Wymyślić nowe rozwiązania albo utonąć

Czy macie jakieś konkretne osiągnięcia?

O, tak. W czerwcu 2006 r. powstał DDEX, giełda wymiany danych organizująca komunikację między kilkudziesięcioma podmiotami, m.in. największymi wytwórniami muzycznymi, organizacjami zbiorowego zarządzania prawami autorskimi i operatorami sieci cyfrowych oraz dostawcami usług szerokopasmowych. Wśród członków znajdują się: Apple, AOL, EMI Music, Microsoft, Orange, RealNetworks, Sony BMG. DDEX został założony przez konsorcjum jedenastu podmiotów, których celem było stworzenie standardów wymiany danych związanych z cyfrową dystrybucją przede wszystkim utworów muzycznych. Chodziło o to, by usprawnić zawieranie transakcji i współdzielenie informacji między uczestnikami owego cyfrowego "łańcucha dostaw". W tej chwili główne, opracowane jako standard, informacje to wiadomości o pojawieniu się nowych utworów, wymaganiach dotyczących raportowania sprzedaży oraz umożliwiające zawarcie umowy licencyjnej. CISAC koordynuje prace nad określeniem standardu metadanych opisujących warunki licencjonowania danego fragmentu treści. Trwają też prace nad opracowaniem wzorców identyfikacji danych fragmentów treści, co obejmuje m.in. numer ISNI (International Standard Name Identifier), międzynarodowy, standardowy identyfikator nazwy, umożliwiający jednoznaczną identyfikację np. danego fragmentu muzycznego.

Czy nie obawia się Pan, że dalsze prace zmierzające do bardziej ścisłego monitorowania tego, co ściągane jest z sieci, doprowadzą do wkraczania w sferę prywatności internautów?

Prawdę mówiąc, nie. Pomyślmy tylko o tym, jak szczegółowe profile użytkowników utrzymuje Google. Nie sądzę, byśmy jako branża muzyczna mogli się do tego choćby zbliżyć.

Rozmawiała Dorota Konowrocka

Więcej o prawnych aspektach wykorzystania technologii iT w serwisie ITLAW.computerworld.pl

Komu płacić?

Pierwszym sygnałem tej zapaści były nie do końca udane próby dostosowania prawa autorskiego do ochrony programów komputerowych. Dzisiaj pojawia się cały szereg nowych zagadnień, w dużej części związanych z rozwojem środków przekazu.

Niezwykle ciekawie dzieje się na styku funkcjonowania operatorów telekomunikacyjnych oferujących przekaz utworów sieciami mobilnymi i organizacji zbiorowego zarządzania prawami autorskimi (OZZ). Postawię tezę, że jeśli jesteście firmą, która wysyła dzwonki SMS-em, albo operatorem, który chce świadczyć usługi streamingu, to nie znajdzie się taki prawnik, który potwierdzi na piśmie, że Wasza firma jest w zgodzie z prawem pod każdym względem.

Jak się okazuje, rozliczenie się z wytwórnią (producentem) nie oznacza rozliczenia z twórcą. Operator idzie więc do organizacji zbiorowego zarządzania, ale czy pewne jest, że ZAiKS może brać pieniądze w imieniu zespołu Metallica? ZAiKS twierdzi, że tak, ale to wątpliwa teza. Po pierwsze nie wiadomo, czy ZAiKS ma prawo reprezentować twórców na tym nowym polu eksploatacji - wiele wskazuje, że jednak nie. Po drugie nie jest przesądzona legitymacja w zakresie twórców zagranicznych, a to clou usług mobilnych. Po trzecie ZAIKS ZAIKS-em, ale jest wiele innych organizacji zbiorowego zarządzania, które mogą zażądać swojego udziału w przychodach telekomów czy dostawców treści.

Co ma więc zrobić zdezorientowany operator? Nawet jeśli chce zapłacić, to nie wiadomo, komu i za co. Co gorsza, jeśli zawrze umowę bezpośrednio z twórcą (lub rozpowszechnia utwór licencjonowany na zasadach zbliżonych do "open source"), to i tak nie ma pewności, czy OZZ nie zażąda od niego płatności. A jak wpadnie na pomysł przesłania utworu audiowizualnego, to jest pewne - po nowelizacji art. 70 Prawa autorskiego - że roszczenia ze strony OZZ się pojawią. Nie jesteśmy w stanie stworzyć mechanizmu, by operatorzy mieli wreszcie spokój i pewność, że zapłacili wszystkim wszystko, co było do zapłacenia. A takie nieszacowalne ryzyko uniemożliwia zbudowanie rozsądnego business case.

Oczywiście, gdzieś tam na końcu pieniądze z kieszeni będzie musiał wyciągnąć konsument. Im więcej opłat na rzecz OZZ, tym usługi stają się droższe, bywa nawet, że nieopłacalne. I to przy poczuciu (uzasadnionym), że w większości takie opłaty są bez sensu i wynikają bardziej z chęci "okupienia się" i świętego spokoju niż rzeczywiście z obowiązku prawnego.

Polskie prawo nadzwyczaj faworyzuje OZZ-y, a same te organizacje są dość agresywne. Z drugiej strony i operatorzy, i dostawcy treści nie zgadzają się na tak nieokreślone reguły gry. Na razie mamy okopy i wielką niechęć po obu stronach (a w wielu wypadkach ta niechęć przeszła w nienawiść, wystarczy poczytać fora internetowe). Prawo mamy do tego stopnia nieracjonalne, a praktykę na tyle niejednorodną, że jeśli OZZ będą upierać się przy bardzo szerokiej wykładni prawa, to w pewnym momencie operatorzy po prostu zrzucą się na lobbing w sprawie zmiany ustawy. Konieczne jest rozsądne porozumienie, bo przecież wszystkim graczom zależy na postępowaniu zgodnym z prawem. Ale pomiędzy zgodnością z prawem a byciem wyzyskanym jest duża różnica.

Fragmenty prezentacji mec. Marcina Maruty, partnera w Kancelarii Radców Prawnych Kuczek, Maruta i Wspólnicy, wygłoszonej na IV Forum na rzecz Usług Szerokopasmowych.


TOP 200