Dostęp nie wystarczy

  • Kazimierz Krzysztofek,

Nie nawrzucać śmieci

Wszystko co żyje, działa w oparciu o informację. Ludzie i zwierzęta gromadzą informację zmysłową, ale tylko człowiek przekształca ją w wiedzę abstrakcyjną. Konsumujemy informacje na potęgę. Z tym naszym kultem informacji przyszłe pokolenia nazwą nas informavores - infożercami. Bo, tak jak w świecie zwierząt, obowiązuje ekonomia żerowania: łapie się to, co najłatwiej złapać, a nie to, co najbardziej wartościowe. Chodzi o to, aby mieć pewność, że wydatek energetyczny zostanie zrekompensowany zdobyciem większej ilości energii. My też dążymy najprostszą drogą do informacji, szukamy prostych i łatwych ścieżek. Wykorzystuje to np. reklama przyzwyczajając nas do określonych produktów.

Informacja jest nową walutą ekonomii. Każdy chciałby mieć u siebie mennicę i potencjalnie każdy może "bić" tę walutę. Maleje rola autorytetów. W przeszłości brały się one stąd, że miały więcej wiedzy i informacji niż inni (w relacjach urzędnik-petent, nauczyciel-uczeń, nadawca-odbiorca). Dziś każdy może czerpać informację ze źródeł, do których wszyscy mogą mieć dostęp. Ale to jest trochę tak jak z wodą: nie zawsze na świecie ma się dostęp do wody, ale jest z pewnością łatwiej o zwykłą niż "ciężką wodę", która kosztuje krocie.

Tworzenie zcentralizowanych systemów informacyjnych na ogół wiąże się z pokusą kontroli dostępu do nich, bo to, w mniemaniu ich twórców, zbyt wielkie i ważne zasoby, by udostępnić je każdemu. To jest stary syndrom "kapłanów egipskich". Elity zawsze starały się utrudnić dostęp do uprzywilejowanych pozycji osobom pochodzącym ze zbiorowości niżej usytuowanych. Widać to m.in. w przypadku wiedzy medycznej, do niedawna zarezerwowanej dla "bogów w białych kitlach". Można przytaczać wiele przykładów grup zawodowych (m.in. informatyków ), które dążyły usilnie do utrzymania monopolu na wiedzę, co jednak kończyło się dla nich niepowodzeniem.

W społeczeństwie demokratycznym, z otwartym dostępem do informacji, wspartym nadto nowymi technologiami rozsiewczymi, niepomiernie wzrasta wolumen informacji. Skraca się czas podwajania danych i informacji, które mamy do dyspozycji. Sprawność działania zależy od dostępu do informacji, tymczasem coraz większa złożoność świata wymaga coraz większej ilości informacji.

Pragnienie dostępu jest dziś przemożne: nikt nie lubi gatekeeperów. Stracili na znaczeniu także pośrednicy, w tym lokalni liderzy opinii jako źródło informacji i wiedzy, bo nie mają już monopolistycznego dostępu do źródła. Powszechna staje się sieciowość relacji, brak hierarchii spłaszcza struktury. Nie znaczy to jednak, że każdy sam radzi sobie z dostępną informacją. Jeśli się nie ma własnego, przyjaznego systemu informacyjnego, skonstruowanego na własne potrzeby, to trzeba się posiłkować nową generacją infoagentów, specjalistów od obróbki informacji, uszlachetniania rudy informacyjnej. Nawet jeśli się dysponuje własnym silnikiem analitycznym, to i tak potrzebni są specjaliści, których można by nazwać "stroicielami" czy "kiperami" informacji. Oni już nie tyle filtrują informacje, co integrują systemy i użytkowników, pomagają w nawigacji, analizują, kontekstualizują i autentyfikują informacje, pomagają w ich przekształcaniu w zasoby wiedzy.