Z historii informatyki w Polsce

Mija już lat czterdzieści od czasu gdy kilka pozornie dość zwykłych inicjatyw zapoczątkowało informatykę w naszym kraju.Doprowadziły one bowiem do uformowania w końcu 1948 r. Grupy Aparatów Matematycznych - GAM - przy powstającym wówczas Państwowym Instytucie Matematycznym. Historia tej grupy została już raz dość dokładnie opisana. Dlatego też ograniczę się do przede wszystkim do przedstawienia kilku mniej znanych zdarzeń oraz atmosfery tych dawnych, jakże pięknych lat.

Mija już lat czterdzieści od czasu gdy kilka pozornie dość zwykłych inicjatyw zapoczątkowało informatykę w naszym kraju.Doprowadziły one bowiem do uformowania w końcu 1948 r. Grupy Aparatów Matematycznych - GAM - przy powstającym wówczas Państwowym Instytucie Matematycznym. Historia tej grupy została już raz dość dokładnie opisana. Dlatego też ograniczę się do przede wszystkim do przedstawienia kilku mniej znanych zdarzeń oraz atmosfery tych dawnych, jakże pięknych lat.

Jako świeżo upieczony inżynier rozpocząłem we wrześniu 1948 r. pracę w dziale radiolokacji ówczesnego Państwowego Instytutu Telekomunikacyjnego w Warszawie.Jednocześnie kontynuowałem studia matematyczne na Uniwersytecie Warszawskim. Stąd też wielu inżynierów Instytutu zwracało się do mnie o rozwiązanie różnych zadań matematycznych i przeprowadzenie obliczeń. Wykonywałem je posługując się najczęśćiej papierem, ołówkiem i suwakiem logarytmicznym. W szczególności prosił mnie nieraz o takie przysługi ówczesny dyrektor Instytutu, Profesor Janusz Groszkowski, rozwijający wówczas swą znaną teorię generacji częstotliwości.

Na jednym z naszych spotkań Profesor poinformował, że w powstającym właśnie Państwowym Instytucie Matematycznym planuje się zbudowanie elektronicznej maszyny liczącej. Dodał też, że jeśli mnie ten problem interesuje to powinienem nawiązać kontakt z Profesorem Kazimierzem Kuratowskim, organizatorem Instytutu. Nie trzeba mi było tego dwa razy powtarzać. Właśnie przeczytałem w czasopiśmie Elektronics o Eniac`u i byłem pod wielkim wrażeniem zarówno konstrukcji, jak i możliwości obliczeniowych tej maszyny.

Zgłosiłem się do prof. Kuratowskiego, w listopadzie 1948 r. Opowiedział o wrażeniach ze swej ostatniej podróży do USA i o korzyściach, jakie dla zastosowań matematyki mogą przynieść maszyny liczące. W Stanach planowano już w tym czasie budowę co najmniej kilkunastu maszyn. Zdaniem prof Kuratowskiego chociaż jedna powinna również zostać skontruowana w Polsce. W tym celu zamierzał powołać w swoim instytucie specjalną grupę. Na jej kierownika zaproponował dr. Henryka Greniewskiego, logika i statystyka. Zapytany o innych poza mną kandydatów wymieniłem moich byłych kolegów z Politechniki Gdańskiej, a ówczesnych magistrantów: Krystyna Bochenka i Romualda Marczyńskiego. Po krótkich wahaniach przyjęli przedstawioną im propozycję.

W grudniu 1948 r. zapadła decyzja powołania, w wymienionym składzie, Grupy Aparatów Matematycznych powstającego Instytutu. Zadanie, które przed nami stało było prawie nierealne. Maszyna Eniac - wzór dany nam do naśladowania - była gigantem wyposażonym w przeszło 18 tys. lamp elektronowych. Stanowiła ona jedno ze szczytowych osiągnięć ówczesnej technologii amerykańskiej i mimo to (o czym wówczas nie wiedzieliśmy), nękały ją ciągłe awarie.

Z kolei maszyny analogowe, konkurujące wówczas z cyfrowymi, wymagały dużej precyzji działania, nieosiągalnej bez odpowiednich komponentów. My zaś nie mieliśmy wtedy ani właściwego sprzętu, ani też doświadcze4nia w budowie złożonego, a jednocześnie niezawodnego urządzenia. Powierzenie nam tego zadania wiązało się więc z ogromnym ryzykiem. Chyba tylko nasz młodzieńczy zapał dawał jakieś szanse. Instytut zdawał sobie z tego sprawę i czynił jedyne co mu pozostawało: stawiał na naszą młodość, obdarzał zaufaniem, przyglądał się co robimy i cierpliwie czekał na wyniki.

Przez pierwszee półtora roku GAM nie miała nawet lokalu. Początkowy okres upłynął nam na planowaniu zajęć laboratoryjnych, studiach zaczynajacej docierać do nas literatury oraz na spotkaniach seminaryjnych. Jednym z tematów owych spotkań było poprawne zdefiniowanie pojęcia maszyny liczącej, a więc problemu z pogranicza - jak byśmy to dziś powiedzieli - matematycznych podstaw informatyki.

Zajęcia prowadził oczywiście logik - dr Greniewski. Powierzenie mu kierownictwa naszej grupy okazało się szczęślią decyzją. W samej budowie komputera nie mógł on wiele pomóc. Miał natomiast z nas wszystkich największe doświadczenie życiowe i dzielił się nim bardzo chętnie. Na atmosferę zespołu rzutował też jego urok osobisty. Dyskutując z nim na tematy ogólnonaukowe, zapominało się o całym świecie.

Jesienią 1950 r. Istytut Matematyczny otrzymał wreszcie lokal przy ulicy Śniadeckich 8. Była to część odbu- dowywanego właśnie budynku dawnego Warszawskiego Towarzystwa Naukowego. Tam właśnie nasza grupa dostała aż trzy pokoje. Jeden stał się miejscem naszych spotkań, drugi służył jako magazyn części, a trzeci, największy, stał się pokojem laboratoryjnym. W jednym kącie tego pokoju kolega Bochenek budował swój analizator równań algebraicznych liniowych - ARAL; w drugim ja budowałem analizator równań różniczkowych ARR; a w dwóch pozostałych kątach kolega Marczyński konstruował elektroniczną maszynę automatycznie liczącą, EMAL. W początkowych latach GAM-u, jeszcze na Śniadeckich, dołączyło do nas wielu zdolnych, choć bardzo młodych entuzjastów maszyn matematycznych.Byli to kolejno inżynierowie: Zygmunt Sawicki, Zdzisław Pawlak, Andrzej Kazarkiewicz, Jerzy Fiett, Wojciech Jaworski, Władysław Majerski, Jerzy Danda, Marek Karpiński, Eugeniusz Nowak, Konrad Fiałkowski; matematycy: Adam Empacher, Andrzej Wakulicz, Antoni Mazurkiewicz,Tomasz Pietrzykowski,Józef Winkowski, Jerzy Swianowicz, Krzysztof Moszyński i Paweł Szeptycki. Nieco póżniej dołączyli: Jan Borowiec,Jan Wierzbowski, Stefan Sawicki, Andrzej Świtalski,Konrad Elżanowski, Antoni Ostrowski i Henryk Przybysz.

Wokół Instytutu skupiało się wówczas również wielu słynnych polskich uczonych. Naszą pracą opiekowali się wicedyrektorowie Instytutu do spraw zastosowań: początkowo Hugo Steinhaus, a póżniej Stanisław Turski. Wacław Sierpiński rozpytywał mnie nieraz o możliwości obliczania bardzo dużych liczb pierwszych, a pracujący przejściowo w Instytucie Oskar Lange o możliwości obliczeń przepływów międzygałęziowych w jego modelu narodowej gospodarki. W wielu sprawach pomagał nam również Stanisław Mazur. Wszyscy Oni traktowali nas jako swoich młodych lecz kompetentnych już kolegów i interesowali się wynikami naszej pracy.

Bezcenne wspomnienia! Praca ta jednak, choć tak interesująca i zaszczytna, była bardzo nisko płatna. Dwukrotnie wyższą pensję jak i upragnione mieszkanie nie jeden z nas mógł łatwo otrzymać gdzie indziej. Zwróciliśmy się więc do prof. Kuratowskiego z prośbą o jakieś podwyżki.

Otrzymaliśmy odpowiedź, że tak niskie płace są surowym wprawdzie, ale niezbędnym sprawdzianem młodych ludzi, weryfikującym czy praca naukowa jest istotnie ich jednym powołaniem. - Gdybyśmy dobrze płacili to kogo byśmy tu mieli? - pytał z troską prof. Kuratowski.Argument ten nie był dla nas wówczas zbyt przekonywujący. Nikt jednak nie opuścił pracy. Po jakimś czasie jednak, w wyniku starań Instytutu kilku z nas otrzymało mieszkania.

Pierwszą maszyną, jaką udało się nam uruchomić, był wspomniany już analogowy analizator równań różniczkowych ARR. Miał imponujące rozmiary i zawierał około czterystu lamp elektronowych. Pracowały one w następujących układach o zdolności obliczeniowej do kilku promili: osiem integratorów, 8 sumatorów, 6 układów mnożących i 6 nieliniowych układów funkcyjnych. Pozwalało to na rozwiązywanie układów równań różniczkowych zwyczajnych, do ośmiu pierwszego rzędu włącznie, a ich rozwiązania można było obserwować jednocześnie na wielu ekranach.

Parametry tych równań zmieniało się łatwo przez zwykłe pokręcenie gałkami, a efekt tych zmian był natychmiast widoczny. W owym czasie możliwości takie były jeszcze niedostępne przy użyciu maszyn cyfrowych.

Wkrótce też ARR znalazł wiele zastosowań, na przykład do badania nieliniowych drgań mechanicznych. Była to pierwsza u nas systematycznie eksploatowana maszyna licząca, która ściągnęła wielu uzdolnionych matematyków.

Uznanie, z jakim spotkał się ARR, znalazło swój wyraz w nagrodzie państwowej II stopnia, przyznanej konstruktorom tej maszyny w 1955 r. Było nam ono bardzo potrzebne, gdyż oczekiwanie na pierwsze efekty pracy GAM-u przeciągało się nadmiernie, wyczerpując cierpliwość władz Akademii i Instytutu.

Teraz uzyskaliśmy nowy kredyt zaufania. W tym sensie ARR utorował drogę dalszym maszynom.

Istotną przyczyną naszych opóżnień był brak dostatecznie dokładnych i niezawodnych komponentów, w szczególności lamp elektronowych.Początkowo używaliśmy lamp i oporników krajowych, lecz jakość ich nie był dostateczna. Korzystaliśmy też często z komponentów pozostawionych na Dolnym Śląsku przez Wehrmacht, lecz zakres ich zastosowań był dość ograniczony. Dopiero później pojawiły się skromne, ale dla nas bardzo ważne możliwości importu. Niektóre zaś przyrządy pomiarowe, np. oscyloskopy, początkowo budowaliśmy sami. Zawodność dostępnych nam komponentów stała się też głównym powodem, dla którego nie udało się uruchomić maszyny cyfrowej EMAL. Dlatego też na początku 1956 r. dyrekcja Instytutu zdecydowała, aby wszystkie siły ówczesnego już Zakładu Aparatów Matematycznych, w skrócie ZAM, połączyć w jeden zespół dla ponowienia próby zbudowania maszyny cyfrowej.

Tym razem powiodło się. W wyniku wytężonej pracy zespołowej została zaprojektowana, wykonana, a następnie, jesienią 1958 r. uruchomiona pierwsza polska poprawnie funkcjonująca elektroniczna maszyna cyfrowa, nazwana XYZ. Dzięki pamięci akustycznej wykonywała ona około 800 operacji na sekundę i była szybszą od maszyn cyfrowych zbudowanych później przez inne ośrodki krajowe.

Pokazy XYZ organizowane dla naszych władz, ale również dla szerszej publiczności, wywołały ogromne zainteresowanie. Konstruując XYZ zdawaliśmy sobie dobrze sprawę ze skromnych środków i niewielkiego doświadczenia. Dlatego też, gdzie tylko się dało, korzystaliśmy z rozwiązań zagranicznych. Architektura XYZ była uproszczeniem i tak już prostej architektury maszyny IBM 701; zakładaliśmy, że taka firma jak IBM nie może się mylić. Konstrukcja komórek elementarnych XYZ została zapożyczona od maszyny radzieckiej Besm 6. Były to dynamiczne przerzutniki, których opis,poparty obrazową demonstracją, otrzymaliśmy od jej instruktorów na początku 1956 r. w Moskwie. Odznaczały się one dużą niezawodnością, a jednocześnie oszczednością środków i energii. Z jednej lampy elektronicznej( tzw.duotridy), można było uzyskać nie jedną, jak dotychczas, lecz dwie komórki elementarne. Pamięć szybka XYZ zapożyczona została od EMALa. Była to pamięć akustyczna, oparta na rurach rtęciowych, skonstruowana przez Romualda Marczyńskiego, a udoskonalona przez Jerzego Dańdę.

Pamięć ta pomimo wszelkich wysiłków nigdy nie pracowała zbyt pewnie. Dlatego też we wszystkich następnych modelach zastąpiona została przez pamięć akustyczną, opartą na drutach niklowych. Wkrótce też do XYZ dołączona została, jako pomocnicza, pamięć bębnowa. Całością budowy XYZ kierował Zygmunt Sawicki. Maszyna XYZ, już wkrótce po uruchomieniu, została oddana do regularnej eksploatacji, wykonując liczne odpłatne zamówienia w ramach Biura Obliczeń i Programów - wydzielonej jednostki Zakładu Produkcji Doświadczalnej ZAM.

Budowa i pomyślna eksploatacja XYZ miały dla początków rozwoju naszej informatyki przełomowe znaczenie. Wykazały one przede wszystkim, że wytwarzanie sprawnie działających uniwersalnych maszyn cyfrowych o nie małych -jak na owe czasy możliwościach - jest w Polsce realne. Maszynami tymi zainteresowały się liczne ośrodki naukowe i władze gospodarcze.

Maszyna XYZ została wkrótce udoskonalona i powielona, pod nazwą ZAM 2, w kilkunastu egzemplarzach, pracujących niezawodnie w kraju i za granicą. Dokonał tego wspomniany już Zakład Doświadczalny, działający przy Instytucie Maszyn Matematycznych PAN, w jaki z kolei przekształcił się ZAM. Za osiągnięcia te twórcy XYZ i ZAM 2 zostali wyróżnieni, jak kiedyś twórcy ARR, zespołową Nagrodą Państwową II stopnia, przyznaną im w 1964 r.

Silnym atutem maszyn XYZ i ZAM 2 było ich oprogramowanie, a w szczególności tak zwany System Automatycznego Kodowania, w skrócie SAKO, uruchomiony na XYZ w 1960 r. Można go krótko opisać jako "polski Fortran".

Tak więc, w początkowych latach sześćdziesiątych, realny stał się szybki rozwój informatyki krajowej, opartej w znacznej mierze na własnych osiągnięciach. W klasie maszyn niewielkich, ZAM 2 zbliżone były do wielu maszyn produkowanych w tymże czasie w Europie Zachodniej, Związku Radzieckim, a także w Japonii, gdzie pierwsza maszyna cyfrowa zbudowana została nieco wcześniej niż XYZ. W zakresie zaś oprogramowania zajmowaliśmy, wśród wszystkich krajów zwłaszcza dawnegoo bloku, pozycję szczególnie silną. We Wrocławiu powstała fabryka, której głownym celem miała być budowa komputerów, a której zasadnicza kadra inżynierska przeszła wielomiesięczny staż w pracowniach naszego instytutu. Mieliśmy więc w kraju wyszkoloną kadrę inżynierów i matematyków, którym można było powierzyć dalsze ambitne zadania w dziedzinie budowy, oprogramowania i produkcji maszyn matematycznych. Co z tego w końcu wyszło to już całkiem inna historia.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200