Złota kula u nogi

Z Andrzejem Turskim, programistą Microsoftu, rozmawiają Antoni Bielewicz i Michał Szafrański.

Z Andrzejem Turskim, programistą Microsoftu, rozmawiają Antoni Bielewicz i Michał Szafrański.

Jak trafił Pan do Redmond?

Wszystko to zdarzyło się nieco okrężną drogą. Z wykształcenia jestem fizykiem i przez wiele lat pracowałem na Uniwersytecie Warszawskim. Moja wiedza komputerowa była dość szeroka, ale bardzo niesystematyczna. Pod koniec lat osiemdziesiątych pracowałem na amerykańskim uniwersytecie jako vissiting profesor i właśnie wtedy zgłosili się do mnie ludzie z Redmond. Dość gładko przebrnąłem przez proces rekrutacyjny, problemy jednak zaczęły się później, gdy trzeba było załatwić wizę i zgodę na pracę za granicą. Trwało to wiele miesięcy. O zgodę na pracę za granicą trzeba było pytać ówczesny polski rząd. W Redmond czasem się śmieją, że jestem jedną z osób, na którą Microsoft czekał najdłużej. Trzeba jednak przyznać, że firma bardzo pomogła mi w uzyskaniu tej pracy, opłacała różnych adwokatów.

Jak wyglądały pierwsze dni pracy?

Za moich czasów działała jeszcze wewnętrzna szkoła dla nowo przyjętych pracowników, gdzie poznawało się rozwiązania i narzędzia stosowane w Microsofcie. Po kilku tygodniach trafiało się już bezpośrednio do konkretnych zespołów - w moim przypadku była to grupa pracująca nad rozwojem Excela.

Od kilku już lat wygląda to trochę inaczej. Każdy nowo przybyły pracownik szybko trafia do jednego z zespołów, gdzie otrzymuje mentora, do którego może zwracać się ze wszystkimi problemami, dotyczącymi pracy i życia w Redmond.

Co trzeba zrobić, żeby trafić do Redmond?

Podstawowym kryterium doboru kandydatów są zdolności i entuzjazm do pracy. Microsoft poszukuje ludzi, którzy po prostu lubią programować, i unika tych, dla których programowanie i informatyka jest tylko zawodem. Stawia przy tym na ludzi młodych, tuż po studiach. Przez cały rok pracownicy Microsoftu docierają w poszukiwaniu interesujących kandydatów do uczelni niemal na całym świecie. Z reguły na każdym uniwersytecie znajdują po kilka, kilkanaście osób, które na koszt Microsoftu są zapraszane do Redmond. Tam przez cały dzień odbywają rozmowy z pracownikami poszczególnych działów i jest podejmowana decyzja, do którego działu mógłby trafić konkretny kandydat. Selekcja jest ostra. Do firmy trafia ok. 10% spośród zaproszonych.

Jak wygląda praca w Microsofcie?

Trzeba przede wszystkim powiedzieć, że od czasu, gdy rozpocząłem pracę w Redmond, wiele się zmieniło. Tam, gdzie teraz pracuję, jeszcze kilka lat temu kumkały żaby - centrala rozrasta się w szybkim tempie. Do firmy trafia coraz więcej nowych ludzi - Microsoft zatrudnia rokrocznie ok. 3000 programistów! Jest jeszcze jedna istotna zmiana - trochę mniej pracujemy. Kierownictwo firmy nieco zmieniło nastawienie i bardziej dba o wyważenie proporcji między pracą a czasem wolnym. Oczywiście, nadal zdarzają się wezwania do tego, by pracować w weekendy, zwłaszcza podczas przygotowań nowych produktów, jednak ogólnie pracujemy trochę mniej.

Trudno mówić o "typowym" dniu pracy w Microsofcie. Wszystko zależy od kalendarza realizacji nowych produktów. Czasem oznacza to pracę po kilkanaście godzin na dobę - czasem nawet kilka dni "luzu", kiedy można wyjść grupą do restauracji czy pograć w piłkę na którymś z boisk położonych na terenie centrali. Jesteśmy rozliczani z efektów naszej pracy, a nie z czasu spędzonego nad komputerem, i każdy zespół indywidualnie układa sobie harmonogram zajęć. Każdy z pracowników Microsoftu jest co pół roku oceniany, tak więc szybko dowiaduje się, czy dobrze wyważył czas między pracą a wypoczynkiem.

Od kilku już lat koncern ma problemy prawne z Departamentem Sprawiedliwości. Jaki jest stosunek zwykłych obywateli do firmy i jej pracowników?

Amerykanie mają na ogół dużo szacunku dla Microsoftu. Jest on uznawany za chlubę narodu napędzającą gospodarkę. Zakrawa to zresztą na paradoks, gdyż prawie połowa pracowników firmy to obcokrajowcy, przede wszystkim Kanadyjczycy, Rosjanie, Hindusi. Pamiętam, kiedyś cały zespół wybrał się do restauracji. Od słowa do słowa okazało się, że wśród 8 osób nie ma żadnego obywatela amerykańskiego.

Czy tak bogata firma dobrze wynagradza swoich pracowników?

Płaci trochę mniej niż inne firmy programistyczne z okolicy. Tym, co trzyma ludzi w firmie, są opcje na zakup akcji, które otrzymuje każdy pracownik. Jest to prawdziwa "złota kula u nogi". Dzięki nim każdy pracownik Microsoftu jest osobiście zainteresowany dalszym rozwojem firmy. Czasem prywatnie może i chciałbym, by jakiemuś zespołowi powinęła się noga, jednak skoro jestem jednym z udziałowców firmy, zależy mi na jej powodzeniu.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200