Z energią na giełdę

Czy fakt, że w tych zakładach pojawiają się i będą się pojawiać nowi zagraniczni inwestorzy, osłabia pozycję polskich firm IT?

Wiadomo że część inwestorów bezwzględnie narzuca stosowanie tych systemów i aplikacji, których używa w innych krajach. Nie wierzę jednak, żeby rozsądny inwestor - nastawiony przecież na zarabianie, a nie na wydawanie pieniędzy bez końca - wyrzucił sprawne aplikacje, tylko dlatego że są polskiej produkcji. Na obecnym etapie rozwoju rynku polskie firmy znajdują się wręcz w uprzywilejowanej sytuacji. Nasze prawo posługuje się na tyle specyficznymi konstrukcjami, że adaptacja zagranicznych systemów billingowych w zakładach energetycznych staje się nieopłacalna.

Od dawna myślimy o billingu multimedialnym, wspólnym dla energii, gazu, wody. Jesteśmy przygotowani do budowy centrów rozliczeniowych dla dostawców wielu mediów. Na razie prawo nie zezwala na prowadzenie takiej działalności, ale to kwestia czasu.

Przeglądając życiorysy założycieli i członków zarządu Telmaksu, można łatwo zauważyć, że prawie wszyscy mają wykształcenie techniczne i pracowali na stanowiskach inżynierskich w bydgoskich firmach. Czy etykieta tzw. spółki inżynierskiej nie będzie przeszkadzać, zwłaszcza teraz kiedy staliście się firmą publiczną?

Dla mnie "spółka inżynierska" to logika działania. Nie mam pejoratywnych skojarzeń z tym określeniem. Absurdem byłoby sądzić, że osoba z wykształceniem technicznym nie może być świetnym menedżerem.

Musi pan wiedzieć, że w naszej firmie zawsze istniał podział ról. Prezes Zbigniew Kuliński, mimo technicznego wykształcenia, od początku działalności Telmaksu był odpowiedzialny za finanse, nigdy nie ingerował w sprawy techniczne. Przyznaję, że inwestorzy zwracali nam uwagę np. by utworzyć oddzielne stanowisko dyrektora finansowego, ale nie stawiali w związku z tym warunków.

Trzy lata temu prezes Zbigniew Kuliński mówił, co odnotowaliśmy na naszych łamach, że planuje wprowadzenie do Telmaksu inwestora strategicznego, który wesprze rozwój firmy. Jako przykład podawał wówczas firmę Teta. Jak ewoluowała ta strategia, że w końcu Telmax znalazł się na giełdzie?

Nasza obecność na giełdzie to nic innego jak konsek-wencja decyzji podjętych w 1999 r. Naszym inwestorem zostały duże fundusze emerytalne, dla których wyemitowaliśmy obligacje. I to one chciały, abyśmy weszli na giełdę, by zapewnić płynność obligacji. W efekcie obligacje zamieniono na akcje.

Pierwsze notowanie przyniosło sukces, ale już następnego dnia prasa biznesowa pisała o niskiej płynności akcji spółki.

Jestem przekonany, że nie będziemy spółką o niskiej płynności. Na początku czerwca odbędzie się kolejna emisja akcji i wierzę, że za 2, 3 miesiące wysokość obrotów naszymi akcjami nie będzie już nikogo niepokoić.

Dlaczego tak niewiele spółek IT decyduje się wejść na giełdę?

Nie podejmuję się mówić za innych, bo nas pewnie też nie byłoby na giełdzie, gdyby nie umowa z inwestorami. Na rynku jest kilka firm IT, które grają o wysoką stawkę, i morze firm drobnych. Liczę, że rynek publiczny pozwoli nam walczyć o większe kontrakty i powoli, systematycznie zbliżać się do czołówki.

Co łączy Telmax z Bydgoszczy z firmą o tej samej nazwie, która ma siedzibę w Poznaniu?

Nie łączy nas nic poza niedoskonałością systemu prawnego, w którym przyszło nam funkcjonować. Przez przeoczenie sądy zarejestrowały dwie firmy o tej samej nazwie, na nieszczęście działające w tej samej branży.


TOP 200