Z dziejów informatyzacji w Polsce

KS - Prawie nie ma w tej chwili środowiska niezależnych konsultantów informatycznych. Taki niezależny konsultant jest narażony na niechęć firm informatycznych. Doradcy wolą zatem pracować w tych firmach, związać się z danym produktem i promować go.

IDB - Czy to znaczy, że zamiast współpracy istnieje wręcz konflikt interesów między dostawcami informatyki a konsultantami w tej dziedzinie?

KS - Istnieje odrębność zadań. Konsultant to jest ktoś, kto dogłębnie poznaje firmę, włącznie z jej nieformalną strukturą i prywatnymi motywacjami ludzi, a następnie - nie tracąc spojrzenia człowieka z zewnątrz - na podstawie strategii biznesowej wypracowuje dla niej strategię organizacyjną. Wizję rozwoju przekłada na język systemowy. Podpowiada zarządowi również narzędzie informatyczne. Jeszcze inaczej mówiąc, tworzy model firmy zaszyty w system zintegrowany, który podwyższa skuteczność firmy. Jeśli doradca dobrze zrobi swoją robotę, jest w opozycji dla całej rzeszy sprzedawców informatyki, którzy nachodzą dyrektorów i mówią im, że nie ważne jest, co jest jej potrzebne, bo ich system może wszystko. Jeszcze nie spotkałem dostawcy, który by uczciwie powiedział, że jego system czegoś nie może. Doradca jest postrzegany jako ten, który dokonuje selekcji.

IDB - Wyłania się nam świetlany obraz doradców, chociaż przecież znane są liczne przykłady ich nierzetelności.

WP - Oczywiście, że bywają i doradcy nierzetelni, ponieważ w tym rzemiośle w Polsce nie ma innej przesłanki do rzetelności niż osobista uczciwość. Są to ludzie, którzy muszą być wszechstronnie wykwalifikowani. Na naszym rynku nie istnieje obiektywny wskaźnik oceny takich kwalifikacji, taki jak na przykład w budownictwie odpowiednie uprawnienia. Sprawę certyfikacji doradców powinny podjąć stowarzyszenia informatyczne, ale są zbyt słabe, aby wypracować chociażby jakąś koncepcję.

WR - Dzisiaj w Polsce papiery mistrzowskie doradcy zastępuje się renomą - na ogół międzynarodową - firmy konsultingowej, w której doradca pracuje.

WP - Ta renoma to szkodliwa proteza psująca rynek. Na świecie te firmy są nastawione na inną skalę projektów, tymczasem w Polsce dominują średnie i małe przedsięwzięcia, w których lepiej sprawdzają się ludzie z głową niż z korporacyjnym plecakiem.

MK - Konsultant jest usytuowany w najbardziej wrażliwym miejscu: między technologią a zarządzaniem. Tylko on może sprawić, że menedżer z poziomu "obsługi komputera czy programu" wskoczy na poziom używania informatyki, jako narzędzia do rozwiązywania problemów.

IDB - Czy takiej roli nie może odegrać szef komórki informatycznej w przedsiębiorstwie?

KS - Brakuje mu spojrzenia z zewnątrz. Jest okopany w swojej firmie, ma swoją strategię przetrwania, nie ma żadnego interesu do zmiany tej sytuacji.

WP - Firmy informatyczne ratując się przed ich wrogością, wprowadziły szalenie demoralizujący zwyczaj przekabacania informatyków przez zatrudnianie ich jako konsultantów lub płacenia im w innej formie. W konsekwencji główny informatyk realizuje swoją koncepcję informatyzacji, zarząd swoją, a sprzedawca systemu jeszcze inną.

KS - W dużych przedsiębiorstwa są rozbudowane działy informatyczne. Ich pracownicy uważają, że sami lepiej napiszą system, bo znają środowisko, dla którego tworzą. Przy okazji zabezpieczają sobie posady na lata.

Przedsiębiorstwa są dumne, że obok działalności podstawowej mają jeszcze fabryczkę informatyczną. Nie znają standardów. Nie znają rynku.


TOP 200