Zanim powiemy "tak"

Wielkość pracodawcy

Gdy na początku lat 90. rozpoczynała się rewolucja informatyczna, ten, kto nie chciał pracować w tzw. ośrodku obliczeniowym, szedł do firmy komputerowej. Wtedy każda firma informatyczna była mała. Dzisiaj część spółek cywilnych urosła do spółek giełdowych. Ponadto pojawiły się firmy zagraniczne, które w Polsce otworzyły działy rozwoju. Przykładem takiego przedsiębiorstwa jest Motorola, która w Specjalnej Strefie Ekonomicznej w Krakowie zorganizowała ośrodek produkcji oprogramowania. Ale obok nich nadal prężnie działają nieduże firmy, a zmieniający się rynek (np. rozwój Internetu w ostatnich latach) tworzy nowe nisze, w których niewielkie, ale dynamiczne przedsiębiorstwa potrafią znaleźć się znacznie lepiej niż duże, ale konserwatywne firmy.

Mała firma to z jednej strony ciekawe zadania, duża swoboda w ich rozwiązywaniu i odpowiedzialność osobista. Z drugiej jednak - niepewność jutra, skromne perspektywy awansu i oszczędność pracodawcy w inwestowaniu w pracowników.

Duże firmy narzucają z kolei wiele standardów - na przykład decyzje na temat używanych narzędzi informatycznych są podejmowane w centrali, a poszczególne oddziały muszą się im podporządkować. Jest to naturalne z ekonomicznego punktu widzenia, bo zmniejsza ryzyko i koszty prowadzenia biznesu. I choć przedstawiciele innych profesji uważają ten stan za oczywiste, to nie można się oprzeć wrażeniu, że informatycy starają się ten stan kwestionować. Przyczyną wcale nie jest ich wrodzona krnąbrność, jak czasem wydaje się menedżerom - powody są bardziej złożone. Przede wszystkim informatycy nade wszystko cenią szczególny rodzaj "technologicznej wolności". Ponadto nie mają wysokiego mniemania o wiedzy informatycznej przełożonych i tzw. zwykłych użytkowników (i trzeba uczciwie przyznać, że przekonanie to jest często uzasadnione). Na koniec wreszcie informatycy czerpią przyjemność z obcowania z nowinkami i skłonni są przedkładać rozwiązanie niepewne, ale nowe i interesujące, nad sprawdzone, ale przestarzałe i znane.

Forma zatrudnienia

Informatyk to zawód, w którym bezrobocie praktycznie nie istnieje. Nie pojawia się więc pytanie, czy fachowiec w tej dziedzinie ma pracę, ale ile ma miejsc pracy. Stanowisk informatycznych jest ponad dwa razy więcej niż informatyków. Często zdarza się więc, że osoby z tej branży pracują w więcej niż jednym miejscu albo prowadzą własne, na ogół jednoosobowe firmy, obok podstawowego miejsca pracy. Stosunkowo wysokie dochody uzyskiwane w ten sposób okupione są najczęściej brakiem czasu.

Część informatyków "idzie na całość" i pozostaje na własnym utrzymaniu. Indagowani o zalety, podkreślają fakt, że w znacznej mierze sami wyznaczają sobie czas i miejsce pracy. Nieco mniej chętnie wspominają o wadach takiego rozwiązania. Przede wszystkim czas aktywności przeplata się z długim okresem poszukiwania klienta. Ponadto brak regularnych dochodów jest problemem w oczach wielu instytucji, np. banków. Taki "wolny strzelec" może mieć na przykład kłopoty z otrzymaniem kredytu na mieszkanie. Można z dużą dozą prawdopodobieństwa powiedzieć, że praca na własny rachunek wymaga wiedzy, ostrożności i dużego doświadczenia. Mogą o to pokusić się tylko najlepsi.

Co wybrać?

Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Dzisiejsza informatyka to już nie jedna nauka, a wiele dziedzin, czasami bardzo odległych od siebie. Już teraz informatyków kształci się na politechnikach, uniwersytetach i uczelniach ekonomicznych. Ponieważ profil edukacji jest różny, różne są też perspektywy zawodowe.

Mówi się, że pierwszy szef określa charakter zawodowy pracownika na wiele lat. Stwierdzenie to w informatyce można rozszerzyć. Pierwszy pracodawca w znacznej mierze kształtuje informatyka, a także - poprzez inwestowanie w jego wykształcenie bądź brak takich inwestycji - określa jego szansę na przyszłość.

Warto zdawać sobie z tego sprawę, zanim powiemy "tak".


Źródło: Computerworld

TOP 200