Mity i legendy świata umów wdrożeniowych

W przypadku wdrożenia systemu definiowanie przedmiotu umowy jest dokonywane w zasadzie w trakcie jej wykonywania i odpowiedzialne są za to obie strony. Jeżeli klient nie będzie współpracował z dostawcą, to najprawdopodobniej nie powstanie żaden system. Jeżeli klient zdefiniuje wymagania źle, to nawet najbardziej profesjonalny dostawca nie zawsze będzie w stanie stwierdzić, że system powinien być jednak wykonany inaczej. Jeżeli klient zapomni o swoim wymaganiu na etapie prac analitycznych, a następnie przypomni sobie o nim przy odbiorze końcowym, to nie oznacza, że system ma wadę, bo nie spełnia tego wymagania. Produkt "z półki", jak np. wspomniane już wielokrotnie samochody, jest więc czymś zupełnie innym niż dedykowany system informatyczny. Warto pamiętać, że przy realizacji dowolnej umowy obowiązuje standard należytej staranności (o ile nie zostanie on umownie zmodyfikowany). W największym uproszczeniu: jeżeli dłużnik wykonał zobowiązanie z zachowaniem owej należytej, czyli "zwykłej" staranności i pomimo to wystąpiło np. opóźnienie, to nie będzie on odpowiadał z tytułu nienależytego wykonania umowy, a w szczególności nie będzie zobowiązany do zapłacenia kar umownych za zwłokę. Oczywiście, w obrocie profesjonalnym wymagane jest zachowanie staranności wymaganej od "modelowego profesjonalisty", czyli dołożenie wszelkich możliwych starań i wykonanie wszelkich działań, których racjonalnie można oczekiwać od podmiotu zawodowo trudniącego się daną działalnością. Nie da się z góry zdefiniować "wzorca" należytej staranności, ale moim zdaniem bardzo często klienci oczekują od dostawców systemów informatycznych nie tyle należytej staranności, co raczej właściwości magicznych. Nie twierdzę przy tym, że "standardem należytej staranności" w branży IT jest niedziałające oprogramowanie i półroczna zwłoka we wdrożeniu. Staram się tylko powiedzieć, że w każdej branży modelowy wzorzec profesjonalisty jest inny i ocena jakości wdrożenia systemu powinna być dokonywana nieco inaczej, niż ocena głębokości rowu w ogródku... Inną sprawą jest podpisywanie umów z warunkami (zwłaszcza terminami), których nie da się dotrzymać nawet przy dochowaniu najwyższej z najwyższych staranności.

MIT PIĄTY: "Kodeksowa gwarancja"

Zdarza się dość powszechnie, że klient oczekuje udzielenia "gwarancji na wdrożony system" albo "na wykonaną usługę". Zastanówmy się więc, czym jest i czy w ogóle istnieje "gwarancja na system". W skrócie: są dwie możliwości. Jeżeli mówimy o "wynikającej z Kodeksu cywilnego lub z innych przepisów standardowej gwarancji na system lub usługę", to czegoś takiego nie ma. Gwarancja opisana w Kodeksie cywilnym dotyczy wad rzeczy. System informatyczny rzeczą nie jest. Z punktu widzenia prawa cywilnego system będzie zazwyczaj dziełem, a żaden przepis nie ustanawia takiej instytucji, jak "gwarancja jakości dzieła". Jeżeli natomiast mówimy o "gwarancji na system świadczonej zgodnie z zasadami określonymi umową", to coś takiego może istnieć, tyle tylko, że będzie to zwykłe zobowiązanie do świadczenia usług nazwanych w umowie "gwarancyjnymi". Ważne jest więc, by pamiętać, że jeżeli w umowie napiszemy tylko, że "dostawca udziela gwarancji na system", to w praktyce nic to nie oznacza. Wielu prawników i negocjatorów zapomina o przedstawionej powyżej prostej zasadzie, co owocuje wprowadzaniem do umów postanowień niewykonalnych o niejasnej treści. To z kolei zazwyczaj prowadzi do sporów realizacyjnych. Powstają wówczas przedziwne interpretacje, oparte przeważnie na analogicznym stosowaniu kodeksowych zasad dotyczących rzeczy do wdrożenia systemu, przy czym rozumienie stron umowy jest zazwyczaj odmienne, co nie sprzyja rozwiązaniu problemu. Moim ulubionym przykładem jest próba wmówienia dostawcy, że obowiązuje go coś takiego, jak "gwarancja na usługę", w ramach której powinien on m.in. "dostarczyć usługę wolną od wad". W umowie było przy tym napisane tylko, że "dostawca udziela 12-miesięcznej gwarancji na usługi instalacyjne". Wskazane powyżej oczekiwanie jest oczywiście niemożliwe do zaspokojenia i nie ma oparcia w jakimkolwiek przepisie, ponieważ usługa - powtórzmy - nie jest rzeczą, a "kodeksowa gwarancja" dotyczy tylko rzeczy. Podobnie zresztą nie jest rzeczą program komputerowy. Oczywiście nie jest też tak, że zamawiający pozostaje całkowicie bezradny w przypadku wykrycia wad. Możemy mieć do czynienia z przypadkiem nienależycie wykonanej umowy i odpowiednich roszczeń, ale nie będą to roszczenia "gwarancyjne", a w szczególności klient nie może żądać "naprawy usługi", tylko odszkodowania. Na marginesie warto przypomnieć, że wspomniana "kodeksowa gwarancja" to coś zupełnie innego niż rękojmia. W szczególności rękojmia za wady rzeczy obowiązuje zawsze, chyba że się ją wyraźnie wyłączy, a gwarancja jakości obowiązuje tylko wówczas, gdy przewidzimy to w umowie (lub - co też się zdarza - gdy dostawca wręczy nabywcy dokument gwarancyjny). Podsumowując, jeżeli dostawca zamierza zobowiązać się do usuwania błędów oprogramowania, systemu informatycznego lub do powtórnego wykonywania wadliwie zrealizowanych usług, musi opisać dokładnie w umowie zakres obowiązków w ramach tak zdefiniowanej "gwarancji". W przeciwnym razie nawet najlepszy prawnik nie będzie w stanie udzielić mu konkretnej odpowiedzi na pytanie: "Do czego jesteśmy zobowiązani wobec klienta?"

Mec. Bartłomiej Wachta jest wspólnikiem w Kancelarii Prawnej Kuczek i Maruta, zajmuje się m.in. obsługą prawną kontraktów na wdrożenia systemów informatycznych. Powyższy tekst ukazał się pierwotnie w odcinkach na blogu Kancelarii Prawnej Kuczek i Maruta, znajdującym się pod adresemhttp://itlawpl.blogspot.com .


TOP 200