalizowanych firm doradczych, na które przerzucono część obowiązków biurokratycznych. Niestety, konkurowanie o środki unijne jest na tyle duże, że rosną także ceny usług doradczych. W Polsce honoraria takich firm mogą sięgać kilkunastu tysięcy złotych, płatnych w razie powodzenia projektu. W Europie takie usługi sięgają podobnych sum, tyle że w euro. I nikt nie chce słyszeć o "success fee".

Projekt e-recepty

Jak podaje Gazeta Wyborcza, Narodowy Fundusz Zdrowia planuje jeszcze w tym roku rozpocząć pilotaż systemu elektronicznych recept. Program pilotażowy obejmie dwa wielkopolskie powiaty, a weźmie w nim udział ok. 200 lekarzy. Lekarz, oprócz papierowej recepty dla pacjenta, ma tworzyć również jej elektroniczną wersję. Obie będą miały ten sam numer. Kiedy pacjent przyjdzie do apteki, farmaceuta - korzystając z tego numeru - pobierze z bazy danych Narodowego Funduszu Zdrowia informację, jakie leki przepisano choremu.

W skali Polski dzięki systemowi e-recept można by zaoszczędzić nawet 1 mld zł. Elektroniczne recepty uszczelniłyby bowiem system leków refundowanych (NFZ wydaje na ten cel ok. 6,6 mld zł rocznie) i pomogłyby pozbyć się z rynku fałszywych recept. Wiadomo byłoby także co i komu wypisuje dany lekarz. Ponadto pacjent już u lekarza wiedziałby, ile musi zapłacić za leki, co pozwoliłoby mu od razu wybrać tańszy odpowiednik. Elektroniczne recepty działają już m.in. w Niemczech, Wlk. Brytanii, Skandynawii i Stanach Zjednoczonych.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem IDGLicensing@theygsgroup.com