Z doświadczeń informatyka miejskiego

Rząd a samorząd

Aby rozwinąć rzecz bardziej szczegółowo - kontynuuje naszą rozmowę Jacek Rymkiewicz - skupmy się na przykładzie mapy numerycznej. Informacje, jakie mają być zawarte w mapie numerycznej nie mogą oczywiście zaspokajać w całości tylko potrzeb samorządowych - część z nich określa administracja rządowa. Z kolei nagromadzenie zbyt wielu danych jest czasem niepożądane. Obrazuje to sytuacja, jaka pojawiła się ostatnio przy pozyskiwaniu danych dla pilotażowego projektu SIT w Łodzi. Towarzysząca mapie przestrzenna baza danych jest tak obciążona informacjami, że obecnie nie ma szans na sprawne funkcjonowanie całego systemu.

Po aktualizacji baz danych końca ulicy, jej początek jest już całkiem inny od tego co się znzjduje w mapie - dodaje. Tymczasem mogłyby to wykonywać we własnym interesie samorządy. Jednak zdaniem głównego geodety kraju ewidencja gruntów jest własnością administracji rządowej i samorząd nie może się w ogóle tym tematem zajmować.

Jednym z często używanych argumentów jest możliwość łatwiejszego naniesienia błędnych danych na mapę, której samorząd nie jest właścicielem. A przecież przysłowiowa "panienka" w urzędach rejonowych nanosi te dane na podstawie karteczki, którą przesyła jej inna "panienka" z gminy. Każda z nich ma takie same szanse na omyłkę.

Mówimy w tym miejscu o mapie zasadniczej - w skali 1:500. Dla potrzeb miasta, dla celów operacyjnych wcale nie jest potrzebna owa "pięćsetka" - często wystarczy skala 1:10000. Na przykład, w razie awarii wodociągu na ulicy - komputer właśnie na mniej szczegółowej mapie może wskazać drogę dojazdu. Zwracamy się do głównego geodety kraju, żeby zdefiniował, jakie standardy, jakie informacje są potrzebne administracji rządowej. Bo nie ma sensu wykonywać dwukrotnie całego przedsięwzięcia - samorząd za siebie i administracja państwowa za siebie. Cztery lata nie możemy się doprosić odpowiedzi - mówi Jacek Rymkiewicz. Załóżmy, że robimy "burzę mózgów" w naszym urzędzie i sami określamy to, co nam jest potrzebne. Dalej - mówi - załóżmy, że takie mapy będziemy digitalizowali, wektoryzowali - wykonamy pewną pracę. Po pewnym czasie urząd głównego geodety, czy pani Barbara Blida, minister budownictwa i gospodarki przestrzennej powie, że jest potrzebny jeszcze inny zestaw danych, a najlepiej w zupełnie innej skali. Trzeba będzie drugi raz wykonywać podobną pracę.

Aby nie wydawać pieniędzy na próżno można też nic nie robić - ale nie jest to przecież metoda na życie - podsumowuje główny informatyk miasta stołecznego Warszawy.

Nasze inicjatywy w stosunku do administracji rządowej pozostały bez echa - mówi Jacek Rymkiewicz. Ostatnio dyrektor wydziału planowania i gospodarki przestrzennej urzędu skierował w tej sprawie pismo do ministra budownictwa i gospodarki przestrzennej - czekamy cierpliwie na konkretną odpowiedź.

Ewidencje w gminie czy w rejonie

Niedawno przeczytałem o pomyśle obłożenia nieruchomości podatkiem katastralnym - dlaczego ma się tym zajmować Ministerstwo Finansów. Na Zachodzie widziałem - mówi Jacek Rymkiewicz - programy do wyceny gruntów. Jest tam dwadzieścia kilka współczynników cenotwórczych i jeżeli te programy można by było zastosować u nas, to jaka w tym będzie rola Ministerstwa Finansów. Tymczasem słyszę, że to ono ma rzekomo te grunty wyceniać, a wartość podatku ma sięgać do 10% wartości wyceny. Taka wycena posiadłości może się przecież zmieniać z roku na rok - to musi być bieżąca informacja, dane muszą być nanoszone na bieżąco. MF nie ma na to sił ani środków.


TOP 200