Zosia-samosia w mundurze

Dwa lata po przyjęciu Polski do NATO Ministerstwo Obrony Narodowej wciąż nie ma strategii rozwoju informatyki.

Dwa lata po przyjęciu Polski do NATO Ministerstwo Obrony Narodowej wciąż nie ma strategii rozwoju informatyki.

Wydawałoby się, że mit samowystarczalnej armii dawno legł w gruzach. Wojsko nie musi już hodować świń, by wyżywić żołnierzy, ani remontować ciężkiego sprzętu we własnych warsztatach. W gruncie rzeczy każdy towar lub usługę można kupić na rynku. Najlepszym przykładem jest brytyjski odpowiednik MON, który zleca obsługę finansową i kadrową zewnętrznej firmie, samoloty transportowe wynajmuje na czas ćwiczeń od prywatnych przewoźników i wykorzystuje komercyjne systemy informatyczne. Duńska armia pozbyła się ciężarówek. Gdy są one potrzebne, wynajmuje je. Tamtejsi sztabowcy uświadomili sobie, że jest to najlepszy sposób na utrzymanie w gotowości rezerw mobilizacyjnych. A przy okazji, o ile taniej! W ubiegłym roku US Navy oddała w outsourcing wszystkie swoje systemy informatyczne, by to światowej sławy koncern martwił się o sprawność komputerów oraz systemów dowodzenia i kierowania. Tylko Wojsko Polskie upiera się przy tym, by w dalszym ciągu być Zosią-Samosią, i jak tylko może ogranicza udział zewnętrznych firm w tworzeniu systemów informatycznych.

"Jest taka jedna Zosia

Nazwano ją Zosia-Samosia

Bo wszystko: Sama! sama! sama!

Ważna mi dama!"

Wbrew pozorom nie chodzi o pieniądze, a raczej o nadmierne ambicje niektórych pułkowników i generałów, którym sprzyja zawiła struktura informatyki w MON. Centrum Informatyki Sztabu Generalnego, które publicznie stara się przedstawiać jako centralny organ informatyczny resortu obrony narodowej, w rzeczywistości podlega Zarządowi Łączności i Informatyki Sztabu Generalnego, dowodzonemu przez generała bryg. Wojciecha Wojciechowskiego. Tenże wchodzi w skład Generalnego Zarządu Dowodzenia i Łączności P-6, którego szefem jest gen. bryg. Wojciech Kubiak. Szefowie generalnych zarządów podlegają szefowi Sztabu Generalnego, którego zwierzchnikiem jest minister obrony narodowej. Trochę prostsza jest sytuacja w Dowództwie Marynarki Wojennej oraz Dowództwie Wojsk Lotniczych i Obrony Powietrznej. Tu kierujący zespołami informatyki podlegają bezpośrednio szefom sztabów dowództw. Dowództwo Wojsk Lądowych jest z kolei zależne (w praktyce) od specjalistów z Zarządu Łączności i Informatyki SG. Notabene szwankuje współpraca między poszczególnymi zespołami informatyki, co jest konsekwencją walki o wpływy poszczególnych rodzajów wojsk. I koło się zamyka.

Tak naprawdę nikt nie ma interesu, by zdecydować się na outsourcing usług informatycznych. Ani Zarząd Łączności i Informatyki - straciłby na znaczeniu, gdyż nie miałby wpływu na wybór technologii i firm - ani naukowcy w mundurach. Ci skutecznie lobbują za swoimi instytutami, każdy resortowy program naukowo-badawczy przedłuża im bowiem życie o kilkanaście miesięcy na garnuszku podatnika. Będą więc bronić swoich pomysłów jak niepodległości. Outsourcing wymusiłby konkurencję, zweryfikowałby umiejętności i wiedzę pracowników, ale także ukróciłby fuchy na wojskowym sprzęcie. Jeden z komendantów wojskowego instytutu przekonywał mnie, że to firmy prywatne mogą się uczyć od wojskowych informatyków. Czego? Projektowania niezgodnych ze standardami NATO systemów Command & Control?

"Wszystko sama lepiej wie

Wszystko sama robić chce

Dla niej szkoła, książka, mama

Nic nie znaczą - wszystko sama!"

Od lat obserwuję to, co się dzieje w wojskowej informatyce. Coraz wyraźniej jednak widać ścieranie się koncepcji rozwoju informatyki w stylu Zosi-Samosi, która wszystko sama wymyśli i na koniec łaskawie pozwoli cywilom przywieźć komputery i położyć kable, z powierzeniem firmom cywilnym projektowania i budowy nawet ściśle tajnych modułów infrastruktury teleinformatycznej. Na to drugie rozwiązanie nalega NATO, które coraz bardziej się niecierpliwi z powodu nieprzestrzegania przez Polskę zobowiązań sojuszniczych. Gen. J. Ralston, głównodowodzący NATO, na ostatnim spotkaniu z szefem polskiego SG, powiedział: "Nie dość, że nie umiecie wydawać pieniędzy na wojsko, to w dodatku na armię przeznaczacie ich kompromitująco mało".

Gdy byliśmy przyjmowani do NATO, Polska zobowiązała się do zapewnienia sprawnej i bezpiecznej łączności oraz obiegu informacji między poszczególnymi dowództwami NATO a polską armią. WP miało stać się sprawnie zarządzanym organizmem o nowoczesnej logistyce, odpowiadającej standardom NATO. Mieliśmy wiedzieć, ile jest wolnych łóżek w szpitalach, na jak długo wystarczy ropy w podziemnych zbiornikach, jakimi drogami mogą poruszać się ciężkie pojazdy NATO-wskich dywizji czy wreszcie, ilu mamy rezerwistów. W tym celu miał powstać zintegrowany system logistyczny, wykorzystujący infrastrukturę sieciową. Kadra dowódcza powinna zaś używać modeli symulacyjnych w grach wojennych, aby zapoznać się z NATO-wskim planowaniem sztabowym i dowodzeniem na współczesnym polu walki.

System jawnej i utajnionej poczty elektronicznej wciąż powstaje. Chociaż formalnie rok temu minął pierwszy termin, kiedy warszawska firma Siltec w wyniku dość kontrowersyjnego przetargu miała zbudować ten system, to wciąż są kłopoty z oddaniem w niektórych lokalizacjach węzłów poczty elektronicznej. Przyczyna leży jednak po stronie armii. Nie zdążono na czas przygotować zgodnie z wymogami bezpieczeństwa odpowiednich pomieszczeń... Szokuje też bezradność gen. Wojciecha Wojciechowskiego, który narzeka, że nie wie jak przekonać dowódców do korzystania z jawnej poczty elektronicznej...

Przed dwoma laty w wywiadzie dla Computerworld Romuald Szeremietiew, sekretarz stanu, I zastępca ministra obrony narodowej, przekonywał, że wkrótce powstanie zintegrowany system logistyczny. Nie powstał do tej pory. Także nie zbudowano Centrum Symulacji Walk i Gier Wojennych. Prace nad programem "Kolorado" - systemem dowodzenia i kierowania pola walki, który miał zostać przekształcony w system planowania strategicznego i zarządzania siłami zbrojnymi - utknęły, mimo niezachwianej wiary kolejnych komendantów Centrum Informatyki SG w jego możliwości.

Niepowodzenia można tłumaczyć dwojako: brakiem pieniędzy lub woli. Dobrym sprawdzianem na co stać MON mogłoby być przygotowanie tzw. Białej Księgi lub - jak kto woli - studium realizowalności systemu informatycznego resortu obrony narodowej wespół z firmą zewnętrzną. Takie studium dałoby odpowiedzi na pytania o stopień zinformatyzowania armii czy hierarchię potrzeb. Pozwoliłoby także na oszacowanie kosztów i czasu budowy zintegrowanego systemu dowodzenia i kierowania.

"Zjadła wszystkie rozumy

Więc co jej po rozumie?

Uczyć się nie chce - bo po co

Gdy sama wszystko umie?"

W kwietniu 2000 r. Zarząd Łączności i Informatyki SG zaprosił 28 firm do udziału w przetargu ograniczonym na wykonanie Studium Realizowalności Zintegrowanego Systemu Informatycznego Resortu ON (wartość poniżej 4 mln zł). Kilka z nich, po zapoznaniu się z warunkami, np. Siltec, się wycofało. Pozostałe, by móc startować - przetarg miał charakter zamknięty z obostrzeniami wynikającymi z ustawy o ochronie informacji niejawnych - musiały przedstawić poświadczenia bezpieczeństwa osobowego pracowników, wykazać się wpisem do rejestru przedsiębiorców prowadzących obrót specjalny, stworzyć pion ochrony, kancelarię tajną i strefy bezpieczeństwa, wreszcie - uzyskać certyfikat na swój system informatyczny. Weryfikacji dokonywały Wojskowe Służby Informacyjne (WSI), które przyznały świadectwo bezpieczeństwa przemysłowego - warunek sine qua non do złożenia ofert - tylko trzem firmom: Ster-Projekt Technologie C4I, Prokom Software i Unisys. WSI nie dopuściły do przetargu m.in. OLM (OLM przedłożył zaświadczenie, że ma pion bezpieczeństwa - w rzeczywistości taki pion ma sam Optimus) i Booz Allen & Hamilton - też za brak pionu bezpieczeństwa.

Ster-Projekt Technologie C4I złożył ofertę, zaproponowawszy technologie... Lockheed Martin. Prawdopodobnie obie firmy wiąże umowa o współpracy - inaczej Ster-Projekt nie mógłby oferować rozwiązań amerykańskich. Musiał też przeszkolić ludzi w tym koncernie. Nasuwa się więc wniosek, że LM prowadził poza plecami Optimusa niezależną grę na polskim rynku informatycznym. Jeśli potwierdzą się informacje o umowie między polską spółką a LM, trzeba będzie w nowym świetle spojrzeć na rozstanie Optimusa z amerykańskim wspólnikiem.

Prokom Software przygotował ofertę na podstawie metodologii LBMS wspólnie z warszawską spółką InfoViDE, Unisys zaś przedstawił własne rozwiązania.

11-osobowa komisja przetargowa, której przewodniczącym był gen. Wojciechowski, siedmioma głosami wybrała ofertę Ster-Projektu. Dwie osoby wstrzymały się od głosu, dwie głosowały za Prokomem. Już wydawało się, że wkrótce rozpoczną się prace nad studium, zaplanowane na 9 miesięcy, gdy gen. Wojciechowski 9 lutego 2001 r. unieważnił postępowanie o udzielenie tego zamówienia publicznego. Po roku starań firmy dowiedziały się więc, że zmieniły się założenia i warunki będące podstawą ogłoszenia przetargu, armia przechodzi radykalne zmiany i wyniki prac mogłyby się okazać nieprzydatne. Następnie zleceniodawca wyraził zdziwienie, że oferenci oczekują udziału w pracach licznego zespołu wojskowych: "Powołanie takiego zespołu zakłóciłoby planowe funkcjonowanie niektórych jednostek organizacyjnych resortu".

Przyczynami unieważnienia zainteresowała się natychmiast... Ambasada USA, która ma obowiązek interweniować, gdy są zagrożone interesy firm amerykańskich. Nieoficjalnie wiadomo że ambasador ma prosić o wyjaśnienie ministra B. Komorowskiego i wyrazić ubolewanie z powodu decyzji komisji przetargowej. Unieważnienie przetargu to policzek dla Lockheed Martin i innych firm.

Gdyby minister zdecydował się na nowy przetarg, procedura zajęłaby kolejne miesiące. I tak legła (na razie) w gruzach koncepcja uwolnienia się od "Zosi-Samosi".

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200