Wieści z terenu

Oczekiwanie na nadejście roku 2000 można przekształcić w spokojną egzystencję, jeżeli uczyniło się wszystko, co jest zgodne ze sztuką zawodową i włas-nym sumieniem. Aby zaznać tego stanu, Lokalny Informatyk wymusił w końcu na Zarządzie stosowną nasiadówkę, mającą na celu prezentację problemu, zagrożeń z tego wynikających i metod przeciwdziałania.

Oczekiwanie na nadejście roku 2000 można przekształcić w spokojną egzystencję, jeżeli uczyniło się wszystko, co jest zgodne ze sztuką zawodową i włas-nym sumieniem. Aby zaznać tego stanu, Lokalny Informatyk wymusił w końcu na Zarządzie stosowną nasiadówkę, mającą na celu prezentację problemu, zagrożeń z tego wynikających i metod przeciwdziałania.

Zarząd, chcąc, nie chcąc, wysupłał godzinę swego cennego czasu dla wysłuchania marudy komputerowego. "No to powiedz wreszcie Informatyku, co cię dręczy" - usłyszał na wstępie. Zaczął z kopyta od wyjaśniania zjawiska. Aby było obrazowo i przemówiło do umysłów wielkich ludzi w firmie, wybrał dosyć spektakularny i najprostszy z możliwych sposób wyklarowania zagadnienia. "Jeśli w komputerze rok byłby pamiętany jako cztery cyfry, wówczas wynik odejmowania 2000 minus 1999 byłby jaki?" - zaczął od zagadki arytmetycznej.

Zarząd nie dał się wywieść w pole i podał prawidłowy wynik. "A gdy pamiętany jest na dwóch pozycjach, wtedy następuje odejmowanie liczby 99 od 0 i wynik jest nieprawdziwy i jeszcze ujemny" - przygwoździł ich Lokalny. "Ha, ha, ale głupie te komputery" - dała się słyszeć wymiana uwag pomiędzy szefami.

Lokalny nigdy nie twierdził, że komputery są mądre, niemniej wygląda na to, iż niektórzy do tej pory tak uważali. Nie wiedział, czy w tym momencie utracił resztki uznania ze strony Zarządu, który niespodziewanie odkrył, że uważany za alfę i omegę komputerowiec zajmuje się tak prymitywnymi urządzeniami, nie potrafiącymi nawet poprawnie wykonać najprostszego odejmowania. Obawiał się, że drogą indukcji Zarząd dojdzie do wniosku, jakoby fachowiec zajmujący się głupim sprzętem też nie musi być zbyt bystry. Od tego już tylko krok do zrównania jego wynagrodzenia z personelem posługującym się równie nieskomplikowanymi (i także nie potrafiącymi odejmować) narzędziami, jakimi są miotły i szmaty. A tego bardzo by nie chciał, oj nie. Na szczęście płonne okazały się jego obawy, albowiem przełożeni podeszli do sprawy konstruktywnie i z troską o losy informatyki w firmie. Kazali oszacować koszty stosownych działań, na co Lokalny był wyraźnie przygotowany, przedstawiając harmonogram i kosztorys. Zdawał sobie sprawę, że coś z tej puli skapnie jemu, jako autorowi jednego z istotnych programów, utrzymujących przy życiu firmę. Wiedział, że narobił w programie głupot, kodując w wielu miejscach rok dwucyfrowo. Na szczęście Zarząd nie wnikał skąd te błędy w sztuce, przyznając stosowną pulę finansów na wyprostowanie sprawy. To, że komputery są głupie - w porządku. Że oprogramowanie nie jest mądre - trudno - jest takie, jak mądry jest jego twórca. Najgłupsze w tym wszystkim jest to, że na tej ogólnej głupocie można jeszcze zarobić.

Piotr Schmidt

(agent zakładowy)

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200