@lgorytmiczne społeczeństwo - cz. I

Profesjonaliści komputerowi powinni być świadomi tego - i wielu z nich jest - że dotychczasowy rozwój technik informatycznych jest jedynie pierwszym etapem ewolucji zmierzającej do uczynienia ich "bliższych człowiekowi". Obserwacja badań i eksperymentów podejmowanych w obszarze komunikacja człowiek-komputer pokazuje, iż projektowaniem spersonalizowanych, "przyjaznych" interfejsów jest zainteresowany biznes komputerowy. Stwarza to nadzieje, że to technologia ma być przystosowana do człowieka, a nie człowiek do niej. Owa nowa technologia może jednak być coraz bardziej algorytmizująca.

Istotne jest pytanie, co to oznacza dla twórczości człowieka? Otóż to, że tylko nieliczni będą twórczy. Ci, którzy się od tego uwolnią, będą te algorytmy tworzyć, aby programować innych. I wcale nie dlatego że będzie tego od nich oczekiwał jakiś Matrix, lecz po prostu dlatego że taka będzie logika biotechnosfery, która raz rozpędzona sama się nie zatrzyma.

Nie będzie to umaszynowienie na poziomie prymitywnej inteligencji, a raczej robotyzacja człowieka niż hominizacja robota. Nie wiadomo kto byłby wtedy bardziej ludzki: uczłowieczony robot czy zrobotyzowany człowiek. Zbyt pesymistyczne byłoby mówić o odczłowieczaniu gatunku, ale z pewnością będzie się to odnosić do programowanej masy. Wtedy należałoby liczyć tylko na niezaprogramowanych mutantów, czyli na tę przysłowiową kropelkę alkoholu (z Nowego, wspaniałego świata Aldousa Huxleya), która dostała się do probówki i zakłóciła proces produkcji zaprogramowanego genetycznie osobnika. Chodzi o poważny problem: czy algorytm nie zagrozi kreatywności, jak każda monokultura; czy programowanie nie zniszczy różnorodności.

Człowiek niewiarygodny

W następnym pokoleniu człowiek będzie miał do czynienia z inną naturą informacji, oderwaną od przestrzeni i kontekstu. Człowiek analogowy czerpał informacje "z natury", rejestrowane przez zmysły i przetwarzane intelektualnie. Poruszając się w przestrzeni, zasysaliśmy te informacje z otoczenia: znaków drogowych, map, pytając ludzi zgodnie z zasadą "koniec języka za przewodnika". We wszechobecnym systemie GPS i ambiente intelligence, informacje, jakie będą do ludzi docierać przez "wtyczkę do świata", jaką jest komórka, inteligentna odzież czy implanty chipowe, płynąć będą do nas z anonimowych baz danych nie wiadomo gdzie ulokowanych, niezwiązanych z daną przestrzenią i nie wiadomo przez kogo zarządzanych (pisał już o tym na tych łamach Andrzej Gontarz).

Te bazy będą nam oferować algorytmy działania: za chwilę znajdziesz się obok restauracji chińskiej, która zaoferuje ci to i to, a kawałek dalej zapraszamy do salonu gier. W przestrzeniach wymiany, takich jak dworzec kolejowy czy lotnisko (bo nadal z tych środków transportu będziemy korzystać, nie wystarczy nam bowiem sam telecommuting), algorytm dalszego postępowania w nieoswojonej przestrzeni będzie nam podany w podobny sposób. Nie będziemy szukać analogowych źródeł informacji, np. współpodróżnych. Stracą na znaczeniu ludzie - liderzy (rozsiewcy informacji), bo jej źródło będzie poza nimi. Staniemy się bardziej samotni - rozwój technologii od dawna w takim kierunku zmierza. Gdy się ma świadomość nikłej władzy nad środowiskiem, wtedy potrzeba nam wspólnoty. W miarę jak ludzie nabierają poczucia władzy nad przyrodą i innymi ludźmi, ci wydają się mniej potrzebni.

Taka informacja ulega autonomizacji i alienacji; będzie to proces tym gwałtowniejszy, im szybsza będzie bioelektroniczna hybrydyzacja człowieka, czyniąca go człowiekiem symbiotycznym, ale zadowolonym z oferty, jaką dają antropotechnologie.

Człowiek nie będzie potrzebował kontroli, bo będzie miał własne algorytmy działania. Przestanie być wiarygodnym źródłem informacji dla systemów gromadzących dane o nim (żeby go jeszcze bardziej zalgorytmizować), bo coraz bardziej zawierzać się będzie technice. Ten brak zaufania przekładać się będzie na praktykę angażowania komputerów tam, gdzie się chce uzyskać najbardziej wiarygodne dane (np. tele- i biometria) albo gdy się chce skontrolować wydajność pracownika, jego uczciwość, zaangażowanie itp. Wtedy informacje będzie się czerpać ze zobiektywizowanych i niezależnych od ich twórców systemów. Będzie to pogłębiać erozję zaufania między ludźmi, co oznacza także atrofię kapitału społecznego. Im więcej algorytmów sobie przyswoimy, tym bardziej będziemy wydajni, ergo, tym większy będzie nasz kapitał ludzki, ale zapewne coraz mniejszy kapitał społeczny oparty właśnie na zaufaniu. Może w takim typie społeczeństwa będzie po prostu niepotrzebny?

Rośnie przekonanie o zawodności ludzi, którzy w systemie człowiek-technika zdecydowanie częściej zawodzą. Będzie się więc dążyć do tego, aby samo urządzenie czy program alarmowały o zagrożeniach. Wydaje się, że w tym kierunku pójdzie np. zastosowanie RFID (radio frequency identification) w postaci nadania tożsamości każdemu produktowi i wciągnięcia go do systemu jak zakolczykowanej krowy. Dzięki temu będzie dokładnie wiadomo, kto i co chce przewieźć samolotem. Nie da się wykluczyć, że w dalszej kolejności rozciągnie się to na ludzi, gdy się tylko ich przekona, że to dla ich dobra. Myślę, że nie będzie z tym kłopotów wobec narastającej obsesji zagrożeń. Ale co będzie, gdy tych samych technik zechcą użyć ci, którzy pragną zniszczyć to bezpieczeństwo?

Prof. Kazimierz Krzysztofek jest wykładowcą w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie.


TOP 200