Coś wisi w powietrzu

  • Antoni Bielewicz,

Nowa technologia, stare procesy

Z brakiem standardów wiąże się kolejne poważne ograniczenie, tj. brak dedykowanych systemów, które umożliwiłyby reorganizację procesów biznesowych w firmie. W ten sposób główne korzyści wynikają raczej z podstawowych zalet technologii, takich jak błyskawiczny dostęp do danych, a nie z nowych zastosowań, które otwierają się przed jej użytkownikami RFID.

Od strony technologicznej sprawa nie nastręcza problemów. Systemy zbierające dane z transponderów radiowych można zintegrować z aplikacjami magazynowymi czy systemami ERP wg scenariusza dotąd wykorzystywanego przy systemach kodów paskowych. To jednak nie stanie się źródłem naprawdę znaczących korzyści biznesowych. Jest po prostu powieleniem i udoskonaleniem schematu zbierania danych przy użyciu etykiet z kodami.

Pełne wykorzystanie technologii RFID wymaga zupełnie nowej kategorii aplikacji, zajmujących się gromadzeniem i analizą danych pochodzących z transponderów i wyławianiem z tego morza danych konkretnych i przydatnych w biznesie informacji. Problem ten dostrzegło już kilku dostawców oprogramowania, m.in. SAP i IBM. Niemiecki producent oprogramowania od miesiąca testuje oparte na SAP Web Application Server rozwiązanie dedykowane RFID.

"Potrzeba od 3 do 7 lat, żeby pojawiły się rozwiązania realizujące zupełnie nowe procesy biznesowe z wykorzystaniem RFID" - prognozuje Jeff Woods, analityk Gartnera. Wcześniej większość potencjalnych użytkowników raczej nie dostrzeże sensu inwestycji w technologię RFID. "To klasyczny przykład "dylematu innowatora. Zainwestowano tak wiele w infrastrukturę kodów kreskowych, że nikt nie chce na razie próbować niczego nowego" - mówi J. Woods.

Jednym z udanych przykładów rozwiązań pozwalających zapanować nad ilością danych pochodzących z transponderów i wykorzystaniem ich z pożytkiem dla biznesu jest system nazwany roboczo Savant, opracowywany przez Auto-ID Center przy Massachusetts Institute of Technology.

Rozwiązanie tworzy warstwę pośrednią odpowiedzialną za gromadzenie i dalszą dystrybucję danych pochodzących ze znaczników radiowych. System zbiera i wymienia informacje z innymi serwerami, decydując, zgodnie z przyjętym scenariuszem, które dane należy połączyć z danymi pochodzącymi z innych transponderów, a które powinny być przesłane do aplikacji nadzorujących poszczególne elementy łańcucha dostaw.

Informacje zapisane za pomocą 64- lub 96-bitowego kodu EPC są przesyłane w sieci serwerów Savant i dalej do serwerów ONS (Object Name Service). Komunikacja odbywa się przy wykorzystaniu języka PML (Physical Markup Language) będącego rozszerzoną wersją XML.

Szpieg na każdej półce

Bardzo poważną barierę stanowi opór społeczny przed upowszechnianiem RFID. Kilka firm, m.in. Wal-Mart, Tesco, Gillette, Benetton, zlekceważyło głosy organizacji konsumenckich i później borykało się z nagłośnionymi kampaniami prasowymi i bojkotem grup klientów.

Szczególny opór opinii budzą eksperymenty z wykorzystaniem tzw. inteligentnych półek sklepowych (smart shelf), nazywanych także półkami szpiegującymi (spy shelf). Umożliwiają one śledzenie klientów dokonujących zakupów za pomocą malutkich kamer webowych, co ma m.in. pomóc w personalizacji przekazów marketingowych.

Działacze organizacji, takich jak CASPIAN (Consumers Against Supermarket Privacy Invasion and Numbering), Privacy Rights Clearinghouse czy ACLU (American Civil Liberties Union), obawiają się jednak skutków powiązania informacji pochodzących z tagów z informacjami z punktów sprzedaży, kart kredytowych, kart ubezpieczenia zdrowotnego czy np. transponderów umieszczonych w ubraniu lub oponach samochodowych (tego typu eksperymenty prowadzi już koncern Michelin).

Ich obawy mimowolnie potwierdzają producenci chipów i ich pierwsi użytkownicy, eksponujący możliwość wielokrotnego zapisu dużej ilości danych i ich trwałość, ale niemogący równocześnie wypracować uniwersalnego modelu usuwania danych z transponderów. Brak możliwości dezaktywacji jest zresztą na rękę dzisiejszym użytkownikom RFID, przede wszystkim sieciom handlowym, które w mechanizmach "wyłączania" chipów upatrują furtki dla złodziei sklepowych.

W związku z patem, jaki zapanował pomiędzy użytkownikami RFID a organizacjami konsumenckimi, pojawiają się coraz bardziej fantastyczne pomysły rozwiązania tych problemów. Wśród postulatów są pomysły stworzenia instytucji zaufania publicznego, która zajmowałaby się kontrolą praktyk związanych z RFID i dezaktywacją znaczników radiowych, czy opracowania urządzeń pełniących funkcję osobistych "zapór ogniowych" automatycznie niszczących zapis na tagach.

Na szczęście dla wszystkich użytkowników maszynek Gillette, ceniących ubrania marki Benetton i kupujących w sieci Makro Cash & Carry sedno problemów związanych z bezpieczeństwem informacji w mniejszym stopniu dotyczy ilości informacji zapisywanych na transponderze czy możliwości obserwacji klientów kupujących produkty (to samo czynią przecież wszędobylskie kamery sklepowe), a bardziej uregulowań uniemożliwiających zbywanie, wymianę czy łączenie tych danych. A tu wypracowano już standardy prawne chroniące konsumentów, które z powodzeniem można zastosować przy okazji nowej technologii.

Garść faktów o RFID

Podstawowa instalacja RFID składa się z trzech elementów: anteny, czytnika z dekoderem oraz taga, zwanego również transponderem.

Każde państwo posiada własne regulacje dotyczące przydziału częstotliwości, w których pracują nadajniki RFID. Najbardziej rozpowszechnione na świecie to 125 KHz i 13,6 MHz. Tagi operujące w częstotliwości 13,56 MHz mogą przechować do 2 KB danych, prawie 30 razy więcej niż te przystosowane do częstotliwości 125 KHz. Prawdopodobnie do 2010 r. zostaną wprowadzone standardowe częstotliwości wymiany danych na całym świecie.

W zależności od używanych częstotliwości, warunków otoczenia, a także typu zastosowanych transponderów (pasywnych, tj. pozbawionych zasilania, albo aktywnych, tj. wyposażonych w miniaturowy obwód zasilania) mogą one być odczytane z odległości nawet do 10 m.