Co nie jest prawem zabronione, jest dozwolone

  • Przemysław Gamdzyk,
  • Sławomir Kosieliński,

Kto mnie wpuścił w sieć?

Trzeba zauważyć, że wszystkie te zjawiska nie są polskim wynalazkiem. Są charakterystyczne dla wszystkich państw, w których ceny usług telefonicznych są ustawione na absurdalnym, dalekim od rzeczywistych kosztów, poziomie. Rzecz dotyczy przede wszystkim wysokości opłaty interkonektowej, czyli tego, czego życzy sobie dany operator za wprowadzenie ruchu do swojej sieci. Im mniej operatorów na danym rynku, im bardziej ich pozycja wzmocniona jest ograniczeniami dla innych, tym wyższa wysokość opłat za interkonekt.

Nowi operatorzy w swej działalności bazują na omijaniu tej przeszkody. Zamiast wprowadzać do sieci Telekomunikacji Polskiej rozmowy z San Francisco przez bramkę międzynarodową, robią to przez centralkę działającą w Warszawie. Wtedy jest to przecież zwykła rozmowa lokalna. Mali operatorzy stosują tu tzw. przeciekające PBX-y (leaky PBX), duzi mają własne centrale telefoniczne.

Najpoważniejsi gracze hurtowego rynku międzynarodowych połączeń telefonicznych, tacy jak AT&T, France Telecom, Teleglobe, Telia, Deutsche Telekom, WorldCom, również starają się optymalizować swoje działania. Gdy jesteśmy w Paryżu i chcemy zadzwonić do Warszawy, korzystając z usług tych operatorów, okazuje się, że nasza rozmowa omija bramkę międzynarodową Telekomunikacji Polskiej i trafia do kraju jako rozmowa lokalna poprzez jeden z hubów umieszczonych w okolicach Warszawy. Francuzi nie mają skrupułów.

Stawki międzyoperatorskie za ruch wprowadzany do sieci TP jest dla nich na zbyt wysokim poziomie i wolą skorzystać z oferty innego operatora, który zrobi to taniej. Jak to bywa w dużych korporacjach, "nie wie prawica, co czyni lewica". Prawdopodobnie więc inny departament France Telecom sugeruje Warszawie utrzymanie tych stawek na jak najwyższym poziomie.

Telekomunikacja Polska nie jest lepsza. W podobny sposób omija zbyt drogich operatorów na świecie. Nic dziwnego więc, że sama nie walczy zbyt poważnie z tym zjawiskiem. Wolała skoncentrować się na prawnych zmaganiach z regulatorem czy interpretowaniu ustawy o VAT, by utrudnić działalność w pełni legalnie działającym operatorom, czy wreszcie szykanowaniu wyspecjalizowanych operatorów przy np. dzierżawie łączy. Słowem wszędzie tam, gdzie operator występuje w roli petenta, który chciałby skorzystać z usług naszego narodowego operatora. Trudniej jej powstrzymać alternatywnych operatorów, bo nie muszą w takiej roli występować. Po prostu działają.

Nie zadzwonimy do Acapulco...

... ani do Berdyczowa 1 stycznia 2003 r., korzystając z usług innych operatorów telekomunikacyjnych, jeśli jesteśmy abonentem Telekomunikacji Polskiej. Po pierwsze, trzeba mieć podpisaną z nimi umowę, ponieważ nadal nie wolno rozliczać podatku VAT za usługi wykonane przez różne podmioty. Po drugie, musimy wiedzieć, czy nasza centrala telefoniczna - przy założeniu, że jesteśmy klientami TP - została już przeprogramowana. Po trzecie, musimy wykluczyć, że nie obsługuje nas centrala analogowa. W pierwszym przypadku zlekceważenie problemu to kolejne zaniedbanie Ministerstwa Finansów. Z tego samego powodu załamała się liberalizacja rynku międzymiastowego (vide konflikt NOM i TP).

W drugim przypadku - zgodnie z harmonogramem przysłanym przez TP do URTiP - od początku stycznia 2003 r. tylko jedna trzecia z 10,5 mln abonentów Telekomunikacji Polskiej mogłaby korzystać z usług innych operatorów w łączności międzynarodowej. Od 1 marca br. liberalizacja rynku połączeń międzynarodowych objęłaby 5,5 mln abonentów, a od 30 czerwca - 8,1 mln. Liberalizacja nie dotyczyłaby klientów, których telefony podłączone są do central analogowych. TP ma nadal aż 1,2 mln takich abonentów. Skorzystać z liberalizacji połączeń mogliby dopiero od 2005 r., bo tyle potrwa wymiana central i modernizacja sieci.

Wszystko to oznacza klapę liberalizacji rynku połączeń międzynarodowych. Zostaliśmy oszukani przez URTiP, który jeszcze niedawno zarzekał się, że wszystko będzie w porządku, i przez Telekomunikację Polską. Na nic nie pomogą zapewnienia Henryka Beberoka, zastępcy prezesa URTiP, że "nie wyraziliśmy zgody na harmonogram przedstawiony przez TP SA i odesłaliśmy go do zmiany".

Ciekawe, ile rzeczywiście potrzeba czasu, aby liberalizacja stała się faktem.