eEUforia 2010

e-potrzeby

Warto jednak przewrotnie zapytać, jakie są rzeczywiste potrzeby klientów eEurope 2010, przy czym klientami są zwykli obywatele Unii, administracja unijna, centralna poszczególnych krajów i lokalna, firmy produkcyjne i usługowe, a także sam przemysł teleinformatyczny. Przyglądając się działaniom naszych kolegów z największych firm komputerowych i informatycznych, spróbowałem sam określić te rzeczywiste potrzeby.

Zacznijmy od rzeczy najprostszych. Zwykli użytkownicy nowoczesnej techniki ze stoickim spokojem akceptują coraz nowsze modele telefonów, palmtopów, handheldów, komunikatorów i komputerów z nowymi programami. Niestety, tylko zapaleńcy są w stanie zdążyć w pełni z nich skorzystać przed wymianą na nowszy model. Potrzebą chwili jest uproszczenie i ujednolicenie zasad użytkowania tych urządzeń (tak jak to uczyniono z obsługą samochodów) oraz zwrócenie szczególnej uwagi na bezpieczeństwo, czyli odporność na wirusy i włamania. Użytkownicy chcą mieć zaufanie do tej techniki, nie płacąc za to zbyt dużo, również w wymiarze praw osobistych.

Drugą istotną potrzebą, niestety często nie uświadamianą, jest oczekiwanie odpowiedniej jakości informacji dostępnych w sieci informacyjnej. Obecnie znacząca ilość informacji w Internecie jest dezinformacją poprzez zdezaktualizowanie lub nieweryfikowalność. Do tego dochodzi coraz trudniejsze odseparowanie informacji użytecznej od "informacyjnych śmieci" podszywających się pod te użyteczne. Te wymagania dotyczą informacji każdego rodzaju, ale szczególnie tych najbardziej potrzebnych - czyli lokalnych. Okazuje się bowiem, że prawie 80% potrzeb informacyjnych dotyczy informacji lokalnej - z własnego osiedla, miasta, miejsca pracy, pomocy medycznej czy lokalnej administracji.

Trzecia potrzeba wynika bezpośrednio z drugiej, biorąc pod uwagę konieczność szybkiej integracji społeczeństw narodowych w społeczeństwo europejskie. Najpoważniejszą barierą tej integracji jest znajomość języków naszych nowych współobywateli. W nowej Unii od 1 maja będzie obowiązywać 20 urzędowych języków, nie licząc ich lokalnych odmian. Możliwość przynajmniej przeczytania przetłumaczonej informacji, a z czasem tłumaczenia na żywo z wykorzystaniem techniki informatycznej jest tak ważna, że warto dać na to pieniądze. Obecnie automatyczne tłumaczenie przynosi więcej śmiechu niż pożytku, ale po podjęciu poważnych prac badawczych jest to zadanie technicznie wykonalne. Prace te muszą być prowadzone przez wszystkie grupy językowe i tylko wspólnym wysiłkiem będzie można uzyskać zadowalające rezultaty. Nakłady finansowe szybko się zwrócą, co widać choćby po stosach wielojęzycznych dokumentów zalegających biura Komisji Europejskiej. Czy może ktoś wie dlaczego program o tak kluczowym znaczeniu nie jest realizowany?

Czwarta potrzeba jest już prosta do zdefiniowania. Mając dobrze sklasyfikowane wiarygodne informacje oraz możliwość ich automatycznego tłumaczenia, możemy oczekiwać stworzenia ogólnoeuropejskiego systemu informacyjnego dającego każdemu obywatelowi Unii dostęp do informacji potrzebnych mu do codziennego życia, pracy i podróży - prawnych, podatkowych, finansowych, medycznych, żywieniowych, transportu, noclegu i wypoczynku.

Kolejna potrzeba wiąże się w znacznej mierze z poprzednimi, ale nie tylko. Mówiąc o życiu w społeczeństwie informacyjnym, coraz więcej obaw mamy z rozstrzygnięciem problemu nadrzędności ochrony własnych danych osobowych wobec wymogów bezpieczeństwa publicznego. Obecne reguły tworzone są głównie pod kątem zagrożeń masowych. Skutek jest taki, że wprowadzana jest np. totalna inwigilacja ruchu telekomunikacyjnego - bez zastanowienia, w jaki sposób będą z tych danych korzystać służby. Potrzeba bezpieczeństwa nie może się kojarzyć z zagrożeniem ze strony "małpy z brzytwą", która wejdzie, i to nawet legalnie, w posiadanie tych danych.

Podobny dylemat wiąże się z dyskusją o zakresie ochrony praw autorskich w stosunku do powszechnego dostępu do wiedzy. Jaka wiedza ma być chroniona prawem autorskim i na jakiej podstawie ma być wynagradzany twórca danego "elementu" wiedzy? Nie jest to proste pytanie. Przykładowo, próba rozwiązania problemu patentowania oprogramowania spowodowała spore zawirowania pomiędzy Komisją a Parlamentem Europejskim.

Innego rodzaju potrzebą jest dążenie do wzrostu wartości rynku teleinformatycznego w Europie, ale też z zatrzymaniem znaczącej części wpływów z tego rynku w Unii. Potrzebę tę trudno jest zaspokoić, gdy większość produktów informatycznych jest importowana z firm amerykańskich bądź azjatyckich. Trudno sobie wyobrazić unijny rynek teleinformatyczny pod całkowitą kontrolą firm pozaunijnych.

Podobną potrzebę ma rynek telekomunikacyjny. W tym przypadku sensowne wydaje się podjęcie działań w kierunku likwidacji narodowych regulatorów rynku telekomunikacyjnego. Nowe technologie łączności bezprzewodowej spowodują bowiem na tyle głębokie obniżenie znaczenia linii stacjonarnych, że większość ich operatorów będzie się starała sama je oddać w inne ręce. Również ceny za podstawowe usługi spadną do poziomu, poniżej którego jest już tylko bankructwo dostawcy. A do kontrolowania relacji pomiędzy operatorami wystarczy urząd antymonopolowy. Dalsze regulowanie rynku przez urzędników może doprowadzić do zapaści, czyli braku jakichkolwiek połączeń za jakąkolwiek cenę. Wątpiący niech spojrzą na zapaść sieci energetycznej w USA, gdzie regulator kazał tak obniżyć cenę, że nie starczyło środków na podstawowe zabezpieczenia.

Warto pomyśleć o kształcie planu eEurope 2010, wychodząc od potrzeb, a nie posiadanej już oferty różnych mniej lub bardziej potrzebnych, choć zawsze ładnych gadżetów.

e-koniec

Chyba nadszedł już czas na usunięcie z naszego słownika przedrostka "e-". Informatyka staje się zwyczajnym elementem gry politycznej, społecznej i gospodarczej. Nie będzie już traktowana jako coś specjalnego, wymagającego szczególnego traktowania i wspierania. Będzie finansowana, rozwijana i stosowana tylko wtedy, gdy będzie przynosić wymierne korzyści. Jeżeli te korzyści będą iluzoryczne, to zostanie pominięta. Planu eEurope 2015 nie należy się już spodziewać.

Nie wiem jak będzie wyglądać oficjalny, ogłoszony przez Komisję Europejską plan eEurope 2010, ale wiem, że będzie to ostatnia szansa dla polskiego przemysłu informatycznego, by korzystając z zawartych w nim możliwości rozwojowych nieco dogonić średnią zastosowań informatyki w Unii Europejskiej. Potem nie będzie już żadnego usprawiedliwienia - usługi teleinformatyczne mają być i kropka.

Dr inż. Wacław Iszkowski jest prezesem Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Brał udział przy formułowaniu planu eEurope 2005, a obecnie uczestniczy w grupie roboczej EICTA przygotowującej opinie przemysłu teleinformatycznego o nowym planie eEurope 2010.


TOP 200