Współczesne atrybuty władzy

Chcemy kupić komputer. Decydujemy się na zakup przenośnego notebooka. Jest to wydatek trochę większy, niż cena, jaką płacilibyśmy za komputer "biurkowy", ale.... Zafascynowani pięknymi kolorami na ekranie wyświetlacza LCD (oczywiście z aktywną matrycą, z trackballem, z zainstalowanym systemem Windows) tłumaczymy sobie konieczność większego wydatku tym, że nasz wymarzony notebook jest przecież tak lekki i tak niewielki. Oczyma wyobraźni widzimy już siebie, jak bez specjalnego wysiłku korzystamy z komputerka w hotelu, i w pociągu - a przecież taki charakter ma praca, którą wykonujemy.

Chcemy kupić komputer. Decydujemy się na zakup przenośnego notebooka. Jest to wydatek trochę większy, niż cena, jaką płacilibyśmy za komputer "biurkowy", ale.... Zafascynowani pięknymi kolorami na ekranie wyświetlacza LCD (oczywiście z aktywną matrycą, z trackballem, z zainstalowanym systemem Windows) tłumaczymy sobie konieczność większego wydatku tym, że nasz wymarzony notebook jest przecież tak lekki i tak niewielki. Oczyma wyobraźni widzimy już siebie, jak bez specjalnego wysiłku korzystamy z komputerka w hotelu, i w pociągu - a przecież taki charakter ma praca, którą wykonujemy.

W planach zakupu urządzenia, utwierdza nas podawany często przez producenta czas samodzielnej, bateryjnej pracy notebooka - te kilka (lub nawet kilkanaście, gdy wyświetlacz nie jest kolorowy i nie posiada podświetlania) godzin pracy powinno, jak nam się wydaje, zaspokoić w pełni nasze potrzeby. Na dodatek za sprzęt, który często kosztuje tyle co fabrycznie nowy Polonez, płaci firma.

Na nasz wybór być może wpływa także ciekawa obyczajowość końca XX w. - notebooki stały się atrybutem władzy (jak dawniej berło czy buława). Któż ze sfer rządowych czy finansowych nie chciałby być właścicielem tak ważnego symbolu. A gdy jeszcze urządzenie to posiada wrażliwy na proces pisania ekran. Każdy ze środowisk establishmentu czy bankowości wie, jak ważny jest podpis na dokumencie. I jednocześnie jak łatwo tak podpisany (bezpośrednio za pośrednictwem ekranu) dokument można zarchiwizować czy też przesłać elektronicznie dalej.

Spróbujmy nieco pofantazjować. W parę miesięcy czasu po kupnie notebooka, firma, od której kupiliśmy to cacko już nie istnieje. Ale przecież, kiedy dokonywaliśmy zakupu wydawało się, że jesteśmy przygotowani na każdy możliwy splot wypadków. Zdając sobie sprawę, że losy sympatycznego sprzedawcy notebooków mogą się tak właśnie potoczyć nabyliśmy również zapasowe akumulatorki oraz odpowiednie ładowarki.

Tymczasem w rok od zakupu wszystkie baterie są do niczego. A niektóre z nich po naładowaniu dają zaledwie 10 minut czasu, kiedy możemy podziwiać piękne kolory na wyświetlaczu z aktywną matrycą. A przecież każdy z akumulatorów kosztował po kilkadziesiąt dolarów. Pomału godzimy się z tym, że piękne, kolorowe (oraz do niedawna tak praktyczne) notebooki pracują wyłącznie przy zasilaniu sieciowym. Co więcej, po dwóch trzech latach i to nie wystarcza. Po kilku godzinach nieprzerwanej pracy urządzenia na stale zasilanego z sieci, wyłącza się ono bez ostrzeżenia. Pojemność baterii jest już tak mała, że proces ładowania nie wystarcza na zasilanie kilku pod rząd uruchomień stacji dysków.

O tym, jak ważnym problemem jest sprawa pojemności akumulatorów, niech świadczy fakt, który miał miejsce miesiąc temu. Jedna z potęg technologicznych - firma IBM musiała wstrzymać sprzedaż notebooków typu ThinkPad 500 - z powodu o wiele mniejszej od podawanej pojemności baterii.

Problemy z pojemnością to podstawowy kłopot z akumulatorkami zasilającymi - zależnie od typu baterii są one różnego rodzaju. Najczęściej stosowane akumulatory niklowo-kadmowe charakteryzują się w czasie eksploatacji tzw. "efektem pamięciowym". Efekt ten występuje wtedy, gdy bateria jest ładowana w początkowym okresie eksploatacji bez uprzedniego, silnego rozładowania. Gdy użytkownik próbuje ją rozładować po pewnym czasie, kiedy jej pojemność jest np. połową wartości nominalnej to działanie takie może już nie przywrócić jej początkowych parametrów.

Z tego też właśnie powodu coraz częście stosowane są akumulatory niklowo-wodorkowe (NiMH), które pracują bez "efektów pamięciowych", a na dodatek są o ok. 40% trwalsze od niklowo-kadmowych.

Inni producenci stosują bardziej egzotyczne źródła zasilania. Np. wpomniane wyżej notebooki do ThinkPada firmy IBM są zasilane samoładującymi się akumulatorami ołowianymi, które nie potrzebowały oddzielnego zasilacza sieciowego. Mimo, że pracowały bez efektów pamięciowych, IBM po serii opisanych wyżej kłopotów zastąpi je być może bardziej "klasycznymi" bateriami niklowo-wodorkowymi.

Kolejna firma (Rayowac Corp.) wprowadziła ostatnio na rynek ładowalne baterie Renewal AA alkaliczno-manganowe. Akumulatory tego typu można ładować-rozładowywać 25 razy. Można je będzie stosować do subnotebooków i personalnych komunikatorów. Na użycie tego typu technologii dla zastosowań, które potrzebują większej pojemności (jak np. kolorowy notebook z możliwymi napędami) jeszcze się nie zdecydowano. Na ostatnich targach Comdex firmy Compaq i Duracell przedstawiły wspólnie opracowane, nowe rozmiary baterii niklowo-wodorkowych. Być może, już wkrótce i inni producenci przenośnego sprzętu dostosują się do tych ustaleń.

Kupując wymarzonego notebooka warto więc znać odpowiedź na kilka pytań:

Czy producent sprzętu (a także firma sprzedająca) mają na tyle stabilną sytuację finansową, że po pewnym okresie czasu (rok, kilka lat) dostarczą nam niezbędnych części zamiennych i zapewnią odpowiedni serwis?

Czy zasilanie notebooka jest tego typu, który charakteryzuje się "efektem pamięciowym"?

Czy używane w notebooku baterie działają na zasadzie pewnej, sprawdzonej technologii?

Czy baterie, o jakich mowa, mają standardowe rozmiary, także takie, jakich używają i inni producenci przenośnego sprzętu?

(Na podst.InfoWorld,grudzień 93/wn)

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200